Ponad dwa lata minęły od szczytu klimatycznego w Glasgow, podczas którego podpisano porozumienie w sprawie dążenia do redukcji emisji metanu (CH4), drugiego po dwutlenku węgla gazu cieplarnianego. Szacuje się, że metan odpowiada za jedną trzecią ocieplenia, jakie miało miejsce na świecie od czasu rewolucji przemysłowej. Dokument, który sygnowało dotychczas 158 państw, ma na celu obniżenie do końca dekady globalnego śladu metanowego o 30 proc.
Uporanie się z tym gazem w latach 20. miało być jednym z kluczy do ochrony klimatu. Wynika to z jednej strony ze specyfiki metanu, który utrzymuje się w atmosferze stosunkowo krótko, bo najwyżej przez 12 lat (w przypadku CO2 ten czas mierzy się w stuleciach), ale w tym okresie ma zdecydowanie silniejszy udział w efekcie cieplarnianym. W perspektywie pierwszych 20 lat od momentu uwolnienia do atmosfery wpływ na klimat jest ponad 80-krotnie potężniejszy niż w przypadku dwutlenku węgla. Stąd wniosek, że również ograniczenie emisji może przynieść globalnym wysiłkom na rzecz zahamowania ocieplenia stosunkowo duże korzyści w krótkim okresie.
Innym atutem działań w tym zakresie miał być ich wymiar gospodarczy. Jednym z największych źródeł emisji CH4 jest energia, przede wszystkim paliwa kopalne i źródła biologiczne (bioenergia), która odpowiada za ponad jedną trzecią metanowego śladu gospodarki. Redukcje w tej sferze, choć wymagające inwestycji, uznawano za łatwo osiągalne w sensie technologicznym i wielowymiarowo korzystne. Podnoszono m.in. kwestię szkodliwego wpływu metanu na jakość powietrza i zdrowie publiczne. Z kolei redukcja emisji mająca miejsce podczas wydobycia i przesyłu paliw kopalnych wiąże się dodatkowo z uszczelnieniem infrastruktury i oszczędnością wartościowego surowca.
Według szacunków inicjatorów porozumienia metanowego z Glasgow wypełnienie 30-proc. celu redukcyjnego to szansa na ograniczenie tempa wzrostu średniej temperatury. Dlatego wezwanie do przyspieszenia wysiłków związanych z redukcją emisji CH4 pojawiło się także w konkluzjach zeszłorocznej konferencji klimatycznej w Dubaju. Do kroków w tym kierunku zobowiązało się też kilkadziesiąt spółek z grona największych potentatów naftowych i gazowych. Mimo to – jak wynika z najnowszych szacunków Międzynarodowej Agencji Energetycznej – od 2020 r., który miał być rokiem bazowym dla postulowanej w światowym porozumieniu redukcji, emisje metanu rosną, w tym w sektorach związanych z energią.
Coraz szybciej rośnie także koncentracja tego gazu w atmosferze. MAE uznaje tymczasem, że ślad metanowy paliw kopalnych powinien zostać ograniczony o 75 proc. do końca dekady, aby możliwe było wypełnienie celu utrzymania ocieplenia w granicach 1,5 st. C względem okresu sprzed rewolucji przemysłowej, który określono jako pożądany w najważniejszym dokumencie przyjętym na szczeblu globalnym, jakim jest paryskie porozumienie klimatyczne. Koszt wypełnienia tego celu, według MAE, to 170 mld dol., mniej niż 5 proc. rocznych zysków branży paliwowej.
Przełomowy – w ocenie agencji – może się okazać 2024 r., do czego mogą się przyczynić nowe inicjatywy legislacyjne podjęte m.in. w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Ale aktualne zobowiązania i plany podjęte na poziomie poszczególnych krajów i firm dają szansę na ograniczenie emisji metanu związanych z paliwami kopalnymi tylko o 50 proc. – Musimy skupić się na przekuwaniu zobowiązań w działanie, a jednocześnie mierzyć coraz wyżej – mówił dyrektor MAE Fatih Birol. ©℗