Uporanie się z tym gazem w latach 20. miało być jednym z kluczy do ochrony klimatu. Wynika to z jednej strony ze specyfiki metanu, który utrzymuje się w atmosferze stosunkowo krótko, bo najwyżej przez 12 lat (w przypadku CO2 ten czas mierzy się w stuleciach), ale w tym okresie ma zdecydowanie silniejszy udział w efekcie cieplarnianym. W perspektywie pierwszych 20 lat od momentu uwolnienia do atmosfery wpływ na klimat jest ponad 80-krotnie potężniejszy niż w przypadku dwutlenku węgla. Stąd wniosek, że również ograniczenie emisji może przynieść globalnym wysiłkom na rzecz zahamowania ocieplenia stosunkowo duże korzyści w krótkim okresie.
Innym atutem działań w tym zakresie miał być ich wymiar gospodarczy. Jednym z największych źródeł emisji CH4 jest energia, przede wszystkim paliwa kopalne i źródła biologiczne (bioenergia), która odpowiada za ponad jedną trzecią metanowego śladu gospodarki. Redukcje w tej sferze, choć wymagające inwestycji, uznawano za łatwo osiągalne w sensie technologicznym i wielowymiarowo korzystne. Podnoszono m.in. kwestię szkodliwego wpływu metanu na jakość powietrza i zdrowie publiczne. Z kolei redukcja emisji mająca miejsce podczas wydobycia i przesyłu paliw kopalnych wiąże się dodatkowo z uszczelnieniem infrastruktury i oszczędnością wartościowego surowca.
Według szacunków inicjatorów porozumienia metanowego z Glasgow wypełnienie 30-proc. celu redukcyjnego to szansa na ograniczenie tempa wzrostu średniej temperatury. Dlatego wezwanie do przyspieszenia wysiłków związanych z redukcją emisji CH4 pojawiło się także w konkluzjach zeszłorocznej konferencji klimatycznej w Dubaju. Do kroków w tym kierunku zobowiązało się też kilkadziesiąt spółek z grona największych potentatów naftowych i gazowych. Mimo to – jak wynika z najnowszych szacunków Międzynarodowej Agencji Energetycznej – od 2020 r., który miał być rokiem bazowym dla postulowanej w światowym porozumieniu redukcji, emisje metanu rosną, w tym w sektorach związanych z energią.
Coraz szybciej rośnie także koncentracja tego gazu w atmosferze. MAE uznaje tymczasem, że ślad metanowy paliw kopalnych powinien zostać ograniczony o 75 proc. do końca dekady, aby możliwe było wypełnienie celu utrzymania ocieplenia w granicach 1,5 st. C względem okresu sprzed rewolucji przemysłowej, który określono jako pożądany w najważniejszym dokumencie przyjętym na szczeblu globalnym, jakim jest paryskie porozumienie klimatyczne. Koszt wypełnienia tego celu, według MAE, to 170 mld dol., mniej niż 5 proc. rocznych zysków branży paliwowej.
Przełomowy – w ocenie agencji – może się okazać 2024 r., do czego mogą się przyczynić nowe inicjatywy legislacyjne podjęte m.in. w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Ale aktualne zobowiązania i plany podjęte na poziomie poszczególnych krajów i firm dają szansę na ograniczenie emisji metanu związanych z paliwami kopalnymi tylko o 50 proc. – Musimy skupić się na przekuwaniu zobowiązań w działanie, a jednocześnie mierzyć coraz wyżej – mówił dyrektor MAE Fatih Birol. ©℗