Sejm uchwalił przed świętami nowelizację ustawy górniczej. Wbrew wielu opiniom ja uważam, że dobrze się stało. Ale całego zamieszania wokół sprawy trochę nie rozumiem.
Projekt noweli powstał bardzo szybko – a jako poselski nie musiał przechodzić przez skomplikowane procedury konsultacji międzyresortowych czy społecznych, skorzystał z prostej i szybkiej procedury ustawodawczej. W tej sytuacji czas odgrywał bardzo ważną rolę, ponieważ obecna ustawa pozwala na prowadzenie działań dotyczących restrukturyzacji sektora węgla kamiennego tylko do końca 2015 r. Zakresu czasowego nie zmieniła styczniowa nowelizacja ustawy przygotowana przez poprzedni rząd.
Dobrze się więc stało, że obecny Sejm zabrał się do górniczych przepisów przed końcem roku, bo to pozwoli na zachowanie ciągłości podjętych już działań.
Jeśli jednak ktoś myśli, że uchwalono właśnie nową ustawę górniczą – jest w błędzie. Nowo powstałe przepisy to w zasadzie kosmetyka tego, co poprzedni Sejm przyjął w styczniu (a co obecna władza – przypomnę – mocno krytykowała; zwłaszcza procedowanie w nocy, co, paradoksalnie, obecnie w Sejmie staje się chyba standardem dotyczącym ustaw ze wszelkich możliwych dziedzin, którymi PiS postanowił się zająć), a konkretnie zmiana kilkunastu zapisów ustawy obowiązującej od 2007 r. I żeby było jasne – nie są to wcale złe zmiany, jeśli wczytamy się w nowelizację oraz w ustawę.
Tyle tylko że niewiele różnią się one od tych wprowadzonych w styczniu – część zapisów wydłużono, część doprecyzowano, część zawężono.
Co tak naprawdę zmienia w działalności sektora węgla kamiennego nowy dokument? Wbrew tej „kosmetyce” całkiem sporo.
Fundamentalnym zapisem jest tutaj przedłużenie zbywania zakładów wydobywczych przez spółki węglowe (nieodpłatnie) do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Dotychczas mogły to robić tylko do końca tego roku. Teraz będzie to możliwe przez trzy kolejne lata – aż do końca 2018 r. Skąd ta data?
Zgodnie z unijnymi przepisami w górnictwie dozwolona jest wyłącznie pomoc publiczna na zamykanie kopalń. A z niej można korzystać właśnie do końca 2018 r. Czyli wydłużyliśmy tę możliwość maksymalnie. Oczywiście krytycy od razu podnieśli larum – przecież PiS mówił, że nie będzie zamykał kopalń. W nowelizacji nie ma mowy o tym, że kopalnie będą zamykane – pozostawia się tylko taką możliwość. Bez tych przepisów bowiem potencjalna likwidacja kopalń (a w mojej opinii w przypadku takich zakładów, jak m.in. Rydułtowy-Anna, Pokój, Halemba-Wirek, Krupiński, Piekary czy Ruch Śląsk kopalni Wujek – po prostu nieunikniona) byłaby nie tyle niemożliwa, ile droższa dla przedsiębiorców.
A tak spółka węglowa może przekazać zakład czy część zakładu (np. szyb – tak będzie w przypadku Poniatowskiego w kopalni Wieczorek) do SRK i nie ponosić kosztów jego utrzymywania. Nie każdy bowiem wie, że nawet nieczynna kopalnia generuje spore koszty – m.in. odwadniania (by nie zagrażać sąsiednim zakładom), zabezpieczenia przeciwpożarowego etc. Na mocy ustawy ponosząca te koszty SRK będzie mogła skorzystać z państwowej dotacji, której szczegóły określi rozporządzenie ministra energii.
Nie wiem tylko, dlaczego resort energii tak bardzo boi się powiedzieć: tak, ta ustawa daje nam możliwości likwidacji kopalń. Mówi za to: nie, nie będziemy likwidować kopalń, tylko wyciszać je po kawałku. Infantylizacja tematu nie bardzo mi się podoba, ale o gustach się ponoć nie dyskutuje...
Kolejny ważny zapis noweli to wydłużenie spłaty części zobowiązań wobec ZUS przez spółki węglowe. Zważywszy na to, że prognoza wyniku netto na ten rok dla sektora mówi o 2,2 mld zł straty (podobnie jak za rok 2014), można się domyślać, że kopalnie nie płacą swoim kontrahentom w terminie. Ba, jeśli płacą po pół roku, to można mówić o sukcesie. Nowelizacja pozwala na rozłożenie części płatności wobec ZUS na kolejne dwa lata (od 1 stycznia 2016 r. do 31 grudnia 2017 r.). Miały być one spłacone do końca tego roku (nowa umowa spółek z ZUS ma być gotowa do 31 grudnia). Chodzi oczywiście nie o zobowiązania bieżące, ale o te powstałe przed 30 września 2009 r. To ukłon przede wszystkim w kierunku Kompanii Węglowej, która powstała w 2003 r. z kilku innych upadłych spółek węglowych, których zobowiązania wobec ZUS do spłacenia przejęła.
Kolejna ważna kwestia w omawianej noweli to wydłużenie czasu restrukturyzacji zatrudnienia w kopalniach. Tutaj specjalne świadczenia, a konkretnie możliwość z ich skorzystania, także obowiązywać będą do końca 2018 r. Przypomnijmy: chodzi o program dobrowolnych odejść. Pozwala on pracownikom dołowym na skorzystanie z tzw. urlopu górniczego, płatnego w wysokości 75 proc. wynagrodzenia (liczonego jak za urlop wypoczynkowy). Zapis dotyczy tych górników, którym do emerytury zostały cztery lata lub mniej. Z kolei w przypadku pracowników zakładów przeróbki mechanicznej węgla chodzi o trzy lata do emerytury lub mniej.
Osoby te obejmuje zakaz pracy w górnictwie (w przypadku jej podjęcia tracą prawo do świadczenia). Nie ma jednak, podobnie jak w nowelizacji ze stycznia, zakazu pracy w innej branży. Dla porównania – w czasach reformy górniczej za rządów Jerzego Buzka przy urlopach górniczych wprowadzono całkowity zakaz podejmowania zatrudnienia, co sprzyjało rozwojowi szarej strefy.
Oprócz urlopów górniczych pracownicy powierzchni, w tym także zakładów przeróbczych, których staż pracy w likwidowanej kopalni przekracza pięć lat, będą mogli skorzystać z jednorazowych odpraw pieniężnych (do 1 mld zł na ten cel zabezpiecza Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych). I tutaj mamy znaczącą zmianę w porównaniu z nowelizacją przepisów ze stycznia. Ówczesne mówiły o odprawie równej dwunastokrotności średniego wynagrodzenia. Obecne są trochę inne. Na dwunastokrotność wynagrodzenia mogą liczyć ci pracownicy, którzy zdecydują się na rozwiązanie stosunku pracy w ciągu trzech miesięcy od postawienia kopalni w stan likwidacji.
Ci, którzy zdecydują się na to w ciągu czterech–sześciu miesięcy, od tego momentu mogą liczyć na odprawę w wysokości ośmiu średnich wynagrodzeń. Z kolei ci, którzy zrobią to jeszcze później, w okresie siedmiu–dziewięciu miesięcy, mogą dostać czterokrotność swojego średniego wynagrodzenia.
A co z tymi, którzy wcale nie zdecydują się na takie działanie po tym, jak upłynie określony w przepisach termin dziewięciu miesięcy od postawienia kopalni w stan likwidacji?
Otóż rozwiązanie umowy nastąpi na zasadach ogólnych z przyczyn niedotyczących pracownika.
Wydaje się niemal pewne, że z tych propozycji skorzysta całkiem sporo osób. Po wprowadzeniu zapisów zatrudnienie w kopalniach węgla kamiennego spadło z ponad 100 tys. ludzi do 92,6 tys. na koniec września 2015 r. (dane katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu). Oczywiście jest to nie tylko efekt pakietu osłonowego, ale też naturalnych odejść na emeryturę i śladowych wręcz przyjęć do pracy w kopalniach.
Jako ciekawostkę warto odnotować zapis, który mówi o tym, że w przypadku deputatu węglowego dla emerytów nie będzie już możliwości wyboru – czy w naturze, czy ekwiwalent. Ujednolicono bowiem zapisy i wypłaty węgla w naturze już po prostu nie będzie. Nie jest to wcale złe rozwiązanie, bo i spółki węglowe będą mieć mniej kłopotu, a i ten lepszy węgiel można będzie po prostu sprzedać po cenie rynkowej.
I w zasadzie tyle moim zdaniem zmian zasadniczych. Przede wszystkim trzeba teraz poczekać na odpowiednie rozporządzenia Ministerstwa Energii, zwłaszcza te dotyczące dotacji, ponieważ nowe przepisy podlegać będą notyfikacji w Komisji Europejskiej. A ta wbrew pozorom bardzo wnikliwie śledzi poczynania naszych rządów (mam na myśli przede wszystkim poprzedni i obecny) w sektorze węglowym. Jako największy w UE i drugi co do wielkości w Europie producent węgla kamiennego jesteśmy na cenzurowanym. Zwłaszcza że jednocześnie deklarujemy obecnie, iż chcemy renegocjować pakiet klimatyczny.
Wydaje się jednak, że propozycje zmian w przepisach powinny zostać w Brukseli przyjęte. Jak zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach. Pytanie bowiem, jak w końcu będzie wyglądała restrukturyzacja Kompanii Węglowej. Obecny plan to dokładna kalka pomysłu poprzedników, którego nie udało się zrealizować – czyli tzw. Nowa Kompania Węglowa powstaje z 11 kopalń (potem kilka z nich dzięki nowej ustawie idzie do likwidacji), finansowanie pomostowe zapewnia państwowe Towarzystwo Finansowe Silesia (podlegające Ministerstwu Energii), a potem w projekt wchodzi energetyka (ta sama, która w 2015 r. kategorycznie odmówiła współpracy przy tym projekcie). Sęk w tym, że minister energii Krzysztof Tchórzewski powiedział ostatnio, iż NKW powstanie w marcu, a może kwietniu. Cóż, porozumienie z bankami obowiązuje tylko do końca kwietnia. To może być stąpanie po cienkim lodzie...
Wielu z państwa interesuje na pewno, dlaczego związki zawodowe jeszcze nie zapowiedziały strajków w obronie kopalń, o których likwidacji mówi przecież nowelizacja ustawy. W moim przekonaniu górnicze związki zawodowe są po cichu dogadane z rządem na przeprowadzenie całego procesu. Wydłużenie okresu, w którym możliwa będzie likwidacja kopalń, pozwoli rozłożyć ten proces w czasie, a tym samym sprawi, że po prostu będzie może nieco mniej bolesny. Bo że jest on nieunikniony – to pewne.