Poziom smogu w naszych miastach jest wciąż wysoki. Maseczki przydadzą nam się nie tylko ze względu na wirusa, ale i brudne powietrze
Jak podaje Europejska Agencja Środowiska (EEA), między 16 a 22 marca w Mediolanie przeciętne stężenie dwutlenku azotu (NO2), jednego z głównych motorów napędowych smogu, było o 21 proc. niższe niż o tej samej porze rok wcześniej, a w Bergamo różnica ta wyniosła aż 47 proc. W Rzymie w ostatnim miesiącu poziom zanieczyszczeń był w zależności od tygodnia o 26–35 proc. niższy niż w ubiegłym roku.
Podobny trend panuje na Półwyspie Iberyjskim: w Barcelonie i Lizbonie stężenie NO2 w powietrzu z tygodnia na tydzień spadło o 40 proc., w Madrycie – o 56 proc. W ujęciu rocznym redukcja wyniosła w tych miastach odpowiednio 55, 51 i 41 proc. Obniżenie zanieczyszczeń widać też na opublikowanych w zeszłym tygodniu przez Europejską Agencję Kosmiczną zdjęciach satelitarnych.
Tłumaczy się je obniżeniem mobilności, do jakiego doszło na skutek restrykcji wprowadzanych w ramach walki z pandemią, choć tlenki azotu wytwarzane są też w energochłonnym przemyśle i ciepłownictwie. Ale to z transportu pochodzi aż 39 proc. unijnych emisji tlenków azotu, ponad dwukrotnie więcej niż z energetyką (16 proc.) czy działalnością handlowo-usługową, funkcjonowaniem instytucji i gospodarstw domowych (14 proc.).
Informacje o obniżeniu poziomu zanieczyszczeń powietrza napływają także z innych światowych metropolii, gdzie wprowadzono ograniczenia. W Nowym Jorku, gdzie ruch samochodowy spadł o ponad 1/3, odnotowano spadek emisji dwutlenku węgla i metanu o ok. 10 proc., a czadu (CO) aż o 50 proc. Rekordowo dobre są też wskaźniki jakości powietrza w zaliczanych do grona najbardziej zaczadzonych miast indyjskich, w tym w stolicy kraju Nowym Delhi. Szerokim echem rozeszły się wyliczenia Marshalla Burke’a ze Stanford University, zgodnie z którymi poprawa jakości powietrza w Chinach mogła ocalić więcej ludzkich istnień niż zabrała ich pandemia.
Analogicznych spadków zanieczyszczeń nie odnotowano jednak w Polsce, a nasze miasta nadal lokują się w międzynarodowej czołówce najbardziej skażonych. W sobotę, jak informował Warszawski Alarm Smogowy, polska stolica osiągnęła w tym rankingu pozycję lidera, a na trzecim miejscu znalazł się Kraków. Dwa największe polskie miasta wyprzedziły m.in. Dubaj, Dżakartę, Hanoi, Mumbaj czy Rijad.
Jednym z możliwych wyjaśnień tego faktu jest specyficzna struktura zanieczyszczeń powietrza. U nas w relatywnie znacznie większym stopniu pochodzą one z wytwarzania ciepła, na które koronawirusowe restrykcje nie mają większego wpływu. Nie da się wykluczyć, że lekkie spadki – związane z ograniczaniem intensywności ruchu ulicznego i aktywności przemysłu – staną się z czasem widoczne także nad Wisłą. Jednocześnie, na co wskazuje Europejska Sieć Zdrowia Publicznego (EPHA), mieszkańcy najbardziej zanieczyszczonych miast są najprawdopodobniej szczególnie narażeni na zakażenie SARS-CoV-2.
Długotrwałe wystawienie na złej jakości powietrze osłabia odporność na infekcje układu oddechowego i zwiększa ryzyko niebezpiecznych powikłań. Eksperci EPHA przypominają również badanie z 2003 r., które wykazało, że śmiertelność wśród zakażonych pokrewnym koronawirusem SARS była silnie skorelowana z jakością powietrza. Wynikało z niego, że chorzy na SARS, którzy mieszkali w regionach charakteryzujących się umiarkowanym poziomem zanieczyszczeń powietrza, byli aż o 84 proc. bardziej zagrożeni śmiercią od zamieszkujących obszary niskich zanieczyszczeń. Pokazuje to, jak palącą kwestią stała się dekarbonizacja ciepłownictwa.
Eksperci podkreślają jednak, że ogłaszanie sukcesu w związku z ograniczeniem zanieczyszczeń byłoby przedwczesne, ponieważ po opanowaniu epidemii w sferze emisji szkodliwych substancji może dojść do swoistego efektu jojo, który w ostatecznym rozrachunku może zniweczyć dotychczasowe korzyści dla środowiska. Wskazują na to doświadczenia poprzednich kryzysów. Taką tendencję można już zaobserwować w przypadku Chin, gdzie po przekroczeniu piku epidemii stężenie tlenków azotu w powietrzu zaczęło na powrót rosnąć.
EEA przypomina, że szacuje się, iż z powodu niskiej jakości powietrza w Europie umiera każdego roku ok. 400 tys. osób. W samej Polsce, według rządowych wyliczeń, ofiar smogu jest ok. 45 tys. rocznie. A Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że nasz kraj cechuje jeden z najwyższych w UE poziomów wskaźnika DALY – lat życia utraconych w związku z przedwczesną śmiercią, dla chorób związanych z zanieczyszczeniami powietrza – prawie 1500 lat na 100 tys. mieszkańców. Wyższy mają tylko Bułgaria, Łotwa, Rumunia i Węgry. Zła jakość powietrza wpływa też na gospodarkę, zwiększając wydatki na ochronę zdrowia, ograniczając wydajność pracy i urodzajność gleb.