Zatrudnienie urzędnika samorządowego nie może odbywać się według uznania kierownika jednostki. Na taką dowolność może sobie pozwolić tylko szef prywatnej firmy, choć i on też musi stworzyć jakieś własne zasady kreowania polityki kadrowej, bo inaczej się pogubi.
W przypadku gmin wszystko musi odbywać się według ściśle określonych reguł wskazanych w ustawie z 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (Dz.U. nr 223, poz. 1458 z późn. zm.).
Mimo że akt ten obowiązuje już ponad cztery lata i warto byłoby mu się przyjrzeć wcześniej, to były resort spraw wewnętrznych i administracji, a także Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji nie dostrzegały takiej potrzeby.
Tymczasem nie brakowało innowacyjnych wójtów i burmistrzów, którzy dokonywali falandyzacji prawa.
Dlatego dobrze się stało, że uporządkowano przynajmniej część wątpliwości interpretacyjnych w zakresie zatrudniania i ścieżki kariery urzędników w ustawie z 10 maja 2013 r. o zmianie ustawy o pracownikach samorządowych oraz niektórych innych ustaw.
Zacznijmy od sekretarza. Takie stanowisko musi być w każdym urzędzie samorządowym. Powód? Ma szczególnie dbać przede wszystkim o politykę kadrową. Szczytny cel, ale często krytykowany przez samych samorządowców. Wciąż padają argumenty, że w małej gminie taka osoba jest niepotrzebna lub że lepiej za te pieniądze utworzyć dwa stanowiska merytoryczne dla urzędników, którzy odciążą pracę jednostki. Trudo polemizować z tymi argumentami. Jednak skoro ustawodawca kierował się taką ideą i ją wdrożył, to obowiązkiem wójta czy prezydenta miasta jest się do niej zastosować.
Jak z tym radzili i radzą sobie samorządowcy? Znaczna część nie miała z tym kłopotów, ale nie brakowało też takich, którzy w nieskończoność przeprowadzali nabory, w trakcie których nie byli wyłaniani kandydaci. Inni celowo nie podporządkowywali się prawu. W efekcie powierzali np. zastępcy wójta dodatkowe pełnienie obowiązku sekretarza, często bez wymaganych ustawowo kwalifikacji. Dzięki takim praktykom czasowe pełnienie obowiązków na tym stanowisku można było wykonywać w nieskończoność.
Uchwalona ostatnio przez Sejm nowelizacja, którą teraz z pewnością podpisze prezydent, wprowadza zakaz pełnienia czasowo obowiązków sekretarza. Co więcej wprowadza też bat na niesfornych samorządowców. Jeśli pojawi się u nich wakat na tym stanowisku, muszą w ciągu trzech miesięcy rozpisać konkurs. Nie brakuje sceptycznych głosów, że rząd nie powinien za pomocą ustaw aż tak bardzo ingerować w samorządność. Jeśli jednak są przypadki włodarzy, którzy na swój sposób interpretują przepisy, to trzeba było im przypomnieć, o intencji ustawodawcy i duchu ustawy.
Pora zrozumieć, że sekretarzem nie może być po prostu dobry kolega wójta. To musi być fachowiec z kilkuletnim doświadczeniem, w tym na stanowisku kierowniczym, i wyższym wykształceniem.
Dlatego zakaz pełnienia czasowego obowiązków na danym funkcyjnym stanowisku powinien być wprowadzony nie tylko dla omawianego stanowiska, lecz także dla wszystkich naczelników i dyrektorów w administracji samorządowej. Takie rozwiązanie obowiązuje już w służbie cywilnej. Ktoś może jednak powiedzieć: i co z tego. W ministerstwach i urzędach wojewódzkich z tym zakazem sobie poradzono. Potrafiono go obejść, wprowadzając funkcje pod nazwą czasowo kierujący departamentem. Dlatego pojawiają się wątpliwości, czy za pomocą zastosowania coraz to nowszych rozwiązań prawnych można zapobiec zatrudnianiu w urzędach osób z polecenia lub wręcz kolegów partyjnych wójta.
Obawy te wyraża także Najwyższa Izby Kontroli, która w czerwcu rozpoczyna po raz kolejny sprawdzanie polityki kadrowej w samorządach. Raport z 2010 r. w tej sprawie pokazał, że w 75 proc. skontrolowanych urzędów nie do końca pamiętano, iż o zatrudnieniu decyduje konkurs i procedury uchwalone w ustawie, a nie preferencje i upodobania kierownika jednostki.
Co jeszcze jest pozytywne w omawianej nowelizacji, to brak możliwości awansu ze stanowiska wspomagającego na urzędnicze (np. asystenta wójta na naczelnika). Czas pokaże, czy te obostrzenia będzie można również omijać.