Każdy minister ma prawo do zmian kadrowych w swoim resorcie i realizowania w nim własnej wizji. Antoni Macierewicz chce zlikwidować Akademię Obrony Narodowej, a w to miejsce powołać też akademię, ale sztuki wojennej.
Wielu ekspertów nie bardzo rozumie, dlaczego jest wprowadzana taka zmiana, czy chodzi tu tylko o przestawianie biurek i zmienianie pieczątek oraz szyldów, czy może odstraszenie wroga zadziorną nazwą. Prof. dr hab. Wojciech Fałkowski, wiceminister obrony narodowej, w wywiadzie dla DGP tłumaczył, że zmiana statutu placówki wiąże się m.in. ze zmianą profilu uczelni. Trudno nie zgodzić się z ministrem, że nowe rozwiązania są konieczne, choćby z tego powodu, że AON jest obecnie szkołą wojskową tylko z nazwy. Zamiast skupić się na kształceniu przyszłych żołnierzy zawodowych, oficerów i podoficerów, zajmowała się studentami cywilnymi, którzy najczęściej nie zamierzali się związać z armią. Jednak czy w tym celu trzeba zmieniać nazwę uczelni...
Nie ulega wątpliwości, że reforma w szkolnictwie wojskowym jest konieczna. Nie można jednak wylać dziecka z kąpielą. Przemodelowanie kształcenia armii i tego, czego będą uczyć się żołnierze od października w Akademii Sztuki Wojennej, nie może być jednak przejściem ze skrajności w skrajność. I MON zdaje sobie z tego sprawę. Co z tego wyniknie? Czas pokaże. Na razie, nie zachwyca mnie pomysł resortu, który od nowego roku akademickiego chce wprowadzić dla oficerów edukację historyczną (docelowo tego przedmiotu będą się uczyli także podoficerowie). Nic nie mam przeciwko historii i nawet rozumiem wiceministra Fałkowskiego, który jest wybitnym historykiem i twierdzi, że taka wiedza przyda się wojskowym. Nie można jednak przy tej okazji zapomnieć o ćwiczeniach wojskowych, o zdawalności sprawdzianów sprawnościowych na wyższym poziomie, bo z tym – zwłaszcza oficerowie – wciąż mają kłopot.
Nasza armia musi być dobrze wyszkolona pod względem obsługi nowoczesnego sprzętu i sprawna fizycznie. Jeśli to osiągniemy w stopniu zadawalającym, to możemy po służbie urządzać żołnierzom lekcje historii. Trochę mnie też dziwi mówienie, że najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa powinna być wiara żołnierzy. Biorąc pod uwagę, że formalnie mamy rozdział państwa od Kościoła, takie twierdzenie jest trochę zaskakujące.