Mimo nieotrzymania jeszcze pozwolenia na budowę spółka Gryfskand zaczęła już przygotowywać teren pod uruchomienie zakładu. Mieszkańcy miasta twierdzą, że jeśli inwestycja doszłaby do skutku, Ustrzyki Dolne zamienią się w „Ustrzyki Dymne”, a cały ruch turystyczny w regionie zatrzyma się w tym samym czasie, kiedy nad miastem zawiśnie smog. Wątpliwości dotyczą też źródeł pozyskania drewna do przerobu, gdyż firma przetwarzać ma 80 tys. m3 surowca rocznie.
Zapowiedziane zostały już pierwsze protesty, choć burmistrz, Bartosz Romowicz, przekonuje, że lokalizacja fabryki węgla drzewnego została wybrana w sposób przemyślany i uzasadniony w miejscu, gdzie w przeszłości także funkcjonował zakład przemysłowy. – W 2017 roku przeprowadziłem konsultacje społeczne dotyczące kierunków zagospodarowania miasta i gminy, z których jednoznacznie wynikało, iż przemysł winien być lokowany na terenie byłego Przedsiębiorstwa PPD Ustjanowa w Ustrzykach Dolnych. Zarówno zaproszenia do wzięcia udziału w konsultacjach, jak również ich wyniki podawane były do publicznej wiadomości w sposób zwyczajowo przyjęty, a w szczególności na stronie internetowej Urzędu Miejskiego w Ustrzykach Dolnych – czytamy w przekazanym nam przez włodarza stanowisku.
Mieszkańców nie przekonują też zapewnienia, że fabryka dałaby dodatkowe 60 miejsc pracy, a ich opinię podziela starosta bieszczadzki Marek Andruch.
- Gdyby ktoś taką inwestycję planował 15-20 lat temu, to mógłbym się zastanowić, ponieważ ona miałaby wtedy jakieś cele społeczne. Co to znaczy? Funkcjonował u nas kiedyś duży zakład przetwórstwa drzewnego. Pracowało tam wielu młodych ludzi, który mieli swoje rodziny. W momencie transformacji zostali bez pracy. Była siła robocza, był rynek i faktycznie wtedy taki zakład bardzo poprawiłby sytuację w mieście. Natomiast po 20 latach ludzie w większości są w wieku poprodukcyjnym, przedemerytalnym. Zmienił się też rynek pracy. Bardzo trudno jest znaleźć w ogóle pracowników do jakiejkolwiek pracy w regionie. Nie widzę więc społecznego i ekonomicznego uzasadnienia dla miasta. W moim przekonaniu powstaną najgorsze miejsca pracy, o najniższych wynagrodzeniach. W sytuacji, gdy nie będzie polskiego pracownika, a jego na pewno nie będzie, kadry będą uzupełniane siłą roboczą z Ukrainy. To w żaden sposób nie sprzyja więc rozwojowi tego terenu – przekonuje starosta.
Ze Strategii Rozwoju Gminy Ustrzyki Dolne na lata 2015-2025 jasno wynika, że region ma stawiać na turystykę, sport i ochronę środowiska. Jednym z wyznaczonych działań jest „prowadzenie polityki proinwestycyjnej gminy celem wspierania rozwoju mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw.” W przeprowadzonej analizie SWOT podkreśla się wysokie walory krajobrazowo-przyrodnicze czy niewielką ilość zakładów przemysłowych zanieczyszczających środowisko. Zapytaliśmy burmistrza Ustrzyk Dolnych, czy tak wyznaczone cele nie kłócą się z powstaniem fabryki, której właścicielem jest duży przedsiębiorca.
- Powstawanie różnego rodzaju zakładów na terenie miasta i gminy Ustrzyki Dolne nie stoi w sprzeczności ze strategią rozwoju. Podkreślam, że turystyka i sport oraz ochrona środowiska uznane zostały za priorytety, są również priorytetami dla mnie i stawiam je na pierwszym miejscu – odpowiada Bartosz Romowicz.
Brama w Bieszczady
Ustrzyki Dolne stanowią najlepszą bazę na Podkarpaciu, jeśli chodzi o uprawianie narciarstwa. Miasto położone jest pomiędzy stokami Laworty i Gromadzynia. Oba ośrodki posiadają od 2013 r. trasy z homologacją FIS – oznacza to, że mogą się tam odbywać zawody pod egidą Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Taki sam certyfikat, jeszcze wcześniej, bo w 2011 r. uzyskały biegowe trasy narciarskie pod „Pod Żukowem” w Ustjanowej Górnej koło Ustrzyk Dolnych. W mieście jest też zaplecze dla sportowców: hala oraz basen.
Ale już na połoniny i nad Solinę stąd za daleko, a to właśnie wokół tych punktów w szeroko rozumianych Bieszczadach koncentruje się ruch turystyczny. Miejsca noclegowe w Ustrzykach Dolnych (oficjalnie ok. 3 tys. miejsc w całej gminie) zapełniają się dopiero, gdy brakuje ich w okolicy.
Lokalna przewodniczka Lucyna Pściuk mówi, że wbrew szumnym zapowiedziom Centrum Informacji i Promocji, turystyka w Ustrzykach Dolnych nie rozwija się zbyt dynamicznie. - Obłożenie dochodzi do 80 proc., ale tylko podczas corocznego wydarzenia, jakim jest koncert KSU czy podczas weekendu majowego – opowiada.
Prawdziwi miłośnicy przyrody znajdą jednak w najbliższej okolicy kilka ciekawych atrakcji. Na terenie Nadleśnictwa Ustrzyki Dolne znajduje się 20 pomników przyrody zgrupowanych w obrębie dawnego parku podworskiego we wsi Leszczowate, a w odległości 30 kilometrów od Ustrzyk Dolnych położone są tereny projektowanego Turnickiego Parku Narodowego. Już teraz chronione są tam karpackie starodrzewy w kilku małych rezerwatach „Reberce”, „Na opalonym” czy „Turnica”. Przez Ustrzyki Dolne przebiega również niebieski szlak karpacki – drugi pod względem długości szlak górski w Polsce. Co więcej, na terenie gminy Ustrzyki Dolne wytyczonych zostało 94 km szlaków rowerowych i 75 km szlaków konnych. Samo miasteczko otacza sieć krótszych, rekreacyjnych tras.
Wraz z rozwojem infrastruktury przeznaczonej do aktywnego wypoczynku na świeżym powietrzu, nastąpiła też zmiana rynku – a konkretnie rozwój agroturystyki. Niestety problemem turystyki bieszczadzkiej jest jej sezonowość. - Bieszczady odwiedza nawet milion turystów rocznie, ale ruch skoncentrowany jest w 3-4 miesiącach – mówi Jakub Rok z Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych UW. W efekcie dla wielu mieszkańców branża ta będzie zawsze tylko dodatkowym źródłem dochodu. Rok podpowiada, że oczekiwałby od włodarzy zastanowienia się, jak można atrakcyjność turystyczną wydłużyć. Może zaplanować inwestycje, które są bardziej spójne z obrazem zielonych, dzikich Bieszczad?
O tym, że sama turystyka w Bieszczadach nie wystarczy, by ludzie mieli z czego żyć, jest też przekonany Karol Trammer, redaktor naczelny "Z biegiem szyn", absolwent Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. - Bieszczady są biednym regionem. Trudno jest zapewnić na tym obszarze rozwój zrównoważony, szanujący zarówno przyrodę, jak i dający pracę, a przy tym pozwalający finansować usługi publiczne na odpowiednim poziomie – przekonuje. I podkreśla jeszcze, że Ustrzyki Dolne nie są miastem stricte turystycznym, a raczej wielofunkcyjnym. To druga po Lesku swego rodzaju brama Bieszczad. - Jeśli zadbamy o to, aby potencjalna fabryka nie była przytłaczająca i była wnikliwie kontrolowana pod względem środowiskowym, to taka inwestycja nie musi zaszkodzić funkcji turystycznej, a nawet może ją wspomóc, np. poprzez poprawę stanu infrastruktury kolejowej na odcinku Zagórz – Ustrzyki Dolne i docelowo przynieść dodatkowy efekt w postaci przywrócenia ruchu pasażerskiego – dodaje Trammer.
Kluczowe jest tu zdanie: „nie musi zaszkodzić…”. Czy fabryka węgla drzewnego faktycznie będzie bezpieczna jak zapewniają jej przedstawiciele?
Bieszczadzki węgiel
Wypalanie węgla drzewnego jest nieodłącznie związane z Bieszczadami. Biały dym unoszący się nad bukowym lasem przez lata mocno wpisywał się w lokalny krajobraz. W latach 80. XX wieku metody produkcji węgla drzewnego zmieniły się znacząco – pojawiły się bowiem tzw. retorty, stalowe piece do wypalania węgla drzewnego. To wokół nich obudowany został mit bieszczadzkiego wypalacza – żyjącego w samotności outsidera, niestroniącego od używek. Fach ten jednak powoli odchodzi w zapomnienie. Z blisko pół tysiąca działających niegdyś retort, pozostało jedynie dziesięć miejsc, w których produkcja węgla jeszcze nie przestała się opłacać. Część tradycyjnych wypałów zamknięto z kolei ze względu na niedostosowanie do wymagań ochrony środowiska.
Mająca powstać w Ustrzykach Dolnych fabryka węgla drzewnego z retortami będzie mieć niewiele wspólnego – to wyrób nastawiony na masową skalę. Sam produkt trafiać będzie na europejskie i światowe rynki.
Inwestor, Gryfskand Sp. z o.o., podkreśla jednak, że proces pirolizy, czyli tak zwanej suchej destylacji, na którym opiera się wytwarzanie węgla, w ich przypadku jest w pełni zhermetyzowany. Zdaniem firmy, zastosowana technologia gwarantować ma w pełni ekologiczną produkcję.
- Nie pozwoliłbym na wybudowanie zakładu w Bieszczadach, który ma negatywny wpływ na środowisko. Z kominów wydobywać się będzie jedynie para wodna – zapewnia Patrik Kowalczyk, Prezes Zarządu Gryfskand.
To oficjalne stanowisko firmy powielane w większości przekazów medialnych.
Problem w tym, że nie wszystkich ono przekonuje. Dlaczego?
Już z samej przygotowanej przez inwestora karty informacyjnej przedsięwzięcia wynika nieco inny obraz rzeczywistości. Wyliczenia przygotowane na jej podstawie przez Stowarzyszenie Proekologiczne "Czyste Ustrzyki Dolne" wskazują na roczną emisję z sześciu kominów planowanej fabryki 15,8 tony pyłów, 9,5 tony tlenku azotu oraz 2,2 tony tlenku węgla, czyli czadu.
O analizę karty informacyjnej przedsięwzięcia poprosiliśmy więc prof. dr hab. inż. Wiktora Bukowskiego z Politechniki Rzeszowskiej, który jest specjalistą w zakresie technologii chemicznej.
- Opisywana technologia zakłada praktycznie bezodpadową produkcję węgla drzewnego, tj. przewiduje spalanie lotnych składników w wysokiej temperaturze, w specjalnych piecach, w celu uzyskania energii niezbędnej do pirolizy. Można znaleźć też informację o pojawieniu się pewnych ilości odpadów, które będą gromadzone w zbiorniku i wywożone okresowo z zakładu do utylizacji. Muszą być one poddawane kontroli. Prawdopodobnie chodzi tu o zanieczyszczoną smołami i małocząsteczkowymi związkami organicznymi wodę poprocesową – wskazuje prof. Bukowski.
Ekspert zaznacza także, że technologia przewiduje instalację filtrów do cząstek stałych na kominach, czy ciągach wentylacyjnych, co powinno zabezpieczyć środowisko przed nadmierną emisją cząstek stałych. - Inna sprawa, jak w praktyce będzie wyglądać emisja, jaka będzie faktyczna sprawność niniejszych filtrów – zastanawia się prof. Bukowski i zwraca uwagę na jeszcze jeden ciekawy wątek. - W opisie nie znalazłem informacji na temat ewentualnego usuwania lotnych toksycznych zanieczyszczeń. Zakładanie, że w procesie spalania lotnych produktów może tworzyć się sadza, którą należy okresowo usuwać, wskazuje, że będzie również powstawać tlenek węgla zamiast dwutlenku węgla, czy może też dojść niepełnego wypalenia lotnych związków organicznych, a zatem do ich nadmiernej emisji. Ten problem powinien być ewentualnie zweryfikowany – wskazuje.
Zdaniem dr hab. inż. Artura Batydy, profesora Politechniki Warszawskiej, Kierownika Zakładu Informatyki i Badań Jakości Środowisk na Wydziale Instalacji Budowalnych, Hydrotechniki i Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej, w karcie przedsięwzięcia brakuje szczegółowych informacji związanych z rozprzestrzenianiem się zanieczyszczeń.
- Czym innym jest deklaracja dotycząca ilości substancji, które będą emitowane, a druga sprawa to, w jakich warunkach będzie to się działo. Ilość emitowanych substancji może przynieść radykalnie inną jakość powietrza w dwóch różnych punktach. W tym przypadku istotny jest pionowy rozkład temperatur, który jest specyficzny dla kotlin i terenów podgórskich i górzystych. Zachodzi tam bowiem bardzo często do inwersji temperaturowej, która zahamowuje zjawisko konwekcji. Wtedy zanieczyszczenia kumulują się i dochodzi do wzrostu stężeń – wskazuje Batyda.
