Masowa weryfikacja sędziów powołanych po zmianie KRS, choć niektórzy mogą uważać, że z moralnego punktu widzenia uzasadniona, będzie szkodliwa dla obywateli zmuszonych dłużej czekać na orzeczenie w swoich sprawach.
Zdużym zainteresowaniem zapoznałem się z komentarzami SSO Ziemowita Barańskiego, SSR Piotra Mgłośka oraz adw. Marcina Wolnego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, dotyczącymi efektów pracy Komisji Kodyfikacyjnej Ustroju Sądów i Prokuratury („Prawnik”, DGP nr 28 z 11 lutego 2025 r.). Z częścią podnoszonych argumentów się zgadzam, z innymi nie, natomiast uważam, że zbyt mało miejsca poświęcono w nich na to, co stanowi jądro problemu – choć oddam mojemu koledze z adwokatury mec. Wolnemu, że o tym problemie napomknął szerzej niż pozostali komentatorzy.
Refleksja środowiska prawniczego powinna się skupiać przede wszystkim nie na kwestiach ustrojowych rozumianych jako to, czy dany sędzia został powołany w takiej czy innej procedurze, lecz na zapewnieniu obywatelom prawa do bezstronnego i jednocześnie szybkiego sądu. Wydaje się, że jesteśmy na etapie, w którym akcenty są przesunięte na bezstronność rozumianą w związku z okolicznościami powołania na stanowisko sędziowskie, a nie na szybkość postępowania i dostępność drogi sądowej dla obywatela. Zastanawiając się nad tym głębiej, można dojść do wniosku, że w zasadzie to, czy obywatel uzyska rozstrzygnięcie za rok, pięć czy dziesięć lat, przestaje odgrywać jakąkolwiek rolę, choć moim zdaniem to kwestia równie kluczowa jak zapewnienie bezstronności sądu.
Każdy, kto funkcjonuje w orbicie polskiego wymiaru sprawiedliwości, wie, że jest on, mówiąc eufemistycznie, niewydolny. Nie da jednak tego uznać za efekt całkowicie nieudanej „reformy”, stanowi to raczej skutek wieloletnich zaniedbań i braku poszukiwania odpowiedzi na pytanie, jaki ten polski wymiar sprawiedliwości ma być. Jakąkolwiek koncepcję przyjmiemy, motorem wymiaru sprawiedliwości zawsze będą sędziowie. Lepsi czy gorsi, to oni stykają się z obywatelami i muszą sądzić ich sprawy. Czy skupiając się wyłącznie na kwestiach związanych z obsadzeniem danego stanowiska sędziowskiego, bez refleksji nad tym, kto ewentualnie zastąpi orzecznika, jeżeli będzie go trzeba złożyć z urzędu lub przenieść na inne stanowisko, nie pomijamy istoty problemu i nie przysparzamy obywatelowi jeszcze większych kłopotów z dostępnością drogi sądowej?
Polski wymiar sprawiedliwości jest jak człowiek pod respiratorem. Wyciąganie wtyczki z kontaktu byłoby niezbyt roztropnym posunięciem. W moim przekonaniu wdawanie się w dalsze przepychanki co do statusu sędziów to właśnie majstrowanie przy zasilaniu. Jeżeli wymiar sprawiedliwości stanie się skrajnie niewydolny, to odczują to przede wszystkim obywatele. Jako dalej idąca konsekwencja pojawi się także utrata zaufania potencjalnych inwestorów do państwa polskiego jako całości. Jeżeli nie będą mogli w racjonalnym czasie dochodzić swoich roszczeń, to po prostu poszukają innego miejsca do ulokowania kapitału. Tak się może stać, jeżeli głównym przedmiotem działań ustawodawczych wokół wymiaru sprawiedliwości okażą się kwestie powołań bez uwzględnienia realiów kadrowych sądów.
Zarówno przy weryfikacji przez konkursy otwarte, jak i przy weryfikacji „zamkniętej” powstanie problem bieżącego uzupełniania kadr wymiaru sprawiedliwości
Nie chodzi mi nawet o usuwanie sędziów z zawodu (abstrahuję od konstytucyjności takich pomysłów i ich zgodności z zaleceniami Komisji Weneckiej). Problem stanowi raczej zapychanie Krajowej Rady Sądownictwa weryfikacją szerokich mas sędziów przy jednoczesnej konieczności bieżącego uzupełniania kadr. Konkursy wszak wymagają czasu. W pewnym momencie po prostu doprowadzi to do całkowitej zapaści sądownictwa.
Niezależnie od tego, którą drogę wybierzemy, zarówno przy weryfikacji przez konkursy otwarte, jak i przy weryfikacji „zamkniętej” powstanie problem bieżącego uzupełniania kadr wymiaru sprawiedliwości. Warto przypomnieć, że obecnie resort sprawiedliwości idzie drogą przetartą przez poprzedniego ministra, który przecież tak samo długo wstrzymywał konkursy do sądów powszechnych, doprowadzając do stanu, w którym powstał tak istotny niedobór kadr. O ile obecnie działanie to ma swoje uzasadnienie w zaniechaniu zwiększania liczby wątpliwych powołań, o tyle za poprzedniego kierownictwa ministerstwa uzasadnienia takiego, poza czysto politycznym, nie było. Na skutek tych zaniechań niedobór kadr stał się tak znaczący, że nawet intensyfikacja pracy KRS nie mogła zasypać dziury, którą minister Ziobro swoimi lekkomyślnymi działaniami stworzył.
Dlatego uważam, że masowa weryfikacja, choć niektórzy mogą uważać, że z moralnego punktu widzenia uzasadniona, z przyczyn praktycznych jest niebezpieczna, jako szkodliwa dla obywateli, zmuszonych dłużej czekać na orzeczenie w swoich sprawach. Oczywiście nie uciekniemy od ocen moralnych osób, które po 2018 r. zostały sędziami, akceptując jednocześnie bezprawie konstytucyjne, do jakiego doprowadziła „reforma” autorstwa poprzedniej władzy. Moim zdaniem jednak lepiej to pozostawić w sferze ocen społecznych, a nie prawnych. Weryfikacja natomiast powinna przybrać postać punktową – należy wprowadzić regulacje o charakterze dyscyplinarnym, pozwalające ścigać osoby najbardziej zaangażowane w niszczenie wymiaru sprawiedliwości. Działanie takie będzie nie tylko zgodne z konstytucją, ale przede wszystkim pozwoli ukarać te osoby, które rzeczywiście uzyskały stanowiska nie dzięki własnym przymiotom i zasługom, lecz dzięki pozostawaniu w komitywie z politykami obozu rządzącego.
Oczywiście ci, którzy powstrzymywali się od udziału w konkursach lub rezygnowali z objęcia stanowiska (jak m.in. autor) mogą odczuwać pewien niedosyt czy wręcz rozgoryczenie. Szczególną troską osób reformujących wymiar sprawiedliwości powinno jednak zostać otoczone dobro obywateli i ich prawo do sądu, a nie samopoczucie grupy ludzi, którzy mają (skądinąd słuszne) poczucie krzywdy.
Zdecydowanie się na masową weryfikację bądź powtarzanie wszystkich konkursów poprowadzi nas drogą, z której powrotu zwyczajnie nie będzie. Na jej końcu czeka albo pełny reset wymiaru sprawiedliwości, albo jego całkowita zapaść i dalsza erozja społecznego zaufania do sądownictwa. I my, środowisko prawnicze, nie możemy tego tracić z oczu. Niestety, wydaje się, że obecnie chyba zmierzamy w złym kierunku. ©℗