Pracodawcy i związkowcy nie dogadali się co do sposobu zwiększenia rent i emerytur w przyszłym roku. Teraz pozostaje poczekać na propozycję rządu.
Pracodawcy i związkowcy nie dogadali się co do sposobu zwiększenia rent i emerytur w przyszłym roku. Teraz pozostaje poczekać na propozycję rządu.
/>
W piątek (19 maja) upłynął termin ustalenia wspólnego, wiążącego dla rządu stanowiska pracodawców i związków zawodowych co do sposobu waloryzacji rent i emerytur w 2018 r. Po raz kolejny okazało się, że jest to niemożliwe. Pracodawcy chcą ograniczyć wydatki na ten cel, związkowcy zaś domagają się zwiększenia świadczeń.
– Tradycyjnie interesy tych grup są tak rozbieżne, że negocjacje w tej sprawie na dobrą sprawę sprowadzają się do przedstawienia własnych stanowisk. A to jest z wielką szkodą dla świadczeniobiorców, bowiem rząd, widząc brak porozumienia, przedstawia własne rozwiązania, które możemy tylko przyjąć do wiadomości – twierdzi prof. Jan Klimek, przewodniczący zespołu ds. ubezpieczeń społecznych Rady Dialogu Społecznego, a wcześniej szef takiego samego zespołu w komisji trójstronnej.
Teraz nad swoimi propozycjami będą pracować, już osobno, pracodawcy i centrale związkowe.
– Dzisiaj odbędzie się spotkanie ekspertów. Jesteśmy otwarci na negocjacje – deklaruje Henryk Nakonieczny, członek prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, przewodniczący zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych RDS. – Jeśli jednak i to się nie uda, to każda z organizacji przedstawi swoje stanowisko – dodaje.
Od tego momentu rząd będzie mieć trzy tygodnie na przedstawienie własnej propozycji. W ubiegłym roku partnerzy społeczni dyskutowali nad rządową propozycją dopiero 22 czerwca. W połowie lipca zostało opublikowane rozporządzenie Rady Ministrów określające, że podstawą zwiększenia wskaźnika waloryzacji będzie 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym.
Pracodawcy ostrzegają
Organizacje pracodawców ostrzegają, że budżetu nie stać na zmianę zasad waloryzacji. – Obniżenie wieku emerytalnego blokuje podwyżkę świadczeń. Jeśli więc ktoś głosował za pracą kobiet do 60. roku, a mężczyzn do 65 lat, nie powinien oczekiwać wyższej waloryzacji – tłumaczy Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan, członek rady nadzorczej ZUS. – W ciągu najbliższych pięciu lat na emerytury przejdzie dodatkowo 600 tys. osób. W tym samym okresie liczba pracowników zmniejszy się o 200 tys. A że jest to system repartycyjny, opierający się na założeniu, że pracująca część społeczeństwa bierze na siebie utrzymanie wszystkich emerytów i rencistów, trzeba młodym pracownikom powiedzieć prawdę, że pieniądze na wypłatę świadczeń się znajdą. Ale w ich portfelach – dodaje.
Negatywnie zwiększenie wydatków na waloryzację świadczeń ocenia także Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP, członek rady nadzorczej ZUS. – Koniunktura gospodarcza w żaden sposób nie uprawnia do zmiany zasad waloryzacji. Należy zachować obecny system zwyżki świadczeń uzależniony od inflacji oraz 20 proc. realnej dynamiki przeciętnego wynagrodzenia. W ten sposób zagwarantowana jest nie tylko ochrona świadczeń emerytalno-rentowych przed skutkami inflacji, lecz również zapewniony jest umiarkowany wzrost ich siły nabywczej. Zmiana mechanizmu waloryzacji w 2018 r. będzie odczuwana w 2030 r., bo wydatki na wypłatę świadczeń będą się kumulować, pogarszając sytuację finansów publicznych – tłumaczy Łukasz Kozłowski.
Jednocześnie pracodawcy wskazują, że jeśli strona rządowa ma dodatkowe środki na zwiększenie najniższych emerytur, to powinna tej grupie osób wypłacić jednorazową podwyżkę.
– To nie wpłynie na zwiększenie podstawy świadczenia. I nie będzie mieć długofalowych skutków dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych – zauważa Kozłowski.
W ostatnich latach jednorazowe korekty zasad waloryzacji emerytur i rent wprowadzano kilkakrotnie. Na przykład w 2012 r. wszyscy emeryci otrzymali 71 zł podwyżki, w 2015 r. waloryzacja wyniosła co najmniej 36 zł. W tym roku wysokość minimalnej emerytury wzrosła do 1000 zł.
– W Polsce nie ma systemu zwiększania najniższych rent i emerytur. Wskaźnik waloryzacji jest bowiem taki sam dla wszystkich. I dlatego, żeby rozwiązać problem najniższych świadczeń, warto się zastanowić nad systemem mieszanym – wskazuje Wojciech Nagel, ekspert ds. ubezpieczeń społecznych i pracy w Business Centre Clubie.
Związki chcą więcej
Związkowcy nie zgadzają się z propozycjami pracodawców.
– Waloryzacja mieszana już była. Teraz pora przygotować systemowe rozwiązanie, które rekompensuje najbiedniejszym rencistom i emerytom rosnące wydatki. Co prawda wskaźnik waloryzacji uwzględnia inflację, ale ta grupa osób przeznacza na wydatki mieszkaniowe 40 proc. swojego świadczenia. Tak więc każdy wzrost czynszu jest przez takie osoby szczególnie odczuwalny – tłumaczy Henryk Nakonieczny.
Związkowcy z Solidarności i OPZZ stoją na stanowisku, żeby wskaźnik waloryzacji emerytur i rent wynosił nie mniej niż średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług za rok poprzedni zwiększony o co najmniej 50 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia za pracę.
– Emeryci i renciści powinni korzystać ze wzrostu gospodarczego. I dlatego waloryzację trzeba powiązać z produktem krajowym brutto – podkreśla Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ. – Jednocześnie będziemy się domagać zniesienia przepisu, który umożliwia odejmowanie deflacji od wzrostu realnego wynagrodzenia. To zaś powoduje, że wskaźnik waloryzacji jest dramatycznie niski – dodaje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama