Dolina Lotnicza to najbardziej prężny klaster branżowy w Polsce. Chociaż zrzeszone firmy konkurują, to wiele rzeczy robią wspólnie. I to się opłaca. W najbliższych latach zwiększą zatrudnienie o 4 tys. osób.
ikona lupy />
Dolina Lotnicza w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna
Dlaczego zaczęliśmy współpracować? Odpowiedź jest prosta. Doszliśmy do wniosku, że będziemy się szybciej rozwijać, jeśli w wybranych dziedzinach będziemy kooperować. Co nie zmienia faktu, że w Stowarzyszeniu Grupy Przedsiębiorców Przemysłu Lotniczego „Dolina Lotnicza” są członkowie, którzy bezpośrednio konkurują – wyjaśnia Marek Darecki, prezes stowarzyszenia i szef Pratt & Whitney Rzeszów. Najlepszym tego przykładem jest to, że w organizacji wspólnie działają PZL Mielec (Sikorsky Aircraft Corporation) i PZL Świdnik (AgustaWestland), które konkurują w przetargu na śmigłowce wielozadaniowe dla polskiej armii.
Podstawową rolą Doliny jest stworzenie zaplecza, które sprzyjałoby kolejnym inwestycjom w przemyśle lotniczym i ułatwiało funkcjonowanie podmiotom już istniejącym. Jedną z głównych płaszczyzn działania jest rozwój edukacji. Odbywa się to na trzech poziomach. W szkołach podstawowych organizowane są lekcje pokazowe „Odlotowa fizyka”, które mają zachęcać dzieci do wybierania na dalszej drodze kształcenia kierunków związanych z inżynierią. Z kolei w 13 technikach zawodowych i centrach kształcenia ustawicznego dzięki pozyskanym od marszałka województwa środkom stworzono kosztem ponad 100 mln zł projekt Centrum Kształcenia Operatorów CEKSO. W jego ramach w szkołach powstały nowoczesne laboratoria, w których przyszli pracownicy przemysłu lotniczego mogą pogłębiać swoje umiejętności. Co ważne, w dodatkowych programach postawiono także na kształcenie nauczycieli.
Z kolei na poziomie szkół wyższych oprócz zacieśnienia kooperacji poszczególnych uczelni zainwestowano ok. 100 mln zł w Laboratorium Badań Materiałów dla Przemysłu Lotniczego na Politechnice Rzeszowskiej. – To jedna z najnowocześniejszych jednostek tego typu na świecie – opowiada prezes Darecki. – A wykształcona i doświadczona kadra to w naszej branży podstawa. M.in. dzięki temu jesteśmy bardziej atrakcyjni dla inwestorów – u nas ludzi nie trzeba uczyć od początku – dodaje przedsiębiorca.
Oprócz edukacji, w 2003 r. zakładając swoje stowarzyszenie, przedsiębiorcy uznali, że musi ich być więcej, a dokładniej, że trzeba stworzyć kompleksowy łańcuch dostawców, pracujących na rzecz przemysłu lotniczego. O ile z powodów historycznych (chodzi o państwowe inwestycje związane z budową Centralnego Okręgu Przemysłowego w latach 30. XX wieku i później stawianie na przemysł w czasach PRL) na Podkarpaciu było sporo dużych zakładów przemysłowych, o tyle zupełnie brakowało małych i średnich, które są znacznie bardziej elastyczne i mogą produkować elementy niszowe. Także przy współpracy samorządu, dzięki inkubatorom czy możliwości współpracy z większymi, dziś takich firm lotniczych jest w regionie około setki, a finalnie zdecydowana większość ich produkcji trafia na eksport.
Trzecim filarem, na który stawiają podkarpaccy lotnicy, są innowacje technologiczne. Dzięki współpracy z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju w ramach programu Innolot na B&R lotniczy przeznaczone zostanie ponad 500 mln zł. I co ważne, w najnowszej edycji konkursu grantowego bardzo aktywne były właśnie firmy z sektora MSP i to do nich trafi ponad połowa alokowanej kwoty. Skorzystają m.in. przedsiębiorstwa specjalizujące się w produkcji elementów za pomocą drukarek 3D, co powoli staje się polską specjalnością. Z kolei większe zakłady dzięki tym pieniądzom inwestują w centra badawczo-rozwojowe, np. Pratt & Whitney w Rzeszowie kończy tego typu inwestycję, w której zatrudnienie znajdzie kilkuset inżynierów.
Wszystkie te działania przekładają się na budujące liczby. O ile w 1989 r. w zakładach lotniczych w regionie pracowało ok. 40 tys. ludzi, o tyle już trzy lata później, po tym, gdy nagle odpadły zamówienia ze Związku Sowieckiego i zakłady masowo zwalniały, zostało ich tylko 15 tys. Teraz jest ich prawie 25 tys., a za kilka lat ma to być 30 tys. I są to miejsca pracy, które potrzebują coraz większych kompetencji. Region konsekwentnie zmierza w stronę produktów coraz bardziej skomplikowanych, do tego by nie tylko produkować części czy montować samoloty lub śmigłowce, ale by coraz więcej projektować.
– To jest bardzo cenna inicjatywa, najdłużej działający klaster w Polsce. Największym plusem jest fakt, że to działa jak magnes na inwestorów – stwierdza Krzysztof Krystowski, dyrektor zarządzający PZL Świdnik. – Ludzie ze środowiska mają szansę się spotykać, a to pomaga w kontaktach handlowych i tworzeniu przestrzeni do badań i rozwoju. W Dolinie Lotniczej mamy olbrzymi kapitał społeczny i warto go wykorzystać – dodaje.