Dane Eurostatu sugerują, że antracyt z okupowanej przez Rosji części Zagłębia Donieckiego trafia na rosyjskich dokumentach przede wszystkim do czterech państw Unii Europejskiej: Hiszpanii, Polski, Rumunii i Włoch. To w tych krajach wzrost importu antracytu z Rosji od 2014 r. jest praktycznie równy spadkowi importu z Ukrainy.
Odkąd w lutym 2017 r. Kijów wprowadził zakaz handlu z samozwańczymi republikami Donbasu, separatyści, którzy siłą przejęli kopalnie antracytu, zaczęli wyposażać wydobywany surowiec w certyfikaty potwierdzające jego rosyjskie pochodzenie. Import antracytu z Rosji w czterech wymienionych krajach był w 2017 r. wyższy od 132 tys. t (Rumunia) do 399 tys. t (Hiszpania) niż w 2014 r. W tym samym czasie import z Ukrainy zmalał o odpowiednio 76 tys. do 293 tys. t. Jeśli chodzi o Polskę, import z Rosji wzrósł o 308 tys. t, a z Ukrainy – zmalał o 217 tys. t.
Dane te nie oznaczają, że cały antracyt z Rosji w rzeczywistości pochodzi z okupowanego Donbasu. Przed wojną Europa także handlowała surowcem z Rosjanami. Ale to poważna przesłanka, by oszacować skalę problemu. Dane korespondują z informacjami ukraińskich i rosyjskich mediów, według których separatyści wysyłają do Rosji kilkaset tysięcy ton antracytu miesięcznie, z czego większość trafia na eksport głównie do UE i Turcji. W ostatnich miesiącach znaczną część biznesu przejął Serhij Kurczenko, dawny bankier rodziny Wiktora Janukowycza.
DGP od października 2017 r. opisuje mechanizmy handlu donbaskim antracytem. W styczniu 2018 r. Amerykanie nałożyli sankcje na niektóre odnalezione przez nas firmy. Sankcje nie wpłynęły jednak na rozmiary handlu antracytem w Europie. Są za to państwa, które po wybuchu wojny w Zagłębiu Donieckim w ogóle zrezygnowały ze sprowadzania antracytu z Rosji czy Ukrainy. Chodzi o Litwę, Łotwę, Słowenię i Portugalię. Być może dlatego to właśnie szef MSZ Litwy Linas Linkevičius jako jedyny otwarcie opowiedział się za nałożeniem unijnych sankcji na antracytowych baronów z Donbasu.