Według najnowszej analizy ośrodka BloombergNEF (BNEF) zapotrzebowanie Stanów Zjednoczonych na moc związane z centrami danych w ciągu najbliższych 10 lat sięgnie 106 gigawatów. Jest to aktualizacja prognozy BNEF z kwietnia br., która przewidywała, że w 2035 r. potrzeby centrów danych wyniosą 78 GW. Skala tej zmiany (poprzednie szacunki zostały podniesione o ponad jedną trzecią) wynika bezpośrednio z dynamiki rozwoju sektora, a także trendów w zakresie wielkości instalacji oraz ich zastosowania (relatywnie częściej niż dotąd są to aplikacje związane ze sztuczną inteligencją, rzadziej – z kryptowalutami) – uznał think tank.

Cyfrowa hegemonia wymaga (energetycznej) ofiary

106 GW to więcej niż wynoszą zdolności wytwórcze całej amerykańskiej floty reaktorów jądrowych (97 GW), odpowiednik ok. 8 proc. mocy całej energetyki USA i potrzeb energetycznych dziesiątek milionów gospodarstw domowych. Zasilenie instalacji o tej skali wymagałoby odpowiednika dwudziestu elektrowni Bełchatów. Tymczasem, jak zwraca uwagę serwis Axios, nawet podniesiona predykcja BNEF jest „stosunkowo konserwatywna” na tle szacunków wielu innych ośrodków.

BNEF nie ukrywa, że skala ekspansji wysoce energochłonnych instalacji stanowi wyzwanie dla bezpieczeństwa energetycznego. Np. w sieci obsługiwanej przez największego amerykańskiego operatora systemu przesyłowego PJM w ciągu najbliższych 5 lat dodatkowe zapotrzebowanie wygenerowane przez centra danych może sięgnąć 31 GW – więcej niż da zakładana tam w tej samej perspektywie rozbudowa mocy wytwórczych (28,7 GW). Tymczasem branża cyfrowa nie będzie jedyną gałęzią przemysłu, w której można spodziewać się wzrostu popytu na prąd. Jednym ze słabych ogniw ma być również Teksas, gdzie, jak stwierdza BNEF, rezerwy mocy mogą spaść poniżej bezpiecznych dla systemu poziomów po 2028 r.

A bezpieczeństwo dostaw to niejedyny problem, bo – jak wynika z licznych analiz – rejony najwyższej koncentracji zdolności obliczeniowych są też narażone na wyższe ceny energii. Np. według wyliczeń agencji Bloomberga na podstawie notowań na rynkach hurtowych w różnych lokalizacjach, obszary, gdzie wzrosty cen były najbardziej dotkliwe, w ponad 70 proc. przypadków pokrywały się z węzłami charakteryzującymi się wysoką aktywnością centrów danych. Axios antycypuje w związku z tym ryzyko protestów i wzrostu niechęci społeczności lokalnych do tego typu inwestycji.

Wszystkie źródła na pokład

Kluczowym trendem, który może złagodzić ten rys cyfrowej rewolucji, będzie rozwój powiązanej z nową infrastrukturą energetyki przemysłowej. Obecnie, jak zwracają uwagę analitycy ING, zdecydowana większość centrów danych posiłkuje się prądem z sieci. Ale do końca dekady udział instalacji mających własne źródła zasilania może zwiększyć się z ok. 13 proc. o 38 proc. Według przewidywań ING istotna część z nich będzie się opierać na zapewniających stabilne dostawy elektrowniach konwencjonalnych, np. opalanych gazem.

Choć w UE dynamika ekspansji centrów danych była dotąd wyraźnie mniejsza niż na konkurencyjnych światowych rynkach, większość ośrodków spodziewa się, że do 2030 r. nastąpi co najmniej podwojenie istniejących zdolności w tym zakresie. W przypadku Polski wyzwanie ich integracji może być tym większe, że – zgodnie z prognozami krajowego operatora, spółki PSE – już pod koniec bieżącej dekady może ona zmagać się z niedoborem niezależnych od pogody źródeł wytwórczych liczonym w gigawatach. Według grupy JLL moc zrealizowanych na rynku polskim instalacji do końca dekady powinna tymczasem przekroczyć 500 MW, a w 2034 r. może sięgnąć 1,2 GW, co stanowiłoby odpowiednik jednego z trzech bloków planowanej na Pomorzu elektrowni jądrowej. Za szczególnie atrakcyjną lokację dla centrów danych uznawana jest Warszawa, której zapotrzebowanie na moc w szczycie to obecnie w porywach 1,4 GW. ©℗

Zapotrzebowanie na energię elektryczną dla centrów danych
ikona lupy />
Głód energii do zasilenia transformacji cyfrowej będzie rósł najszybciej w USA, ale nie ominie też Europy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe