Jak więc powinien działać zakaz publikowania danych osobowych osób, przeciwko którym toczy się postępowanie karne? Czy może w ogóle ten zakaz wypadałoby uchylić? Sytuacja obecna, w której ten zakaz ma charakter bardzo szeroki, a jednocześnie bywa nagminnie obchodzony, nieraz w bardzo prymitywny sposób, przy czym władze publiczne nie robią nic, żeby to zmienić, powinna się skończyć.
Martwe prawo to takie, które obowiązuje, ale które jest powszechnie nieprzestrzegane, a organy władzy publicznej ani nie dążą do jego zmiany, ani nie robią nic z tymi, którzy go nie przestrzegają. Wręcz encyklopedycznym przykładem takiej sytuacji jest art. 13 ust. 2 ustawy – Prawo prasowe, który mówi tak: „Nie wolno publikować w prasie wizerunku i innych danych osobowych osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również wizerunku i innych danych osobowych świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę”.
A co tymczasem możemy znaleźć w mediach? Oto dwa przykłady z ostatnich tygodni: „65-letni adwokat Waldemar G., rektor Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Warszawie, został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBA”; „Sąd postanowił uwzględnić wniosek prokuratury o trzymiesięczny areszt wobec księdza Michała O. […] Ks. Michał O. jest prezesem Fundacji Profeto, która była beneficjentem Funduszu Sprawiedliwości”. A wręcz kabaretowo brzmią tytuły: „Bartłomiej W., wnuk byłego prezydenta, skazany na 4 lata więzienia za rozbój” czy mój osobisty faworyt: „Przed Wojskowym Sądem Garnizonowym rozpoczął się wczoraj proces przeciwko porucznikowi Mirosławowi H., synowi polskiego kosmonauty”.
Prawo prasowe jest niezwykle precyzyjne: nie wolno publikować w prasie wizerunku i innych danych osobowych – można by powiedzieć, że aż nazbyt precyzyjne, ale o tym zaraz. Czego bowiem dotyczy zakaz z art. 13 ust. 2? Dotyczy danych osobowych, przez które rozumiemy wszelkie informacje odnoszące się do zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej, co wynika z art. 4 pkt. 1 RODO.
„Wszelkie informacje”, a więc potencjalnie także wizerunek – nie ma żadnego powodu wskazywania wizerunku jako odrębnej kategorii informacji, informacją jest to wszystko, co zwiększa naszą sferę wiedzy na temat jej desygnatu, czyli w tym przypadku na temat osoby fizycznej. Być może powodem wskazania w przepisie prawa prasowego wizerunku jako odrębnej kategorii informacji była chęć zaakcentowania tego, że zakaz obejmuje zdjęcia, a być może powód jest znacznie prostszy i jest nim to, że prawo prasowe pochodzi z 1984 r., a ustawowa ochrona danych osobowych w Polsce rozpoczęła się w roku 1997 r.
Mniejsza z tym – zakaz dotyczy wszelkich informacji, które pozwalają zidentyfikować osobę fizyczną (tutaj: osobę, przeciwko której toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, świadka, pokrzywdzonego lub poszkodowanego). Wykonajmy więc proste ćwiczenie: czy informacja o tym, że postępowanie toczy się przeciwko rektorowi konkretnej uczelni umożliwia identyfikację tej osoby? Ano umożliwia, wystarczy kilka kliknięć w wyszukiwarce. Czy tak samo działa informacja o tym, że postępowanie toczy się przeciwko prezesowi konkretnej fundacji, umożliwia identyfikację osoby prezesa? Tak, umożliwia – dostęp do Krajowego Rejestru Sądowego ma każdy i wymaga to jedynie kilku kliknięć. A ilu mieliśmy w Polsce kosmonautów? Jednego. Ilu mieliśmy prezydentów, których nazwisko zaczyna się na literę „W”? Jednego, bo prezydenta Wojciechowskiego można w tym zestawieniu spokojnie pominąć.
