Chiński gigant ma dobrą passę w Europie: najpierw zielone światło zapalił mu Londyn, teraz Unia nie dała czerwonej kartki.
– Dajemy państwom członkowskim UE, operatorom telekomunikacyjnym i użytkownikom narzędzia służące budowaniu i ochronie europejskiej infrastruktury o najwyższych standardach bezpieczeństwa tak, byśmy wszyscy mogli skorzystać z potencjału, jaki ma do zaoferowania technologia 5G – powiedział wczoraj unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton. Zaprezentował dokument nazwany w Brukseli „toolboxem”. To zatwierdzony przez Komisję Europejską (KE) zestaw narzędzi ograniczających ryzyko w sieciach telefonii komórkowej piątej generacji.

Bez dyskryminacji

Toolbox podjęcie konkretnych środków bezpieczeństwa pozostawia w gestii państw członkowskich UE. Mają one jednak m.in. zaostrzyć wymogi bezpieczeństwa sieci, oceniać ryzyko związane z dostawcami i stosować ograniczenia wobec tych, którzy takowe stwarzają. Oraz wdrożyć strategie dywersyfikacji dostawców nowej technologii. Działania trzeba podjąć do końca kwietnia. Dokument nie wskazuje żadnej firmy ani kraju – choć jest mowa o ryzyku ze strony podmiotów wspieranych przez obce państwa i możliwości wyłączenia dostawców z dostępu do kluczowych zasobów (jak rdzeń sieci). Nietrudno zgadnąć, że chodziło o Huaweia. Chiński koncern jest wciąż zagrożony odcięciem od niektórych kawałków unijnego rynku, ale informacje, jakie napłynęły z Brukseli, przyjął z „zadowoleniem”.
– Popieramy działania związane z podnoszeniem poziomu cyberbezpieczeństwa, które jest wyzwaniem globalnym, a dokument EU idzie w tym kierunku, nie piętnując żadnej firmy – mówi Ryszard Hordyński, dyrektor ds. strategii i komunikacji w Huawei Polska. – W Polsce dotychczasowe działania szły w duchu opublikowanego wczoraj dokumentu Komisji i wierzę, że nadal będą tak wyważone i dostrzegające szeroki horyzont wyzwań – podkreśla.
Zdaniem niezależnego konsultanta i doradcy ds. cyberbezpieczeństwa dr. Łukasza Olejnika toolbox stanowi kolejny krok na początku drogi. – Dla zidentyfikowanych obszarów ryzyka zalecenia wymieniają działania konieczne. Tu początkiem powinno być wzmocnienie krajowych regulatorów i przeprowadzenie szerokich audytów cyberbezpieczeństwa. To powinno zostać zrobione szybko. Dokument ten kolejny raz podkreśla też, że tzw. samotni hakerzy nie stanowią ryzyka dla sieci telekomunikacyjnych i nie na tym stereotypie powinniśmy się skupić. Realne zagrożenie mogą stanowić za to zorganizowane grupy przestępcze, insider threat, oraz grupy do cyberataków ze wsparciem obcych państw – komentuje.

Rozłam w sojuszu

Dzień wcześniej na chińskiego giganta przychylnie spojrzał jeden z krajów należących do Sojuszu Pięciorga Oczu, czyli ściśle współpracujących ze sobą służb wywiadowczych USA, Australii, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii i Kanady. Pierwsze trzy blokują udział Huaweia w 5G, a Londyn otworzył mu swój rynek, choć nie bez zastrzeżeń. Chiński koncern będzie mógł dostarczać sprzęt do 5G, ale nie do sieci rdzeniowej. Jego udział w sieci dostępowej nie może przekraczać 35 proc. Nazwa firmy nie padła, użyto określenia „dostawcy wysokiego ryzyka”. Wiceprezes Huaweia Victor Zhang oświadczył, że koncern „jest podbudowany” decyzją, która „zaowocuje bardziej zaawansowaną, bezpieczniejszą i bardziej opłacalną infrastrukturą telekomunikacyjną”.
Brytyjskie rozstrzygnięcie weźmie teraz pod uwagę Kanada, która w sprawie Huaweia wciąż się zastanawia. Nie wiadomo też, czy ten wyłom nie uchyli Chińczykom drzwi do 5G w Nowej Zelandii, gdzie operator Spark już pod koniec ub.r. sugerował regulatorowi rynku, że chciałby część urządzeń do nowej sieci kupić od Huaweia. Według tamtejszych mediów zielone światło w Wielkiej Brytanii może odegrać tu pewną rolę.
Londyn zapewnia, że dopuszczenie chińskiej firmy do 5G nie zagrozi wymianie informacji wywiadowczych. W sprawie Huaweia wiele opiera się właśnie na zapewnieniach. Waszyngton zapewnia, że koncern z Shenzhen stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA i krajów sojuszniczych. Huawei zapewnia, że nie zajmuje się szpiegowaniem, a w jego sprzęcie nie ma „tylnych drzwi” dla hackerów. Między Stanami Zjednoczonymi a Państwem Środka toczy się jednak wojna handlowa. Niedawne porozumienie obu rządów załagodziło wprawdzie sytuację na wielu frontach, ale kwestii Huaweia nie objęło. Gigant pozostaje na czarnej liście Waszyngtonu i nie może tam liczyć na domniemanie niewinności. Świadczy o tym m.in. komentarz republikańskiego senatora z Arkansas, Toma Cottona, który po decyzji Londynu powiedział Reutersowi, że „dopuścić dziś Huaweia do budowy sieci 5G, to jakby w czasie zimnej wojny pozwolić KGB budować sieć telefoniczną”.

Warszawa się zastanawia

Wśród państw, od których USA oczekują zablokowania Huaweia, jest Polska. Nad Wisłą dominuje strategia „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”. Z jednej strony dbamy o dobre relacje z sojusznikiem, stąd wspólna deklaracja o 5G podpisana we wrześniu ubiegłego roku z administracją prezydenta Donalda Trumpa. Z drugiej – zdajemy sobie sprawę z realiów rynkowych, dlatego deklaracja – choć podkreśliła wagę bezpieczeństwa sieci – była ogólnikowa, a i później w żadnym oficjalnym polskim dokumencie nie padła nazwa Huawei ani kraju, z którego pochodzi. Realia rynkowe są bowiem takie, że budowa sieci 5G do końca 2025 r. pochłonie na świecie 1 bln dol., a telekomy nie bardzo mogą przebierać w dostawcach – mając de facto do wyboru tylko Huaweia, Ericssona i Nokię. Nie palą się więc do wykluczania kogokolwiek, zwłaszcza Huaweia, którego sprzęt jest najtańszy.
Z umiarkowanego polskiego kanonu wyłamał się tylko minister spraw wewnętrznych i administracji oraz koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński. Goszcząc w USA w grudniu, wygłosił filipikę przeciwko Huaweiowi, stwierdzając, że dopuszczenie chińskich firm do rozwoju technologii 5G jest „potwornym ryzykiem, potworną nieodpowiedzialnością”. Biuro prasowe MSWiA do dziś nie odpowiedziało nam, czy ta wypowiedź to oficjalne stanowisko resortu i polskiego rządu.