Polacy deklarują, że sortują odpady, ale tego nie robią. Samorządy zamierzają to zmienić. Wyższymi opłatami.
Polacy deklarują, że sortują odpady, ale tego nie robią. Samorządy zamierzają to zmienić. Wyższymi opłatami.
Częstochowa, Rybnik, Jaworz, Kolno – to przykłady gmin, w których od przyszłego roku wzrosną stawki śmieciowe. W pierwszym z tych miast mieszkańcy płacili 10,50 zł za zbiórkę selektywną i 12,50 zł za nieselektywną (miesięczne stawki za jedną osobę zamieszkującą nieruchomość). Od 2017 r. opłaty te wyniosą odpowiednio 12 i 20 zł. W Rybniku ceny skoczą z 15 do 25 zł (odpady zmieszane) i z 9 do 11 zł w przypadku segregacji.
Spora podwyżka szykuje się w Wadowicach. Dziś radni będą głosować w tej sprawie na nadzwyczajnej sesji. Jeśli zgodzą się na nowe stawki, za śmieci segregowane wadowiczanie będą płacić nie 5,70 zł od osoby, ale 8,60 zł. Tak więc jeśli dziś czteroosobowa rodzina płaci ponad 273 zł rocznie, to w przyszłym roku musiałaby już przelać na konto gminy prawie 413 zł.
Nie wszędzie podwyżki przechodzą łatwo. W Elblągu radni zablokowali propozycję prezydenta, która zakładała wzrost stawki za śmieci segregowane z 8 do 10 zł miesięcznie (przy nieselektywnej zbiórce nowa opłata miała wynosić 17,50 zł, w miejsce obecnych 14 zł).
Ze strony samorządów pojawia się cała lista powodów, dla których zmuszone są wprowadzić podwyżki. Argumentują, że strumień odbieranych odpadów jest większy, niż szacowano (i system finansowo się nie spina), oraz że trzeba jakoś uzupełnić lukę po ulgach, jakie gminy wprowadziły dla niektórych mieszkańców (np. dla posiadaczy kart dużej rodziny). Nie brakuje zarzutów w stosunku do mieszkańców – że najpierw deklarują segregację śmieci, by płacić niższe stawki, a potem wrzucają do worków i pojemników co popadnie. Potem gmina musi dopłacać do ich utylizacji. Władze Radzynia Podlaskiego obawiają się, że na sfinansowanie systemu śmieciowego na koniec roku zabraknie im 400 tys. zł.
Krzysztof Choromański ze Związku Miast Polskich do tej listy dodaje jeszcze konieczność podpisywania nowych umów z firmami śmieciowymi. – Pojawiają się informacje, że tam, gdzie kontrakt się kończy, wpływa tylko jedna oferta i wójt czy burmistrz nie ma wyboru. To stanowi argument, dla którego samorządom tak bardzo zależało na wprowadzeniu zasady in-house, czyli możliwości powierzania zadań własnym spółkom – twierdzi Krzysztof Choromański.
W lipcu tego roku prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację prawa zamówień publicznych, która uwzględniła zasadę in-house, jeśli chodzi o odbiór śmieci z nieruchomości zamieszkanych (w przypadku niezamieszkanych, czyli np. biur i siedzib firm, dalej obowiązkowy będzie przetarg). Teoretycznie jeśli gmina ma swoją spółkę i jednocześnie ma do czynienia z lokalnym monopolistą na rynku śmieciowym, to mogłaby spróbować przenieść zadania do własnej spółki i uchronić mieszkańców przed nieracjonalnymi podwyżkami proponowanymi przez firmę prywatną. Ale nowe przepisy wejdą w życie w styczniu 2017 r. Wiele gmin wciąż związanych jest kontraktami, tak więc nieprędko przekonamy się, jak ta regulacja wpłynie na ogólny poziom cen.
To, co dzieje się obecnie w gminach, to także pośredni efekt coraz większej presji, jaką rząd wywiera na lokalne władze. Ministerstwo Środowiska przypomina, że – zgodnie z dyrektywami UE – Polska do 2020 r. musi osiągnąć 50-proc. poziom recyklingu i przygotowania do ponownego użycia papieru, metali, tworzyw sztucznych i szkła. Tymczasem osiągnięty w naszym kraju w 2015 r. poziom recyklingu tych czterech frakcji wyniósł tylko 26 proc. Gdyby wziąć pod uwagę recykling wszystkich odpadów komunalnych, nasz wynik to 32 proc. Ale i tak mocno odbiega on od osiągnięć innych krajów. Przykładowo w Niemczech jest to prawie 64 proc., w Austrii – ponad 56 proc., w Belgii – nieco ponad 55 proc., a w Szwajcarii – 53,5 proc. Kary za nieosiągnięcie unijnych poziomów recyklingu i odzysku odpadów komunalnych mogą być dla Polski surowe – nawet kilka tysięcy euro dziennie.
Dlatego resort środowiska przykręca legislacyjną śrubę. Szykowane jest rozporządzenie w sprawie sposobu selektywnego zbierania wybranych odpadów. Jak pisaliśmy w DGP, wprowadza ono wymóg zbierania śmieci w podziale na co najmniej pięć frakcji – papier, szkło, metal, tworzywa sztuczne oraz odpady biodegradowalne. Projekt narzuca też gminom, w jakich kolorach pojemników mają gromadzić odpady (rozporządzenie ma wejść w życie 1 lipca 2017 r., z tym że samorządy będą miały pięć lat na wymianę pojemników).
Kolejna zmiana dotyczy stopniowych podwyżek za umieszczanie śmieci na składowiskach – z obecnych 120,76 zł za tonę do aż 270 zł.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama