Zzainteresowaniem przeczytałem wywiad, którego udzielił DGP dr Michał Laskowski, prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego („Opcja zero nie wchodzi w grę” DGP nr 174/2021). Konieczność – budowana orzecznictwem luksemburskiego Trybunału Sprawiedliwości UE oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, a także wnioskiem Komisji Europejskiej o nałożenie na Polskę kar pieniężnych – każe podjąć wyzwanie zastanowienia się nad sposobami uzdrowienia systemu sądowego wymiaru sprawiedliwości. Istotnie już czas, by w przestrzeni publicznej formułować konkretne postulaty rozwiązania palących problemów de lege ferenda. Warto rozpocząć tę dyskusję.

W wywiadzie prezes Izby Karnej SN dzieli się wieloma refleksjami na temat aktualnego stanu sądownictwa powszechnego, problematyki tzw. nowych sędziów w IK, a także planowanych zmian w prawie karnym materialnym. Zgadzam się z wieloma tezami postawionymi przez pana prezesa, co do innych zgłaszam polemikę, a część jest dla mnie nie do przyjęcia.
Szczególnie ciekawe są uwagi dotyczące Krajowej Rady Sądownictwa i jej pilnej przebudowy w duchu wierności zapisom konstytucji. W pełni podzielam argumentację sędziego Michała Laskowskiego sytuującą się w pozycji krytycznej do zgłoszonego w ostatnim czasie przez I prezes SN prof. Małgorzatę Manowską pomysłu dwustopniowych wyborów członków sędziowskiej części KRS. W pierwszym etapie grupę kandydatów mieliby wybierać sędziowie w wyborach powszechnych, a spośród nich ostatecznej elekcji dokonywaliby posłowie.
Postulowany mechanizm wciąż pozostawałby jednak w kolizji z art. 187 ust. 1 pkt 2 ustawy zasadniczej. Prawidłowa wykładnia systemowa, funkcjonalna i historyczna tego przepisu prowadzi do jednoznacznego wniosku, że sędziów do KRS mogą wybierać tylko sędziowie, bez udziału polityków. Tym ostatnim prawo wyboru przedstawicieli przyznaje art. 187 ust. 1 pkt 3.
Rzeczonej prawidłowości konstytucyjnej nie może zmienić wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 25 marca 2019 r. (sygn. akt K 12/18), w którym orzeczono o zgodności z ustawą zasadniczą upolitycznionego procesu wyłaniania sędziowskiej części KRS, wydany z udziałem sędziego wybranego na zajęte już miejsce. Jak bowiem wynika ze standardu strasburskiego ustanowionego w sprawie Xero Flor vs. Polska (sygn. 4907/18), trybunał w takim składzie sądem w rozumieniu art. 6 konwencji nie jest. Element demokratyzacji w sędziowskim procesie nominacyjnym, o który tak bardzo chcą zadbać politycy, winien przejawiać się nie w upartyjnieniu wyłaniania większej części członków KRS, ale w realizacji prezydenckiego prawa do odmowy wręczenia nominacji sędziowskiej, z którego to prawa prezydent przecież korzysta, i to bez konieczności uzasadniania swego stanowiska. Prezydent zaś jako strażnik konstytucji i najwyższy urzędnik w państwie wyłaniany jest przecież w wyborach wciąż w pełni demokratycznych, i to czteroprzymiotnikowych (powszechnych, bezpośrednich, równych, tajnych).
Nakreślając sytuację panującą w Izbie Karnej SN, prezes Laskowski stwierdza uczciwie, iż nie ma instrumentów, by nie dopuścić nowych sędziów do orzekania. Zastrzega, iż orzekają oni i będą orzekać w składach złożonych wyłącznie z sędziów, którym nominacje wręczono z udziałem nowej KRS, aż do wyjaśnienia ich statusu.
Warto w tym miejscu przypomnieć postawę poprzedniego prezesa Izby Karnej SN sędziego Stanisława Zabłockiego, podczas kadencji którego nowy sędzia nie był dopuszczony do orzekania w ogóle, z uwagi na zapewnienie bezpieczeństwa prawnego obywateli. A przecież w tamtym czasie nie było tak obfitego orzecznictwa sądów europejskich, z którego można czerpać inspiracje, by rozwiązać ten problem.
Gros wywiadu dotyczy jednak rozważań nad opcją zero w wymiarze sprawiedliwości, rozumianą jako remedium na uzdrowienie systemu zainfekowanego budzącymi wątpliwości nominacjami sędziowskimi do sądów wszystkich instancji. Istotnie, z uwagi na względy pragmatyczne i być może konstytucyjne trudno sobie wyobrazić akt prawny, mocą którego wszystkie orzeczenia wydane przez sędziów wskazanych przez obecną KRS znikłyby z obrotu prawnego niejako ex lege.
Prezes Laskowski dostrzega tu dwa problemy. Pierwszy dotyczy losu istniejących w obrocie orzeczeń wydawanych przez tychże sędziów, drugi ich statusu. Proponuje, że można ustawowo wprowadzić do systemu prawnego możliwość wzruszenia owych orzeczeń przez ściśle określony czas, po upływie którego uprawnienie takie by wygasało. Podobnie proponuje rozwiązać problem związany z wątpliwościami co do sędziów w procesach nominacyjnych, w których brała udział obecna KRS. Stwierdza, iż szukałby rozwiązania, które pozwalałoby w ściśle określonym czasie podnosić zastrzeżenia wobec tych osób przed nową, ukształtowaną w zgodzie z konstytucją KRS. Zaraz potem jednak stwierdza, że koncepcja nowej procedury nominacyjnej nie wchodziłaby w grę, bo osoby te otrzymały prezydencką nominację. Jest w tym rozumowaniu sprzeczność, której usunąć niepodobna. Co bowiem się stanie, gdy ów proces weryfikacji prawidłowości procesu nominacyjnego neosędziego przed nowo powołanym organem da wynik negatywny? Jeśli założymy charakter konwalidujący wszelkie naruszenia prawa w procedurze nominacyjnej przez wręczenie przez prezydenta aktu powołania, powstaje pytanie, po co w ogóle dokonywać owej weryfikacji. Nie da się prawidłowo rozwiązać tego problemu bez odniesienia się do charakteru wręczenia przez prezydenta nominacji sędziowskich z pominięciem wymogu udziału w tym procesie konstytucyjnego organu, jakim jest prawidłowo powołana KRS.
Osobiście uważam, że nadanie tej czynności niemal boskiej mocy sanującej wszelkie naruszenia konstytucji jest nie do pogodzenia z paradygmatem demokratycznego państwa prawnego, o którym mowa w art. 2 ustawy zasadniczej. Ślad poglądu o braku możliwości konwalidacji wszelkich naruszeń w sędziowskim procesie nominacyjnym samym aktem wręczenia nominacji znajduje się w orzeczeniu Wielkiej Izby ETPC z 1 grudnia 2020 r. w tzw. sprawie islandzkiej.
Przede wszystkim należy jednak zdać sobie sprawę, że pole do merytorycznego kompromisu w poruszanej przez prezesa Laskowskiego kwestii w ostatnich miesiącach niezwykle się zawęziło. Stało się to na skutek wydania przez ETPC wyroku w sprawie Reczkowicz vs. Polska (sygn. 43447/19). Wyrażono w nim wprost wątpliwość co do spełnienia konwencyjnej definicji „sądu” przez organ, w którego składzie zasiadają osoby rekomendowane przez obecną KRS. Jeśli ów standard by się utrzymał (za kilka dni mija termin do żądania przez stronę polską, by sprawą zajęła się Wielka Izba ETPC), oznaczałoby to, że w każdej sprawie, w której na jakimś jej etapie orzekał sędzia, co do którego statusu są wątpliwości, strona mogłaby żądać udzielenia przez strasburski trybunał konwencyjnej ochrony, co pociągnęłoby za sobą konieczność wypłaty przez Polskę odszkodowania.
