Pracownicy służby cywilnej, ale też sądownictwa. Żołnierze oraz nauczyciele. Wszyscy oni domagają się podwyżek. Gdyby rząd zdecydował się spełnić ich postulaty, musiałby przeznaczyć na ten cel całą nadwyżkę.
Pracownicy służby cywilnej, ale też sądownictwa. Żołnierze oraz nauczyciele. Wszyscy oni domagają się podwyżek. Gdyby rząd zdecydował się spełnić ich postulaty, musiałby przeznaczyć na ten cel całą nadwyżkę.
Po pierwszej połowie 2017 r. nasz budżet ma 5,9 mld zł nadwyżki. To efekt działań podjętych przez resort wicepremiera Mateusza Morawieckiego związanych m.in. z uszczelnieniem systemu poboru VAT. Dobre informacje gospodarcze zaktywizowały związki zawodowe w żądaniach płacowych. Jak podkreślają, zamrożenie wzrostu kwoty bazowej wynagrodzeń dla budżetówki trwa już 8 lat i czas najwyższy to zmienić.
Inne cele niż podwyżki
Międzyzakładowa Organizacja Związkowa NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa wysłała właśnie pismo do premiera, ministra finansów i ministra sprawiedliwości z żądaniem odmrożenia płac. – Nie akceptujemy sytuacji, w której zarobki pracowników sądów nie są zmieniane od lat, podczas gdy sytuacja gospodarcza kraju poprawia się– apeluje Marcin Puźniak, pełnomocnik wspomnianej organizacji związkowej. – Domagamy się sprawiedliwego podziału efektów wzrostu – dodaje. Ostrzega, że w przeciwnym razie pracownicy sądów w adekwatny sposób do sytuacji okażą swoje niezadowolenie.
To niejedyne żądania podwyżek. Z podobnym postulatem wystąpiły organizacje, które zrzeszają m.in. członków korpusu służby cywilnej. Tam podwyżek nie było od 2009 r. W tym roku wzrósł tylko fundusz wynagrodzeń o wskaźnik inflacji, czyli o 1,3 proc. (rok wcześniej o 6 proc.). Problem w tym, że nie przełożyło się to na wyraźny wzrost płac. Poprawę odczuła tylko część urzędników. Najczęściej na kierowniczych stanowiskach, a nie na szczeblu szeregowym. Dlatego dla związkowców zabieg ze wzrostem samego funduszu wynagrodzeń to za mało. – Dyrektorzy mogą takie pieniądze równie dobrze przeznaczyć np. na dodatkowe etaty, a nie płace – tłumaczy Rober Barabasz, przewodniczący związku zawodowego Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego.
Związkowcy chcą więc odmrożenia kwoty bazowej. To bowiem oznacza automatyzm podwyżek – dostają je wszyscy, niezależnie od zaangażowania w pracę i zajmowanego stanowiska.
Lista oczekujących
Spełnienie postulatu tylko działaczy służby cywilnej to dodatkowy koszt dla budżetu w wysokości 1,2 mld zł. A w kolejce po dodatkowe pieniądze ustawiają się kolejne grupy zawodowe. – Mamy nadzieje, że przy obecnie dobrej sytuacji ekonomicznej znajdą się pieniądze na 10 proc. wzrost pensji dla nauczycieli od stycznia 2018 r. – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. I szacuje, że spełnienie tego żądania kosztowałoby budżet 4 mld zł. Rząd ma plany podwyżkowe wobec nauczycieli, ale ich realizacja ma być rozłożona w czasie (3 lata). To natomiast nie satysfakcjonuje samych zainteresowanych.
Walki o wzrost wynagrodzenia nie odpuszczają również żołnierze. Już dwukrotnie występowali w tej sprawie do ministra obrony narodowej. Obecnie ich średnie uposażenie wynosi 3,20 proc. kwoty bazowej (ta też nie jest zmieniana w budżecie, ale za to podwyższany jest mnożnik). – Zaproponowaliśmy ministrowi Macierewiczowi, aby mnożnik wzrósł do 3,40 proc. kwoty bazowej. Na razie sprawa jest w toku – mówi kmdr Wiesław Banaszewski, przewodniczący Konwentu Dziekanów Korpusu Oficerów Zawodowych.
Gdyby rząd przyjął taką propozycję, to musiałby przeznaczyć na ten cel około 280 mln zł. W efekcie żołnierskie uposażenie wzrosłoby o 280 zł miesięcznie.
/>
Skończyć z automatyzmem
Co do zasady w armii i wśród nauczycieli jeśli zapada decyzja o podwyżkach, to praktycznie wszyscy dostają identyczne według zajmowanych stopni (w przypadku żołnierzy) i awansów zawodowych (dotyczy nauczycieli). Tylko w stosunku do urzędników rządowych taki automatyzm nie działa. – I dobrze, bo nie żyjemy w socjalizmie. Póki nie zostanie zreformowana administracja, to nie należy tam podwyższać wynagrodzeń. W pierwszej kolejności trzeba zredukować liczbę urzędników, tam gdzie jest ich za dużo i dopiero wtedy dać dodatkowe pieniądze tym, którzy słabo zarabiają – mówi dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspert Lewiatana. I studzi zapędy związkowców podkreślając, że mimo odnotowania nadwyżki budżetowej teraz, to pod koniec roku i tak będziemy mieli do czynienia z deficytem.
Związki: zamrożenie wzrostu kwoty bazowej wynagrodzeń dla budżetówki trwa już osiem lat i czas najwyższy to zmienić
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama