Tylko co siódme sprawdzane przedsiębiorstwo zaniżało minimalną pensję dla zleceniobiorców i samozatrudnionych. Problemy wywołuje jednak obowiązek ewidencjonowania czasu wykonywania usług.
Przestrzeganie przepisów o stawce godzinowej w 2017 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Stawka godzinowa się sprawdziła – tak można w skrócie podsumować pierwszy rok obowiązywania minimalnej płacy dla zatrudnionych na zleceniu lub umowie o świadczenie usług. W 2017 r. Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadziła dużo, bo aż 19,5 tys. kontroli w tym zakresie. Nieprawidłowości ujawniono w 27 proc. sprawdzanych podmiotów, ale najistotniejszy zarzut, czyli zaniżanie 13-złotowej stawki (13,70 zł w 2018 r.), dotyczył tylko 15 proc. firm. Najwięcej problemów sprawiał wymóg potwierdzania godzin pracy zleceniobiorcy lub samozatrudnionego.
– Potwierdza się raz jeszcze, że nakładanie obowiązków biurokratycznych bez jednoznacznego określenia sposobu ich realizacji jest złym rozwiązaniem. Wskazywaliśmy na to już na etapie prac legislacyjnych nad ustawą wprowadzającą stawkę godzinową – wskazuje Wioletta Żukowska-Czaplicka, ekspertka Pracodawców RP.
Jest spokojnie
Wprowadzanie minimalnej stawki godzinowej od 1 stycznia 2017 r. wywoływało wiele wątpliwości. Najistotniejsza dotyczyła tego, czy stosującym umowy cywilnoprawne można w ogóle narzucać minimalne wynagrodzenie, skoro obowiązuje ich zasada swobody umów (zlecenie może być nawet bezpłatne, jeśli strony tak zdecydują). Pojawiało się ryzyko, że w związku z tym firmy będą obchodzić wymóg wypłaty stawki poprzez np. potrącanie z pensji kosztów użyczenia odzieży lub sprzętu roboczego (prawo cywilne dopuszcza taką możliwość). Z kontroli PIP wynika jednak, że w 2017 r. takie przypadki były nieliczne.
– Początkowo otrzymywaliśmy sygnały o tego typu próbach. Możliwe, że wzmożone kontrole PIP odniosły skutek i zatrudniający przestali szukać furtek do obchodzenia prawa – tłumaczy Paweł Śmigielski, dyrektor wydziału prawno-interwencyjnego OPZZ.
Roman Giedrojć, poprzedni główny inspektor pracy, m.in. na łamach DGP zapowiadał, że kontrola wypłat stawki godzinowej będzie jednym z priorytetów PIP, a jakiekolwiek próby obchodzenia prawa nie będą tolerowane. Słowa dotrzymał, bo w 2017 r. co czwarta wizytacja w firmach dotyczyła właśnie płacowego minimum dla zleceniobiorców i samozatrudnionych. Zdecydowana większość z nich odbyła się z inicjatywy samej inspekcji, a nie na podstawie skarg zgłaszanych przez zatrudnionych. Tych ostatnich wpłynęło do PIP stosunkowo niewiele – 1,7 tys. od samych zleceniobiorców lub samozatrudnionych i 0,6 tys. za pośrednictwem NSZZ „Solidarność” (w ramach kampanii przeprowadzonej wspólnie przez związek i inspekcję). Z tych danych wynika, że zatrudniający szybko przyzwyczaili się do konieczności wypłat co najmniej 13-złotowej stawki.
Podobne wnioski wynikają z analizy statystyk dotyczących środków prawnych, jakie PIP zastosowała wobec naruszających przepisy. Inspektorzy wydali 6,8 tys. wniosków w wystąpieniach (o usunięcie nieprawidłowości) oraz 775 poleceń ustnych. Jednocześnie nałożyli niewiele mandatów (292 na łączną kwotę 370 tys. zł) i niezbyt często kierowali do sądu wnioski o ukaranie zatrudniającego (dotyczyły 100 przypadków; sąd może surowiej ukarać firmę – grozi jej wówczas grzywna do 30 tys. zł). Oznacza to, że zdecydowana większość zatrudniających od razu usuwała naruszenia przepisów o stawce.
– Sprawdza się model nadzoru wprowadzany przez inspekcję. Pierwsza kontrola w firmie najczęściej nie kończy się mandatem, lecz pouczeniem – podkreśla Wioletta Żukowska-Czaplicka.
Można oczywiście analizować, czy 15-proc. odsetek firm zaniżających stawkę jest wysoki, czy też poniżej prognoz. Z danych PIP wynika, że na podobnym poziomie kształtuje się udział firm, które generalnie naruszają przepisy o wynagrodzeniu (dla pracowników, a nie jedynie te dotyczące stawki godzinowej dla zleceniobiorców i samozatrudnionych).
– Zawsze znajdzie się jakaś grupa firm, które obchodzą prawo. Podobnie jest z pracownikami – niektórzy z nich nie przestrzegają swoich obowiązków. Sądzę, że problemy z zaniżaniem stawki dotyczą najczęściej małych przedsiębiorstw, które nie mają działów kadrowych i nie zawsze zdają sobie sprawę ze wszystkich wymogów związanych z zatrudnieniem – uważa ekspertka Pracodawców RP.
– Mam nadzieję, że w kolejnych latach poziom naruszeń będzie się zmniejszał. Może się do tego przyczynić sytuacja na rynku, który zaczyna odczuwać brak rąk do pracy, oraz poprawiająca się świadomość zatrudnionych w zakresie przysługujących im uprawnień – zauważa Paweł Śmigielski.
Problematyczna ewidencja
Potwierdziły się za to obawy związane z obowiązkiem ewidencjonowania godzin wykonywania zleceń lub świadczenia usług. Z danych PIP wynika, że w 2017 r. najczęściej ujawniane nieprawidłowości dotyczyły braku umownego określenia sposobu potwierdzania liczby takich godzin, ich ewidencji oraz nieprzechowywania dokumentów potwierdzających czas wykonywania usług. Przyczyniły się do tego przepisy, które nie określają, w jaki sposób należy spełnić omawiany wymóg.
– Mógł on powodować problemy szczególnie w początkowym okresie obowiązywania nowych przepisów, bo trzeba było wypracować sposób ewidencjonowania godzin – tłumaczy dr Magdalena Zwolińska, adwokat z kancelarii DLA Piper Wiater.
Paweł Śmigielski dodaje, że pojawiały się wątpliwości, czy np. potwierdzanie godzin pracy powinno odbywać się w formie pisemnej, czy też wystarczy np. informacja zawarta w e-mailu lub rozmowa telefoniczna .
Problem ten dotyczy nie tylko zatrudniających.
– To nowy obowiązek także dla zleceniobiorców. Oni również mają wątpliwości co do prawidłowego sposobu potwierdzania godzin wykonywania usług – podsumowuje Wioletta Żukowska-Czaplicka.
Kontrolę w kontekście przestrzegania stawki godzinowej PIP ma zaplanowane również na ten rok.