- Jesteśmy zniecierpliwieni brakiem rozwiązań ustawowych, które ograniczą ilość odpadów. Dbamy o zdrowie i o portfele naszych mieszkańców, zastępując rząd i ministerstwa. To działania ideowe - mówi w rozmowie z DGP Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha.
ikona lupy />
DGP
Kolejny raz rada miasta przyjęła uchwałę, która ma ograniczyć ilość plastiku trafiającego do śmietników. Zagospodarowanie tego surowca jest największym problemem w systemie gospodarki odpadami w Wałbrzychu?
Zdecydowanie tak. Mamy własną komunalną instalację segregującą, do której trafiają wszystkie odpady z całego miasta. Jest to zakład prowadzony i zarządzany przez spółkę miejską ze 100-proc. udziałem kapitału gminy. Mamy więc pełną kontrolę nad strumieniem odpadów, zarówno jeśli chodzi o ich rodzaj, jak i ilości. Odpady z tworzyw sztucznych, plastik i zawierające plastik, czyli opakowania wielomateriałowe, jak kartony po mleku, stanowią ok. 30‒35 proc. wolumenu odpadów. Zaryzykuję twierdzenie, że ten wolumen w największym stopniu wpływa na końcowe obciążenie dla gminy i dla mieszkańców. Odpady wysokokaloryczne, czyli m.in. plastik, folie, nie znajdują odbiorców. Jest tego zbyt dużo, nie ma możliwości racjonalnego zagospodarowania tego surowca.
Ile kosztuje odbiór tony tej frakcji?
Sytuacja jest dynamiczna. Są okresy, kiedy odbiór wysegregowanych odpadów komunalnych, plastikowych jest w miarę płynny, czyli pojawiają się firmy, które odbierają oczyszczone, zbelowane butelki PET albo pojawiają się odbiorcy innych rodzajów opakowań. Po czym zmienia się koniunktura i nagle nikt tego surowca nie chce odbierać, a jego cena natychmiast rośnie. Obecnie największym problemem są zmiany w cenie odpadów plastikowych frakcji nadsitowej, która ze względu na własności kaloryczne nie może być magazynowana i jest wykorzystywana do produkcji paliwa alternatywnego. Cena tej frakcji waha się dramatycznie. Jeszcze niedawno za jej odbiór miasto płaciło ok. 200 zł za tonę – obecnie są to kwoty rzędu 700‒800 zł. Największym problemem jest jednak brak chętnych na odbiór tej frakcji. Plastiku na rynku jest za dużo. W najbardziej efektywnych systemach gospodarki obiegu zamkniętego jedynie 30 proc. plastiku podlega recyklingowi. Reszta jest spalana – przy czym proces ten będzie ograniczany ze względu na emisję dwutlenku węgla. Pozostała część – porzucana lub spalana nielegalnie.
Pierwsza uchwała zakazująca używania jednorazowych sztućców, talerzy, słomek w obiektach należących do gminy, a także sprzedawania, kupowania i posiadania foliowych torebek została przez wojewodę unieważniona. Prawnicy wypowiadali się, że samorząd wykracza poza nadane mu kompetencje ustawowe.
Druga uchwała w dużym stopniu realizuje ideę ograniczenia zużycia plastiku, jednocześnie odpowiada realizacji doktryny organów nadzorczych. Wycofaliśmy się z zapisu o zakazie sprzedaży torebek foliowych w sklepach. Od początku mieliśmy wątpliwości, czy uda się taki zakaz wprowadzić. Druga uchwała jest wyrazem naszej determinacji w staraniach, by ograniczyć ilość plastiku, a także braku zgody na to, że nie ma systemowych rozwiązań na poziomie ustawowym. To działania ideowe, słuszne dla naszej przyszłości, zdrowia, klimatu, także dla kosztów funkcjonowania gospodarki odpadami w każdej gminie.
Gmina nie może zabronić sprzedaży torebek foliowych, może jednak przez działania edukacyjne wpływać na mieszkańców, by nie chcieli ich kupować.
Akcję edukacyjną, jedną z największych w Polsce, prowadzimy od kilku lat w szkołach i przedszkolach. Wprowadziliśmy rekomendację dotyczącą wykluczenia jednorazowego plastiku podczas imprez sportowych czy kulturalnych w naszym mieście. To nie wystarcza. Doświadczenia z pogranicza socjologii, ekologii i gospodarki pokazują, że element edukacyjny jest bardzo ważny. Od niego trzeba zacząć i to zrobiliśmy. Nie jest jednak wystarczający do osiągnięcia zamierzonych celów. Potrzebny jest element regulacyjny, restrykcyjny. W drugiej uchwale mówimy o regulaminach korzystania z przestrzeni publicznych będących w zarządzie gminy. Zalecamy, by nie wchodzić tam z plastikową torbą, jednorazowym kubkiem. Zdecydowaliśmy się na kolejny krok, bo jesteśmy zniecierpliwieni. Dbamy o zdrowie i o portfele naszych mieszkańców, zastępując rząd i ministerstwa.
Wziął pan ostatnio udział w spotkaniu samorządowców z naszego regionu Europy dotyczącym Funduszu na rzecz Sprawiedliwej Transformacji (FST). Jesteśmy na etapie przygotowywania Terytorialnych Planów Sprawiedliwej Transformacji (TPST). Jak definiuje pan wyzwania dla Wałbrzycha?
W subregionie wałbrzyskim największym wyzwaniem jest zaniechanie wydobycia węgla, przed którym stoją jeszcze Bełchatów czy Turoszów. Do tej pory w kategoriach społecznych zatrzymanie funkcjonowania kopalni było dramatem. Odbywało się szybko, bez niezbędnej wiedzy – ale kto ją miał na początku lat 90.? I przede wszystkim bez właściwego zabezpieczenia finansowego, bez programów osłonowych, alternatywy dla gospodarki albo z bardzo słabymi propozycjami. Skutki tych działań ciążą na nas, na naszym mieście i społeczności nawet teraz, ponad 20 lat po zamknięciu kopalń. Wyzwaniem jest znalezienie sposobu na zagojenie tych bolesnych społecznych i gospodarczych ran. Elementem tego jest transformacja energetyczna, czyli całkowite odejście od węgla jako źródła energii. W Wałbrzychu wiąże się to z umiejętnym wykorzystaniem postępu technologicznego. Dziś coraz częściej mówi się, że odejście od węgla – choć trudne, ale konieczne ze względu na emisję, szkody środowiskowe – nie musi oznaczać przejścia na gaz. To efekt innowacji i postępu ostatnich kilku lat. Połączenie takich narzędzi jak fotowoltaika, pompy cieplne, ogniwa wodorowe może wystarczyć, bez konieczności wykorzystania gazu, który także jest źródłem emisji. Jest to oczywiście perspektywa nie roku, ale co najmniej kilku lat.
Jeśli chodzi o infrastrukturę komunalną Wałbrzycha, jakiego rodzaju inwestycje są konieczne?
Jesteśmy w tej szczególnej sytuacji, że jedynie ok. 40 proc. mieszkańców korzysta z usług Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Spółka pracuje nad przejściem na miks energetyczny, by odejść od węgla, a w perspektywie 10 lat także od gazu. Jeśli zaś chodzi o pozostałych mieszkańców, którzy wykorzystują indywidualne źródła ogrzewania, to systematycznie dofinansowujemy wymianę tych opalanych węglem, tzw. kopciuchów. Sytuacja zmienia się na naszych oczach – na rynku dostępne są inne rozwiązania, jak pompy ciepła, instalacje geotermalne. Rozwój energetyki wodorowej jest tak dynamiczny, że nie można wykluczyć, iż za kilka lat będziemy korzystać także z tych rozwiązań. Szwedzi planują budowę huty, w której koks zostanie zastąpiony wodorem.
Na ile zaawansowane są prace nad programem sprawiedliwej transformacji?
Na Dolnym Śląsku jesteśmy na etapie przygotowywania projektów. Urząd marszałkowski rozpisał wstępny nabór na zgłaszanie propozycji, który kończy się 30 września. Następnie przejdziemy do opracowania wsadu samorządowego do regionalnego programu sprawiedliwej transformacji, co powinno potrwać do końca roku. Będzie on zawierał kierunki transformacji oraz zestaw projektów, które złożą się na plan dla danego regionu.
Odejście od węgla nie musi oznaczać przejścia na gaz – połączenie takich narzędzi jak fotowoltaika, pompy cieplne, ogniwa wodorowe może wystarczyć, bez konieczności wykorzystania gazu, który także jest źródłem emisji