Partnerzy nie zawsze będą mogli się rozstać składając oświadczenie przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego – wynika z najnowszej wersji projektu o związkach partnerskich. Minister ds. równości Katarzyna Kotula uwzględniła część zastrzeżeń, jakie zostały zgłoszone w procesie opiniowania.

Jak informowaliśmy wielokrotnie na łamach DGP, do projektów wprowadzających nową instytucję prawa rodzinnego, czyli związki partnerskie, wpłynęło wiele uwag, w tym również krytycznych. Z opublikowanych właśnie najnowszych wersji projektów wynika, że część z nich została przez projektodawcę uwzględniona.

Brak konfliktu i małoletnich dzieci pozwoli rozwiązać związek przed USC

Jedna z najważniejszych zmian w stosunku do pierwotnej wersji projektu o rejestrowanych związkach partnerskich dotyczy procedury rozwiązywania takiego związku. Na początku bowiem projektodawca proponował rozwiązania, zgodnie z którymi miało do tego dochodzić poprzez złożenie oświadczenia przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego – albo przez obie osoby pozostające w związku partnerskim, albo przez jedną z takich osób. W tym drugim przypadku oświadczenie miało być dostarczone drugiej osobie przez kierownika USC. A jeśli on nie byłby w stanie wywiązać się z tego obowiązku, zastosowanie miały znaleźć przepisy kodeksu postępowania cywilnego mówiące o doręczeniu przez komornika.

Pojawiły się jednak wątpliwości, co się stanie, gdy nie uda się doręczyć oświadczenia drugiej osobie pozostającej w związku partnerskim? Pierwotny projekt milczał na ten temat. Na problem ten zwrócili uwagę m.in. Stowarzyszenie Urzędników Stanu Cywilnego oraz rzecznik praw obywatelskich. Jak podkreślał prof. Marcin Wiącek, proponowany tryb jednostronnego rozwiązania związku partnerskiego był niedopracowany i mógł prowadzić do sytuacji, w której de facto nie byłoby możliwości „wyjścia” z takiej relacji.

Dlatego też zgodnie z najnowszą wersją projektu, rozwiązanie związku przed kierownikiem USC będzie możliwe tylko w sytuacji niekonfliktowej i tylko wtedy, gdy partnerzy nie mają wspólnych małoletnich dzieci. W pozostałych przypadkach decydować ma sąd.

Ponadto, jak zauważa Anna Jaczun, adwokatka, członkini działającej przy Naczelnej Radzie Adwokackiej Komisji ds. równego traktowania, projektodawcy zdecydowali się na dodanie przesłanki, zgodnie z którą związek partnerski będzie mógł zostać rozwiązany tylko wówczas, gdy nastąpił jego zupełny i trwały rozpad.

- Nie będzie więc tak, że jedna strona lub obie strony związku partnerskiego będą mogły po prostu oświadczyć przed urzędnikiem USC, że nie chcą już tworzyć takiego związku i to będzie wystarczało do jego rozwiązania – tłumaczy mec. Jaczun. Jej zdaniem zaproponowane w tym zakresie rozwiązania świadczą więc o tym, że projektodawcy idą w kierunku równości małżeńskiej.

- Jedyną różnicą między rozwiązaniem związku małżeńskiego a związku partnerskiego będzie to, że do zgodnego rozwiązania tego ostatniego, gdy nie ma małoletnich dzieci, będzie wystarczało zgodne oświadczenie stron w USC. I bardzo dobrze, że taka możliwość została w projekcie – zauważa nasza rozmówczyni.

Orzekając o rozwiązaniu związku w wyroku, sąd będzie mógł też rozstrzygnąć o władzy rodzicielskiej nad wspólnym małoletnim dzieckiem osób w związku partnerskim oraz zdecydować o tym, w jakiej wysokości każde z rodziców będzie obowiązane do ponoszenia kosztów jego utrzymania i wychowania.

- Dzięki temu rozwiązaniu sytuacja dziecka będzie zabezpieczona w przypadku sporu między rodzicami. Wydaje się więc, że zmiana ta jest podyktowana chęcią ochrony praw dzieci – komentuje Anna Jaczun.

Sprzeciw tylko dla dobra dziecka

Projektodawca postanowił również dokonać modyfikacji w art. 22 projektowanej ustawy, który ma regulować stosunki między osobą pozostającą w związku partnerskim a dzieckiem, które znajduje się pod władzą rodzicielską jej partnera i które wspólnie z nimi przebywa. Zarówno w pierwotnej wersji projektu, jak i tej najnowszej przewiduje się, że taka osoba będzie uczestniczyła w sprawowaniu bieżącej pieczy nad dzieckiem i jego wychowaniu, w tym podejmowała decyzje w sprawach życia codziennego. Nie uwzględniono zatem uwag zgłaszanych m.in. przez resort sprawiedliwości, który twierdził, że regulacja ta będzie prowadzić do istotnej ingerencji w prawo drugiego rodzica do wychowywania dziecka zgodnie ze swoimi poglądami. A skoro tak, to opisywane rozwiązanie może być niezgodne z konstytucją.

Uwzględniono za to zastrzeżenie, jakie wobec pierwotnej treści art. 22 zgłosiła rzeczniczka praw dziecka. Monika Horna-Cieślak zwracała uwagę na tę część projektowanego przepisu, który pozwala rodzicowi, u którego dziecko nie przebywa na co dzień, a który sprawuje nad nim władzę rodzicielską, wyrazić sprzeciw wobec tego, jak to dziecko jest wychowywane przez osobę pozostającą w związku partnerskim i nie będącą jego rodzicem.

Jej zdaniem przepis w jego pierwotnym brzmieniu mógł być katalizatorem sytuacji konfliktowych. Jak pisała, można bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której spór pomiędzy rodzicami dziecka, z których jedno lub oboje pozostaje w związku partnerskim, prowadzić może do intencjonalnego uniemożliwiania wykonywania pieczy przez drugą osobą pozostającą w rejestrowanym związku partnerskim, poprzez nieuzasadnione korzystanie z uprawnienia do wniesienia sprzeciwu. Zgodnie bowiem z pierwotnym brzmieniem art. 22, wniesienie sprzeciwu przez rodzica wykonującego władzę rodzicielską nie musiało być nawet podyktowane dobrem dziecka. Dlatego też Horna-Cieślak zaproponowała, aby uzupełnić projektowany przepis o zapisy, zgodnie z którymi rodzic wyrażający sprzeciw powinien m.in. kierować się dobrem dziecka i poszanowaniem jego godności i praw, a przed podjęciem sprzeciwu powinien je wysłuchać, jeżeli rozwój umysłowy, stan zdrowia i stopień dojrzałości dziecka na to pozwala, oraz uwzględnić w miarę możliwości jego rozsądne życzenia. I tak też się stało – projekt nakazuje takie właśnie postępowanie zarówno rodzicowi wyrażającemu sprzeciw, jak i osobie, która zawarła związek partnerski i uczestniczy w wychowywaniu nad wspólnie z nią przebywającym dzieckiem partnera.

- To dobre rozwiązanie, które stanowi wyraz tendencji obserwowanej przez mnie od pewnego czasu, a która polega na dostrzeganiu podmiotowości dziecka. Uwzględnienie, czy to przy wyrażaniu sprzeciwu, czy to w ogóle przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji zdania dziecka, rozmowa z nim, wysłuchanie, jaka jest jego opinia w sprawach, które go bezpośrednio dotyczą, jest kwestią kluczową. Cieszy mnie więc to, że ustawodawca coraz częściej tę podmiotowość próbuje akcentować - komentuje Aleksandra Ejsmont, radczyni prawna specjalizująca się w sprawach rodzinnych.