Polski urząd będzie egzekwował nałożone za granicą kary na polskie firmy delegujące pracowników. Istnieje duże niebezpieczeństwo, że zamiast pełnić funkcję komornika, okaże się grabarzem.
Delegowani w unijnym prawie / Dziennik Gazeta Prawna
Do czerwca 2016 r. Polska, podobnie jak inne państwa UE, musi wdrożyć dyrektywę 2014/67/UE w sprawie egzekwowania dyrektywy 96/71/WE dotyczącej delegowania pracowników w ramach świadczenia usług (dalej dyrektywa wdrożeniowa). Akt ten przewiduje możliwość stosowania wobec firm delegujących liczne środki kontrolne, m.in. obowiązek zgłaszania pracowników w kraju, do którego są wysyłani, wymóg przechowywania i udostępniania tam dokumentów, konieczność wskazania osoby do kontaktów itp. Za nieprzestrzeganie przepisów poszczególne państwa będą mogły nakładać administracyjne kary pieniężne lub grzywny administracyjne.
Nowe, ostrzejsze przepisy mogą stanowić duży problem dla polskich firm, które są pracodawcą dla prawie co piątego delegowanego pracownika w Europie (w sumie jest ich ok. 1 mln). Tymczasem eksperci nie mają wątpliwości, że niektóre kraje wykorzystają nowe przepisy jako element walki z zagraniczną konkurencją.
– Zamiast lepszej ochrony prawnej delegowanych (co było oficjalnym celem dyrektywy wdrożeniowej), może dojść do ograniczenia swobody świadczenia usług na unijnym rynku – mówią.
Przedsiębiorcy boją się olbrzymich kar
Dyrektywa zakłada, że poszczególne państwa będą się wzajemnie wspierać przy zwalczaniu naruszeń przepisów dotyczących delegowania. Wprowadzono np. mechanizm polegający na tym, że administracyjne kary pieniężne nakładane na przedsiębiorcę delegującego pracowników do danego państwa będą egzekwowane przez organy w kraju, gdzie dana firma ma siedzibę. Przy czym każde państwo ma wskazać organ, który będzie się zajmował egzekucją kar.
W Polsce prawdopodobnie zajmą się tym poszczególne urzędy skarbowe. Taką opcję rozważa Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, które od dłuższego czasu pracuje nad wdrożeniem unijnych przepisów. Eksperci są zaskoczeni, gdyż ich zdaniem właściwsza byłaby Państwowa Inspekcja Pracy. Przy czym jak wskazuje Stefan Schwarz, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy, największym problemem jest to, że dyrektywa nie zawiera żadnego zapisu, który umożliwiałby organowi egzekwującemu karę podważenie jej zasadności.
– Przykładowo we Francji większość kar przewidzianych dla zagranicznych firm delegujących pracowników została podniesiona do maksymalnego poziomu, czyli do 500 tys. euro. Co będzie, jeśli za to, że delegowany został zgłoszony w lokalnej inspekcji pracy z jednodniowym opóźnieniem, zostanie nałożona kara w wysokości kilku tysięcy euro? Czy Polska będzie egzekwować kary w przypadkach, gdy jest oczywiste, że są nieproporcjonalne do naruszenia i mają charakter dyskryminacyjny? – pyta Schwarz.
Część pieniędzy wpada do polskiej kieszeni
Oczywiście zgodnie z motywem 47 preambuły dyrektywy kary za naruszenie obowiązków wynikających z dyrektywy, jakie będą stosować poszczególne kraje wspólnoty, mają być z jednej strony skuteczne i zniechęcające, z drugiej – proporcjonalne. Ale jak zwracają uwagę firmy, nie przeszkodziło to niektórym europejskim krajom we wprowadzeniu u siebie drakońskich kar. Np. zarówno niemiecka ustawa o płacy minimalnej (MiLoG), jak i francuska (loi Macron) przewidują, że na firmę można nałożyć karę do 500 tys. euro. Pracodawcy obawiają się więc, by polski organ uprawniony do ściągania kar zamiast pełnienia funkcji komornika nie okazał się dla wielu polskich przedsiębiorstw grabarzem.
– Resort stoi przed niezwykle trudnym zadaniem, które polega na tym, żeby z jednej strony nie łamać dyrektywy, a z drugiej wdrożyć mechanizm zabezpieczający polskie firmy przed egzekucją kar nałożonych z naruszeniem prawa unijnego – stwierdza Stefan Schwarz.
Dodaje, że możliwości ku temu są. Zgodnie bowiem z dyrektywą wdrożeniową organ nakładający karę, przekazując informację do organu, który w innym kraju będzie ją miał wyegzekwować, jest też zobowiązany do podania okoliczności, w jakich została ona nałożona. Powstaje jednak pytanie, czy np. urzędy skarbowe będą zainteresowane negowaniem nadmiernych kar. Tym bardziej że będą działać na niekorzyść budżetu państwa.
– Zgodnie bowiem z art. 19 ust. 1 dyrektywy wdrożeniowej wyegzekwowane kwoty przypadają organowi, który tę egzekucję prowadził – wyjaśnia Stefan Schwarz.
Problemy z określeniem kierowcy
Jeszcze więcej wątpliwości związanych z implementacją dyrektywy wdrożeniowej mają polskie firmy transportowe. Wszystko dlatego, że według polskiego prawa kierowca w transporcie międzynarodowym jest pracownikiem w podróży służbowej. Tymczasem zgodnie z rozporządzeniem 1072/2009/WE dotyczącym wspólnych zasad dostępu do rynku międzynarodowych przewozów drogowych do kierowców wykonujących przewozy kabotażowe stosuje się przepisy dyrektywy dotyczącej delegowania pracowników.
– Jest spór co do tego, czy dyrektywa powinna dotyczyć pracowników będących w trasie. W związku z tym nie można bezrefleksyjnie ściągać kar nakładanych na przewoźników drogowych. Dostrzegamy tutaj bardzo duże zagrożenie dla polskich firm. Zwłaszcza w sytuacji, gdy dochody z tych kar miałyby zasilać polski budżet – mówi Maciej Wroński, prezes organizacji pracodawców Transport i Logistyka Polska. – Dlatego apelujemy do Ministerstwa Pracy o wprowadzenie takich zapisów do polskiego prawa, które nakazywałyby badanie zasadności nałożonej kary.
Resort nieskory do wyjaśnień
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej tymczasem milczy. Nie informuje, który organ – urzędy skarbowe czy Państwowa Inspekcja Pracy – będą zajmowały się ściąganiem kar. – Obecnie kończą się w prace nad projektem ustawy stanowiącej implementację dyrektywy 2014/67/UE, który zostanie następnie przekazany do uzgodnień międzyresortowych i uzgodnień z partnerami społecznymi. Regulacje dotyczące organu współpracującego egzekwującego kary i grzywny o charakterze administracyjnym będą przedmiotem wskazanej ustawy – lakonicznie poinformował nas resort.
Ministerstwo nie odpowiedziało też na pytanie dotyczące tego, czy w projekcie będą przewidziane jakieś mechanizmy zabezpieczające Polskich przedsiębiorców przed nieproporcjonalnymi sankcjami. Przedsiębiorcy delegujący mają więc nadzieję, że o ich interesy zadba nowy minister pracy. Czy tak się stanie? Pokaże czas.