Nieżyciowe prawo blokuje możliwość modernizacji i rozbudowy sieci ciepłowniczej. Efekt? Ponad 83 proc. instalacji nie spełnia dziś wymogów efektywności energetycznej.
To zła wiadomość, bo to właśnie ciepło systemowe jest uznawane za jedno z najbardziej ekologicznych źródeł ogrzewania. Brak możliwości podłączenia się do niego skazuje wielu mieszkańców domów jednorodzinnych na korzystanie z pieca np. na pellet lub węgiel. Między innymi z tego powodu stan powietrza w małych miejscowościach, zwłaszcza na południu Polski, gdzie przez trudne warunki geograficzne sieci często brakuje, od lat przekracza dopuszczalne normy.
Sęk w tym, że w wielu przypadkach samorządy nie mogą liczyć na odpowiednio wysokie dofinansowania, by unowocześnić sieć. Dlaczego? Jedną z największych barier są przepisy, które pozwalają na udzielanie pomocy publicznej na modernizację i rozwój sieci tylko, gdy trafiające do niej ciepło pochodzi ze źródeł umożliwiających spełnienie wymagań „efektywnego systemu ciepłowniczego”.
Tego warunku – jak zauważa Bogusław Regulski, wiceprezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie – nie spełnia aż 83 proc. systemów ciepłowniczych w Polsce, głównie tych zlokalizowanych w miastach do 100 tys. mieszkańców. – Pracujące tam kotły węglowe pamiętają niekiedy lata 60. i 70. ubiegłego wieku – dodaje.

Konieczna modernizacja

Obecny niewydolny system nie będzie mógł utrzymać się wiecznie, bo w nadchodzących latach modernizacje lokalnych ciepłowni wymusi unijne. Wymagane będzie dostosowanie się do nowych, wyższych wymogów emisyjnych. Na pierwszy rzut idą większe zakłady – mają czas do 2021 r. Mniejsze jednostki – do 2025 r.
Zwłaszcza tym drugim trudno będzie przełamać inwestycyjny impas. Jak wyliczają eksperci, obroty małych ciepłowni oscylują bowiem w granicach ok. 4–6 mln zł rocznie, przy czym wybudowanie 1 km sieci ciepłowniczej to koszt rzędu ok. 2 mln zł. Z kolei dostosowanie niekiedy 50-letnich urządzeń do wyśrubowanych wymagań emisyjnych może kosztować 1–4 mln zł za każdy 1 MW mocy cieplnej.
Rządzący zauważyli to inwestycyjne wyzwanie. Ich odpowiedzią jest m.in. pilotażowy program Ciepłownictwo powiatowe, za który odpowiada Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW). Na wsparciu skorzystają spółki, w których większościowym udziałowcem jest samorząd (wymagane 70 proc.).
Budżet programu to 500 mln zł. Z wstępnych szacunków wynika, że środki te pozwolą zmodernizować ok. 130 firm ciepłowniczych. Jak zaznacza Artur Michalski, wiceprezes zarządu NFOŚiGW, w przypadku większego zainteresowania możliwe będzie zwiększenie tej kwoty.

Problematyczne paliwo

Samorządowcy coraz częściej podnoszą też argument, że modernizując ciepłownie, powinniśmy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: nie tylko je rozbudować, ale również zasilić innym paliwem. Zamiast powszechnie stosowanego węgla mogłyby to być odpady kaloryczne – przekonują.
Są one obecnie jedną z najbardziej problematycznych w zagospodarowaniu frakcji (to np. pocięte opony lub tworzywa sztuczne wyprodukowane przy użyciu ropy naftowej). Nie nadaje się ona do składowania, ale ma właściwości paliwowe. Po obróbce w instalacjach mechaniczno-biologicznego przetwarzania powstaje jej ok. 3,5 mln ton rocznie. Z tego milion jest wykorzystywane w cementowniach. To 2,5 mln ton nadwyżki rocznie.
– Trzeba znaleźć miejsce, by te odpady wykorzystać energetycznie. Im szybszy będzie rozwój ciepłownictwa systemowego, również tego opartego na paliwach alternatywnych, tym większe są szanse na zmniejszenie smogu w miastach, bo tym więcej mieszkań będziemy podłączali do elektrociepłowni miejskich – przekonuje dr hab. inż Grzegorz Wielgosiński z Politechniki Łódzkiej.
Podkreśla przy tym, że ok. 40 proc. mocy produkowanej w dziś działających instalacjach termicznego przekształcania odpadów to energia odnawialna, kwalifikująca się do zielonych certyfikatów.
Innymi słowy, przy stosowaniu odpadów w ciepłowniach jako paliwa, instalacje te zbliżyłyby się do poziomu 50 proc. energii z OZE, który jest wymagany, by uznać system za „efektywny” w świetle ustawy.
Również Artur Czyżewski, prezes zarządu spółki Inneko, uważa, że przy obecnym systemie od spalania może nie być odwrotu. Przypomina też, że pierwsze zakłady termicznej utylizacji odpadów powstały za naszą zachodnią granicą jeszcze w latach 60. – Obecnie nasi sąsiedzi mogą pochwalić się ponad 70 spalarniami przerabiającymi około 20 mln ton śmieci rocznie. U nas jest to trochę ponad 1 mln – mówi.
Postulaty, by zacząć wykorzystywać odpady w lokalnej energetyce, póki co nie zyskują poparcia u rządzących, którzy mocno podkreślają konieczność dostosowania się do unijnej hierarchii postępowania z odpadami. Premiuje ona recykling i przeciwdziałanie powstawaniu odpadów. Z kolei spalanie i składowanie ich znajduje się na końcu listy. Stwarza to wymierny problem – idąc tą drogą, samorządy nie mogą już liczyć na dofinansowanie z UE.
715 mln tylu jest odbiorców ciepła systemowego
21 tys. km mają sieci ciepłownicze w Polsce
42 proc. krajowego zapotrzebowania pokrywa ciepło systemowe