A zatem nie jest już dzisiaj możliwe, jak suponuje prezes Laskowski, by kwestionowanie statusu nowych sędziów w sądach wszystkich instancji ograniczyć czasowo, tak by po upływie określonego terminu gasło uprawnienie strony do weryfikacji nominacji sędziowskiej. Z pewnością ETPC owego temporalnego ograniczenia by nie zaakceptował. Chociażby z tego powodu, że oznaczałoby to pozostawienie w krajowym systemie sądowniczym sędziów, których procesu nominacyjnego by nie zweryfikowano wobec braku określonego wniosku, a co do których prawidłowości nominacyjnej in genere trybunał przecież wyraził już wątpliwość na gruncie art. 6 konwencji w sprawie Reczkowicz. Skargi na orzeczenia wydane przez tych sędziów byłyby zapewne przez ETPC uwzględniane po myśli wzmiankowanego standardu. A zatem tak jak wskazane byłoby otworzenie szybkiej ścieżki na zakwestionowanie przez strony wyroków wydanych z udziałem neosędziów, tak wprowadzenie czasowego ograniczenia do zweryfikowania sędziowskich nominacji nie przyniosłoby zakładanego celu, jakim jest neutralizacja przyszłych niekorzystnych dla Polski orzeczeń ETPC.
Nie przemawia do mnie argument przytoczony przez prezesa Michała Laskowskiego na poparcie tezy, iż sam udział w procesie nominacyjnym obecnej KRS nie byłby wystarczający do zakwestionowania statusu sędziego i jego orzeczenia. Prezes stwierdza, iż trudno byłoby wytłumaczyć ludziom prowadzącym wieloletni spór sądowy, który się zakończył, że proces będzie musiał być powtórzony z uwagi na to, że orzeczenie wydano z udziałem nieprawidłowo powołanego sędziego. Ilekroć słyszę tego rodzaju argumentację, razi mnie jej jednostronność, gdyż zakłada ona perspektywę zwycięzcy sporu sądowego. Odwracając optykę, można zapytać, czy łatwiej wytłumaczyć stronie, która proces przegrała, że w jej sprawie orzekał niesąd, w składzie którego zasiadał nieprawidłowo powołany na swój urząd niesędzia, ale w imię trwałości obrotu prawnego musi zaakceptować swą przegraną.
W kontekście weryfikacji nominacji neosędziów, która już dzisiaj jawi się jako niezbędna, prezes Laskowski z pewnego rodzaju troską pochyla się nad niepewnością statusu sędziów, szczególnie sądów powszechnych, w których jest masa osób będących bardzo dobrymi sędziami, którym – jak twierdzi – „te awanse się po prostu należały”. Otóż nie. Sędziemu nie należy się żaden awans ex definitione, a już z pewnością nie taki, który byłby oparty na bezprawnej procedurze. Być może z perspektywy placu Krasińskich nie widać tego, że znaczna część sędziów – świadomych powagi sytuacji i naruszeń porządku prawnego – powstrzymywała się przez lata (i nadal się powstrzymuje) od zgłoszenia swych kandydatur do awansu. Co najmniej od 2018 r. dla każdego prawnika wiadome jest, że organ podający się za KRS nie spełnia standardów nie tylko prawa europejskiego, ale też krajowego z konstytucją na czele, a procedura awansowa, w której odgrywa kluczową rolę, jest dotknięta przez to bakcylem bezprawia. W takiej sytuacji zgłaszanie się do awansu opartego na naruszeniu prawa jest w istocie niczym innym jak dawaniem prymatu własnym ambicjom i korzyściom osobistym nad bezpieczeństwem prawnym obywateli. Wszyscy neosędziowie o tym doskonale wiedzą i ich własny komfort nie powinien w ogóle pojawić się w dyskusji nad uzdrowieniem systemu, którego stan niemal z dnia na dzień się pogarsza, do czego oni sami przykładają rękę. Zawarcie w tej materii czegoś na kształt zgniłego kompromisu może być brzemienne w skutkach, bo z bezprawia nigdy nie narodzi się prawo.
Co najmniej od 2018 r. dla każdego prawnika, a przede wszystkim dla sędziego, wiadome jest, że organ podający się za KRS nie spełnia standardów nie tylko prawa europejskiego, ale przede wszystkim krajowego z konstytucją na czele, a procedura awansowa, w której odgrywa kluczową rolę, jest dotknięta przez to bakcylem bezprawia