Mała ilość gazu w tzw. miksie Polski w szczycie kryzysu ratowała nas przed drogą energią. Teraz mamy niemal najwyższe stawki w Europie.

Za jedną megawatogodzinę na rynku dnia następnego trzeba dziś zapłacić w Polsce średnio 125 euro – wynika z danych ENTSO-E, czyli Europejskiej Sieci Operatorów Systemów Przesyłowych. Dla porównania średnia cena we Francji wynosi 121 euro, a w Niemczech 110 euro. Jednymi z najniższych cen energii cieszą się obecnie Finlandia (70 euro/MWh) czy Hiszpania (89 euro/MWh). Poziom cen w Polsce jest zbliżony do tych na Słowacji, Węgrzech czy w Austrii. Energia jest najdroższa we Włoszech (146 euro/MWh) i w Grecji (144 euro/MWh). ENTSO-E skupia operatorów systemów przesyłowych energii elektrycznej (w tym Polskie Sieci Elektroenergetyczne) z 35 krajów w całej Europie. Stowarzyszenie to zostało utworzone w 2009 r. Zgodnie ze statutem jego zadaniem jest integracja rynków energetycznych państw członkowskich, pomoc w realizacji unijnej polityki klimatycznej czy dostarczanie informacji w kwestiach technicznych, rynkowych i politycznych.

Jak tłumaczy Grzegorz Onichimowski, ekspert Instytutu Obywatelskiego i były prezes Towarowej Giełdy Energii, w rozmowie z DGP, w przypadku Polski, gdzie dla odbiorców końcowych obowiązuje taryfa, każdego roku zatwierdzana przez Urząd Regulacji Energetyki, ceny na rynku dnia następnego mają znacznie mniejsze przełożenie na rachunki mieszkańców niż w krajach Europy Zachodniej, gdzie te dwa elementy są ze sobą mocniej powiązane. W Polsce rynek dnia następnego dotyczy przede wszystkim spółek energetycznych – sprzedawcy energii muszą z jednodniowym wyprzedzeniem jak najlepiej oszacować ilość energii, którą będą mogli dostarczyć do systemu, a następnie zaoferować za nią jak najlepszą cenę, tak by ich oferta została zaakceptowana.

Przytoczone dane odzwierciedlają jednak strukturalne problemy polskiej energetyki, które odbiją się na naszych kieszeniach w przyszłości. Jak wynika z zestawień ENTSO-E, najgorszy szok na rynkach energii w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę jest już za nami. W Europie ceny osiągnęły szczytowe poziomy w sierpniu 2022 r., kiedy we Francji wyniosły nawet 493 euro/MWh – tam na i tak już rekordowe ceny surowców nałożyły się remonty reaktorów jądrowych. W Czechach czy w Niemczech stawki były wówczas niewiele niższe – ok. 450 euro/MWh – podczas gdy w Polsce było to 269 euro/MWh. Różnica ta miała podstawową przyczynę – były nią szalejące ceny gazu na europejskich rynkach. 26 sierpnia cena na holenderskiej giełdzie TTF osiągnęła 306 euro/MWh. Dla krajów takich jak Niemcy, które swój miks energetyczny w dużym stopniu opierają na elektrowniach gazowych, było to szczególnie bolesne. W mniejszym stopniu odczuła to Polska, chociaż gaz jest tu wykorzystywany w większym stopniu w procesach przemysłowych, a nie w elektroenergetyce, choć rzeczywiście planuje się budowę nowych elektrowni na gaz.

Szybkie inwestycje w terminale LNG m.in. w Niemczech przyczyniły się do znacznych spadków cen od tego czasu i tak w piątek, 19 maja, cena na giełdzie TTF wynosiła już 30 euro/MWh.

Czynnikiem, który determinuje krajowe ceny energii, jest natomiast węgiel energetyczny. W Polsce kosztuje on ponad 155 euro/t (aby wyprodukować 1 MWh energii, trzeba zużyć pół tony węgla). Tymczasem na rynku ARA (porty Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia) cena węgla wynosi 92 euro/t. Do tego dochodzą nadal wysokie ceny uprawnień do emisji CO2 – w marcu bywały momenty, kiedy przebijały one psychologiczną barierę 100 euro/t. Od trzech lat uprawnienia nieustannie drożeją i obecnie nie ma przesłanek, by sądzić, że w dającej się przewidzieć przyszłości to się zmieni.

Wypływa z tego wniosek, że dopóki Polska nie przeprowadzi skutecznej transformacji energetycznej, ceny energii elektrycznej pozostaną wysokie, a to z kolei odbije się na całej gospodarce. Ceny uprawnień do emisji CO2, czyli element, na który w kontekście cen energii rządzący zwracają uwagę w pierwszej kolejności, także pozostaną pewnym ciężarem. – Jednak od kilkunastu lat nie było tajemnicą, w którą stronę pójdzie unijna polityka klimatyczna – mówi Onichimowski. ©℗