Nowa metoda naliczania opłat stałych za wodę to cios w budżety przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych, który odczują też mieszkańcy. Skończy się na fali podwyżek – ostrzegają samorządy.
DGP
Rośnie grono przeciwników rozwiązania zaproponowanego w nowelizacji ustawy – Prawo wodne (Dz.U. z 2019 r. poz 125 ze zm.), nad którym pracuje właśnie rząd. Zakłada ono nową, mniej korzystną fiskalnie metodę obliczeń opłaty stałej za pobór wody i zrzut ścieków. Skorzystają na niej Wody Polskie, które będą inkasować dużo większe kwoty.
Jak bardzo? Z szacunków eksperów z Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie (IGWP) wynika, że ustawowa zmiana podniesie opłatę stałą średnio o 205 proc. I choć nie da się tego jednoznacznie przenieść na koszty jednostkowe, bo wzór jest bardzo skomplikowany i uwzględnia wiele parametrów, to z wstępnych ustaleń wynika, że podwyżki dla mieszkańcow mogą sięgnąć 50 proc. Zrzucą się na to przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne, a pośrednio sami mieszkańcy – przestrzega branża.

Konflikt dwóch wartości

Skąd wziął się spór? Gdy 1 stycznia 2018 r. wchodziło w życie nowe prawo wodne, ustalono, że pozwolenia wydane przed tą datą będą nadal ważne, a Wody Polskie naliczą na nowo opłaty. Dzielą się one na stałe (zasobowe lub abonamentowe) i zmienne, czyli zależne od faktycznych poborów wody. Są też naliczane na podstawie trzech parametrów: jednostkowej stawki opłaty (określonej w rozporządzeniu), czasu (liczby dni) i maksymalnej ilości pobieranej wody w metrach sześciennych na sekundę.
Sęk w tym, że o ile obliczenie opłat w przypadku nowych wniosków było dokładnie opisane w ustawie, to w starych wnioskach parametr m3/sekundę w ogóle nie występował. Znaleźć można w nich inne wartości – np. maksymalne ilości pobieranej wody w m3/godzinę, m3/dobę i m3/rok/. Takich pozwoleń nadal obowiązuje około 20 tys.
W praktyce spór toczy się więc o jeden przepis. W ustawie ma się bowiem pojawić artykuł, który jasno stanowi, że opłaty stałe za pobór wód naliczane będą na podstawie maksymalnego poboru godzinowego. A różnice między zastosowaniem rozliczenia godzinowego lub rocznego są znaczące. W praktyce mogą zawyżyć opłaty nawet do kilkuset tysięcy złotych w skali roku. Dlaczego? Bo np. przy okazji pożaru, gdy wody potrzeba dużo, jej godzinowy pobór osiąga wysoki poziom. Jest to jednak wydarzenie incydentalne, które nie rzutuje na statystyki poboru wody w rocznej perspektywie.
Zdaniem branży i samorządowców taka metoda nie jest właściwa. – Maksymalna zadeklarowana w pozwoleniu wartość godzinowa jest wartością chwilową. Nikt nie ma prawa przemnożyć jej przez 24, a następne przez 365 i pobrać takiej ilości wody – przekonuje Dorota Jakuta, prezes Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie. Wyjaśnia, że maksymalne pobory godzinowe zdarzają się choćby w gorących miesiącach, ale niemal nie zdarzają się w chłodniejszych okresach roku, gdy wody zużywa się mniej.

Kontrowersyjne wyliczenia

Resort gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej stoi jednak na stanowisku, że wskaźnik m3/godzinę jest najbardziej właściwy, bo stanowi „rekompensatę za rezerwację zasobów wód w ilości, która umożliwia korzystanie z nich w dowolnym momencie w maksymalnym rozmiarze, a nie za dopuszczalną (maksymalną) ilość możliwej do pobrania wody na rok”. Ministerstwo tłumaczy, że to rozwiązanie podobne do stosowanego w energetyce.
Inaczej do sprawy podchodzą samorządy. Swój głos sprzeciwu dla zmian wyrazili m.in. przedstawiciele Związku Gmin Warmińsko-Mazurskich. Do ich ostatniego apelu o wycofanie się z zapowiadanych zmian dołączyły się inne samorządy, m.in. Orzysz, Janowo, Giżycko, Biskupiec, Rybnik, a także Śląski Związek Gmin i Powiatów oraz Ogólnopolskie Stowarzyszenie Samorządów Terytorialnych.
– Zobligowanie do ponoszenia opłaty za wodę, która w rzeczywistości nie jest pobierana, to nadużycie oraz jest sprzeczne z interesem społecznym – przekonują władze Urzędu Miasta z Orzysza. W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele Urzędu Gminy w Janowie. – Nikt nie ma prawa pobrać opłaty za coś, czego nie dostarczył, a ewentualne wyższe koszty wody zostaną przerzucone na mieszkańców – przekonują.

Pod prąd sądom

Co ciekawe, wątpliwości ze sposobem naliczania opłat miały również Wody Polskie, które na przestrzeni ostatnich miesięcy zmieniły strategię. Najpierw uznawały bowiem, że opłatę stałą będą obliczać na podstawie wskazania m3/godzinę, co zapewniało większe zyski. Wycofały się jednak z tej profiskalnej metody, bo sądy administracyjnie konsekwentnie kwestionowały taki sposób rozliczeń i nakazywały obniżenie wysokości opłat.
Takie stanowisko przedstawił WSA w Gdańsku m.in. w wyrokach z 28 czerwca 2018 r. (sygn. akt II SA/Gd 287/18) i z 1 września 2018 r. (sygn. akt II SA/Gd 297/18). Uznał, że Wody Polskie nie powinny stosować przy naliczaniu opłat takich parametrów, które byłyby ze szkodą dla spółek wodociągowych. Organ przyjął bowiem wynik, który nie oddaje kosztów rzeczywistego, dopuszczalnego dla strony poboru wód w skali roku – wynika z wyroków. Zostały one jednak zaskarżone kasacyjnie i wkrótce trafią na wokandę Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Niezależnie od tych rozstrzygnięć, jeżeli zaproponowane przez resort gospodarki morskiej propozycje wejdą w życie, to odrzucany przez sądy sposób obliczania opłaty zostanie na sztywno wpisany do ustawy. Tym sposobem, jak przekonuje Maciej Łukaszewicz z Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy, korzystna dla przedsiębiorstw linia orzecznicza się zdezaktualizuje.
Etap legislacyjny
Ustawa w Sejmie, po obradach sejmowej komisji gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej