W niedzielę bez prądu pozostawało ok. 4,3 tys. odbiorców, ale ostatecznie straty powinny być mniejsze, niż wstępnie szacowano
Choć zdaniem resortu energii naprawa energetycznych szkód po burzach może pochłonąć 150–200 mln zł, to w nieoficjalnych rozmowach z DGP przedstawiciele poszczególnych spółek twierdzą, że kwoty będą raczej mniejsze. Na razie swoje koszty podliczyły firmy dystrybucyjne Tauronu i PGE – odpowiednio na 2,5 mln zł i 5 mln zł. W przypadku Enei i Energi, których klienci ucierpieli najbardziej, wstępne szacunki mówią o kilkudziesięciu milionach złotych. Szefowie firm uspokajają jednak akcjonariuszy, że sieci były ubezpieczone.
Mirosław Kowalik prezes grupy Enea / Dziennik Gazeta Prawna
– My obliczeniami zajmiemy się na końcu, na razie priorytetem jest przyłączenie tych odbiorców, którzy nadal nie mają energii, i mamy nadzieję, że do poniedziałku się to uda – podkreśla Adam Kasprzyk, rzecznik gdańskiej Energi, która stan masowej awarii na Pomorzu już odwołała. W najbardziej kryzysowym momencie od prądu odciętych było prawie 180 tys. z 3 mln klientów tej firmy. W niedzielę po godz. 13.00 bez prądu na jej terenie pozostawało ok. 1 tys. odbiorców w rejonie gdańskim. Byłoby ich mniej, ale w nocy z piątku na sobotę kolejna burza na Pomorzu doprowadziła do nowych awarii.
PGE i Tauron przyłączyły z powrotem już wszystkich swoich klientów, choć w szczytowym momencie bez prądu było ich odpowiednio 250 tys. i 70 tys. – W rejonie Chojnic bez prądu mamy jeszcze około 2,9 tys. klientów, w okolicach Nakła blisko 360 – mówiła nam wczoraj po 13.00 Danuta Tabaka, rzeczniczka Enei Operator. Ta spółka odnotowała najwięcej odciętych klientów – ponad 250 tys.
Po ponad tygodniu sytuacja jest niemal opanowana, choć w niektórych miejscach przyłączenia są na razie prowizoryczne. Służby ratownicze firm energetycznych pomagały sobie nawzajem, twierdzą jednak, że nie będą sobie za to wystawiać faktur.
Krzysztof Tchórzewski, minister energii, nie wyklucza, że rząd zwróci się do Komisji Europejskiej z prośbą o możliwość przesunięcia części przyznanych nam środków na lata 2014–2020 na naprawę szkód spowodowanych ostatnimi burzami.
Według resortu energii w najgorszym momencie bez prądu pozostawało ponad 460 tys. gospodarstw domowych, jednak w sumie było ich o 278 tys. więcej, bowiem resort uwzględnił dane z czwartku, a nie ze szczytu awarii. Nawałnice na terenie PGE miały miejsce 10 sierpnia, Tauronu – 11 sierpnia, a Enei i Energi w nocy z 11 na 12 sierpnia.
– W akcję ratowniczą zaangażowanych było około 600 energetyków. Kilkanaście godzin od uderzenia wichury przyłączyliśmy do sieci 234 z 250 tys. odbiorców – mówi Maciej Szczepaniuk, rzecznik PGE. – W najgorszym momencie mieliśmy wyłączonych ponad 1450 stacji elektroenergetycznych zasilających 70 tys. klientów. Przy usuwaniu skutków nawałnicy pracowało 579 osób – wskazuje Daniel Iwan z biura prasowego Tauronu.
Dlaczego koszty naprawy szkód liczone są w milionach złotych? Na przykład na terenie Tauronu uszkodzonych zostało 117 słupów energetycznych, 20 stacji transformatorowych i 30 linii przesyłowych. W PGE wichura uszkodziła 78 słupów średniego i 251 niskiego napięcia. Enea z kolei obliczyła, że w tydzień musiała odbudować 400 km ze 102 tys. km swoich sieci. Energa straciła ponad tysiąc słupów i 216 linii (kilkadziesiąt kilometrów). W całej Polsce uszkodzonych zostało 15 tys. stacji transformatorowych.
Na giełdowych kursach wielkiej czwórki między 10 i 18 sierpnia, czyli od momentu pierwszych zniszczeń do usunięcia większości z nich, burze się raczej nie odbiły. W tym czasie spadła, i to nieznacznie, tylko wycena Tauronu – o 0,27 proc. Enea zyskała 0,32 proc., Energa 3,89 proc., a PGE 6,51 proc.
Odbiorcy bez prądu po nawałnicach / Dziennik Gazeta Prawna
ROZMOWA
W normalnych warunkach trwałoby to miesiącami
Gdzie sytuacja po nawałnicach okazała się dla was najtrudniejsza? Bo najwięcej odbiorców bez prądu to byli wasi klienci.
To województwo kujawsko-pomorskie, rejon dystrybucji obejmujący m.in. Tucholę. To zresztą rejon sąsiadujący z Kartuzami, czyli szeroko rozumiane Bory Tucholskie. Tam nawałnica dotknęła odbiorców energii najbardziej, a co za tym idzie – energetyków też. Dlatego tam mieliśmy największe wyzwania z dostarczeniem i odbudową linii energetycznych i stacji transformatorowych, które uległy uszkodzeniu. W szczytowym momencie bez prądu było ok. 250 tys. odbiorców.
Służby energetyczne czeka jeszcze sporo pracy?
Z godziny na godzinę sytuacja się poprawia, ale teraz musimy inwentaryzować przyłączenia ze względu na skalę zniszczeń. Ale współpraca ze sztabami była naprawdę bardzo dobra, więc sytuacja jest opanowana i stabilna. W najgorszym momencie pracowało 220 naszych brygad.
W tydzień musieliście odbudować niemal 400 km sieci energetycznych – 35 km sieci wysokiego napięcia i 365 średniego oraz niskiego napięcia. Gdyby był to zaplanowany wcześniej remont, to ile trwałby w normalnych warunkach?
Przygotowanie nowej inwestycji oznacza także np. pozwolenia administracyjne, więc przy uwzględnieniu także takich działań trwałoby to przynajmniej kilka, a może nawet kilkanaście miesięcy. Przypomnę jednak, że Enea rocznie na odbudowę i budowę sieci wydaje ok. 1 mld zł.
Straciliście jednak także wielkie słupy energetyczne, których odbudowa nie jest już taka prosta. Część w przyspieszonym tempie musiała być produkowana na specjalne zamówienie.
Burza przewróciła 62 wielkie, dwutonowe słupy na naszym terenie i część z nich będzie mogła zostać ponownie postawiona dopiero za jakiś czas.