Oficerowie zatrudnieni na stanowiskach urzędniczych w resorcie obrony narodowej są przenoszeni do rezerwy lub jednostek wojskowych. Eksperci ostrzegają przed nieprzemyślanymi roszadami.
Policjanci mają wyjść zza biurek i zająć się patrolowaniem ulic. Tak zapowiedział Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji. Podobne działania są już podejmowane w Ministerstwie Obrony Narodowej, gdzie tylko 49,5 proc. stanowisk urzędniczych zajmują cywile.
Odwoływani z poszczególnych departamentów MON żołnierze (ostatnio dwaj pułkownicy w departamencie prawnym) są przenoszeni do rezerwy kadrowej lub na inne stanowiska w jednostkach wojskowych. – Oficerowie powinni zajmować stanowiska dowódcze w jednostkach wojskowych, a nie być urzędnikami. Proces ucywilniania powinien być bardziej pogłębiony – stwierdza Marek Jach, przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Według niego wiele stanowisk, które obecnie piastują mundurowi, mogą zajmować pracownicy cywilni, co byłoby z podwójną korzyścią dla armii. Zaznacza, że doświadczeni żołnierze mogliby swoją wiedzę wykorzystywać w jednostkach wojskowych, a w ich miejsce można zatrudnić urzędnika, którego wynagrodzenie jest często dwukrotnie niższe.
Przed pochopnymi zmianami ostrzegają eksperci. Ich zdaniem nagłe roszady i przenoszenie żołnierzy na inne stanowiska lub nawet do innych miejscowości może skutkować zwiększoną liczbą odejść z armii. Przypominają, że taka sytuacja miała miejsce w 2011 r., gdy ze służbą dobrowolnie rozstało się 7,4 tys. wojskowych (średnio co roku odchodzi 3–4 tys. żołnierzy).
– Dyrektorzy lub szefowie oddziałów w departamentach MON nie chcą służyć w jednostkach wojskowych, bo to dla nich degradacja. Z moich informacji wynika, że część z nich już pouciekała na zwolnienia lekarskie, a w konsekwencji będą składać wnioski o odejście z armii – przekonuje gen. broni Mieczysław Bieniek, były wiceszef w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym NATO.
Tłumaczy, że roszady kadrowe są prawem każdego ministra, ale muszą być zachowane pewne proporcje w ucywilnianiu stanowisk, bo jednak mamy do czynienia z Ministerstwem Obrony Narodowej, a nie cywilnej. Ostrzega przed zatrudnianiem z politycznego klucza.
Podobnego zdania są inni eksperci. – Przy ucywilnianiu stanowisk należy kierować się wyważeniem. Jednak jest wiele stanowisk urzędniczych w armii, które niepotrzebnie zajmują żołnierze. Warto jednak, aby w każdej komórce był pracownik, który zna specyfikę wojska. Przełożeni, otaczając się takimi ludźmi, nie będą podejmowali decyzji w oderwaniu od tego, co się dzieje w jednostkach – wskazuje gen. Roman Polko, były dowódca GROM.
Przyznaje, że w armii dochodziło do wielu patologii związanych z polityką kadrową. Za przykład podaje zmienianie etatów wojskowych na cywilne.
– Zmiany były tylko po to, aby żołnierz, który odszedł na emeryturę, mógł nadal trwać na tym stanowisku i dodatkowo poza wynagrodzeniem pobierać świadczenie emerytalne – opisuje gen. Roman Polko.
Dodaje, że żołnierze nie mogą się oburzać, iż ich przenoszą do innych jednostek, bo służba wiąże się z dyspozycyjnością i mobilnością. Podkreśla, że pracujący w armii niektórzy lekarze, prawnicy czy prokuratorzy noszą mundur tylko po to, aby korzystać z przywilejów wojskowych.
Ważne
Żołnierz służby stałej może przebywać w rezerwie kadrowej maksymalnie dwa lata, a żołnierz kontraktowy maksymalnie pół roku