Nie wystarczy inicjał
Powiedzmy to jeszcze raz: w art. 13 ust. 2 prawa prasowego chodzi o zakaz publikowania danych osobowych, a nie o nakaz skrócenia nazwiska do jego pierwszej litery. Niezwykle trafnie ujął to Sąd Najwyższy, Izba Cywilna, w postanowieniu z 6 grudnia 2018 r. (V CSK 254/18): „Przez dane osobowe, o których mowa w art. 13 ust. 2 Prawa prasowego, należy rozumieć wszelkie informacje pozwalające na identyfikację osoby chronionej, czyli informacje o imieniu i nazwisku, dacie i miejscu urodzenia czy miejscu zamieszkania, a także inne informacje dotyczące np. stosunków rodzinnych, wykonywanego zawodu czy miejsca pracy, które umożliwiają identyfikację osoby w danym środowisku. To, czy nastąpiło ujawnienie tego rodzaju danych osobowych w materiale prasowym z naruszeniem art. 13 ust. 2, powinno być ocenione przez sąd w okolicznościach konkretnej sprawy. Nie jest zatem możliwe abstrakcyjne wskazanie takich danych osobowych, których ujawnienie w prasie zawsze będzie skutkowało naruszeniem tego przepisu. Chodzi o określony zespół danych osobowych, branych pod uwagę łącznie, które pozwalają na powszechną identyfikację konkretnej osoby. Poszczególne dane tworzące ich zespół nie są stałe, lecz kształtują się zależnie od okoliczności faktycznych sprawy i mają charakter dynamiczny. Niekiedy ujawnienie pewnych okoliczności, które wprost nie identyfikują osoby, przeciwko której jest prowadzone postępowanie karne, ale są związane z nią, ma ważny walor informacyjny dla społeczeństwa”.
W rezultacie można publikować wyłącznie informacje po ich pełnej anonimizacji, czyli po pozbawieniu ich możliwości połączenia z osobą, której te informacje dotyczą. Nie można więc stosować pseudoanonimizacji i z jednej strony publikować tylko imię i pierwszą literę nazwiska, a z drugiej ujawniać – często w tym samym zdaniu! – informację o miejscu pracy, zawodzie, rodzinie itp., które w ciągu kilku sekund umożliwiają precyzyjne ustalenie tożsamości tej osoby.
Artykuł 13 ust. 2 prawa prasowego używa pojęcia danych osobowych, odruchowo więc nasze myśli kierujemy ku organowi ochrony prawnej, który ma stać na straży naszych danych osobowych, czyli prezesowi Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że przypadki naruszania zakazu ujawniania danych osobowych osób, przeciwko którym toczy się postępowanie karne, spotykają się z przeciwdziałaniem prezesa UODO. Nie, nie spotykają się z prozaicznego powodu: prezes UODO nie ma kompetencji, żeby w takich sprawach działać. Wszystko za sprawą tzw. klauzuli prasowej, czyli art. 2 polskiej ustawy o ochronie danych osobowych z 2018 r., który stanowi, że do działalności polegającej na redagowaniu, przygotowywaniu, tworzeniu lub publikowaniu materiałów prasowych w rozumieniu ustawy – prawo prasowe nie znajduje zastosowania m.in. art. 6 RODO, który określa przypadki, gdy jest dopuszczalne przetwarzanie danych osobowych.
Polska klauzula prasowa to bardzo mądre rozwiązanie, które uniemożliwia kneblowanie prasy za pomocą przepisów RODO, jak to się dzieje w niektórych krajach, które analogicznego rozwiązania nie przyjęły. Ale ta klauzula powoduje też, że prezes UODO nie może się zająć przypadkami publikowania w prasie danych osobowych wbrew zakazowi z art. 13 ust. 2 prawa prasowego. Co więc pozostaje pokrzywdzonym? Sądy cywilne, do których im się nie spieszy z prostego powodu: żeby sprawy jeszcze bardziej nie nagłaśniać.
Zakaz bez konsekwencji
Mamy więc oto sytuację, w której prawo prasowe przewiduje bardzo konkretny zakaz, a jednocześnie brak jest w Polsce organu ochrony prawnej, który ten zakaz mógłby egzekwować. I to brak na skutek świadomej decyzji polskiego ustawodawcy podjętej w 2018 r. Cóż więc jeśli nie martwe prawo?
Właśnie, martwe prawo – ale czy summa summarum nie jest aby tak, że istnieje społeczne zapotrzebowanie na publikowanie informacji o postępowaniach karnych toczących się wobec osób publicznych połączone z ukształtowaną od wielu lat zasadą grubszej skóry osób publicznych, które to osoby po prostu muszą tolerować więcej niż przeciętny Kowalski? Nie bez powodu przecież przypadki naruszania zakazu z art. 13 ust. 2 prawa prasowego dotyczą w ogromnej większości osób publicznych. Tymczasem przy takim ukształtowaniu tego zakazu działanie dziennikarza w interesie społecznym nie ma żadnego znaczenia dla oceny, czy do naruszenia zakazu doszło (tak stwierdził Sąd Najwyższy w Izbie Cywilnej w wyroku z 22 lutego 2017 r., IV CSK 186/16).
Jak więc powinien działać zakaz publikowania danych osobowych osób, przeciwko którym toczy się postępowanie karne? Czy może w ogóle ten zakaz wypadałoby uchylić? Nie wiem – wiem jednak, że sytuacja obecna, w której ten zakaz ma charakter bardzo szeroki, a jednocześnie bywa nagminnie obchodzony, nieraz w bardzo prymitywny sposób, przy czym władze publiczne nie robią nic, żeby to zmienić, powinna się skończyć. ©℗