Zastanawiający jest również fakt, dlaczego za wzór pomiarów ruchu powietrza w obszarze lokowania inwestycji posłużyło miasto oddalone od Ustrzyk Dolnych o… 25 km. Co ciekawe, Lesko, bo to o nim mowa, położone jest na wzgórzu, natomiast fabryka znajdować ma się w kotlinie pomiędzy wzniesieniami otaczającymi Ustrzyki. W obu tych miejscach mogą panować zupełnie inne warunki atmosferyczne. - Położenie Ustrzyk Dolnych sprzyja powstawaniu zjawiska smogu. Warto byłoby zainstalować urządzenia pomiarowe jeszcze przed powstaniem fabryki, żeby mieć skalę porównawczą w momencie, gdy zacznie ona już funkcjonować. Jeśli władze miejskie chcą się czuć spokojne, powinny wyjść z taką inicjatywą. Z punktu widzenia gminy taki wydatek nie jest rujnujący, a może stanowić pewien element kontroli, w jaki sposób na jakość powietrza będzie wpływała nowa fabryka – sugeruje Batyda.
Ekspert zastanawia się również nad konsekwencjami produkcji brykietu, który poza węglem drzewnym powstać ma ustrzyckiej fabryce. - Sprawa jest o tyle zagadkowa, że producenci nie podają informacji o składzie chemicznym tzw. „lepiszcza”, które skleja mielony węgiel drzewny. Można być jednak pewnym, że będą powstawały tutaj węglowodory aromatyczne – puentuje.
Obecnie firma Gryfskand zgodnie z postanowieniem burmistrza Ustrzyk Dolnych z dnia 30 października 2018 r. została zobowiązana do przeprowadzenia oceny oddziaływania planowanego przedsięwzięcia na środowisko oraz sporządzenia raportu. - Dokument ten będzie wnikliwie rozpoznawany oraz zostanie przesłany do uzgodnień i opinii do RDOŚ w Rzeszowie, Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Ustrzykach Dolnych oraz RZGW w Rzeszowie. Jestem przekonany, że jeśli planowane przedsięwzięcie będzie wywierało negatywny wpływ na środowisko to nie otrzyma ono pozytywnych uzgodnień, a przede wszystkim uzgodnienia od Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Rzeszowie – zapewnia burmistrz Romowicz.
Walka z pyłem
Jak wynika z karty informacyjnej fabryki węgla drzewnego planowanej w Ustrzykach Dolnych, proces produkcji będzie oparty na identycznej technologii, co w funkcjonującej od lat fabryce węgla drzewnego w Żabnicy (gm. Gryfino), należącej do tego samego właściciela. Na zadane przez nas pytanie, czym różnić się będzie proces produkcji w obu zakładach, prezes Gryfskandu nie odpowiada. A pytamy o to nie bez powodu. Firma zapewnia bowiem nieustannie o wyjątkowej dbałości o środowisko. Inne zdanie na ten temat mają natomiast mieszkańcy Gryfina i Żabincy, których domy znajdują się w okolicach fabryki. Od lat walczą tam o prawo do czystego powietrza. Jak się na razie okazuje, bezskutecznie. W poprawie sytuacji nie pomogły nawet przeprowadzone przez instytucje państwowe kontrole oraz liczne obietnice Gryfskandu.
- WIOŚ w dniach 6-12 sierpnia 2015 r. dokonał 24-godzinnych pomiarów stężeń pyłu PM10. W tym czasie zanotowano dwa wyniki wykazujące przekroczenie poziomu dopuszczalnego dobowego stężenia pyłu. WIOŚ wskazał, że nie można jednoznacznie stwierdzić, że jest to obszar charakteryzujący się przekroczeniami stężeń pyłów, ponieważ taki krótki cykl badań nie pozwala na ocenę spełnienia kryterium, który mówi o tym, że dopuszczalna liczba dni w ciągu roku z przekroczeniem stężenia wynosi 35 dni – mówi nam Tomasz Obacz, dziennikarz Gazety Gryfińskiej zajmujący się tematem zanieczyszczeń emitowanych przez fabrykę w Żabnicy.
Dlaczego nie przeprowadzono dłuższych badań, skoro zanotowano wyniki jednoznacznie wskazujące na przekroczenie norm? Na to pytanie mieszkańcy nie otrzymali odpowiedzi, za to nadal każdego dnia czyszczą posesje z pyłu naniesionego z miejsca, gdzie składowany jest węgiel drzewny Gryfskandu.
My zapytaliśmy natomiast burmistrza Ustrzyk Dolnych, czy posiada on wiedzę o protestach, które odbywały się na terenie Polski i były związane z działalnością firmy Gryfskand. Odpowiedzi również nie otrzymaliśmy.
"Prezydent jest podatny na sugestie zmiany prawa" [WYWIAD DGP] >>
Drewna zawsze za mało
Z map Googla wynika, że w najbliższym sąsiedztwie planowanej inwestycji znajduje aż jedenaście obiektów turystycznych. Nie trudno domyślić się, że powstające przedsiębiorstwo budzi obawy związane ze spadkiem ich atrakcyjności.
- Od lat mówimy, że Bieszczady mają być zapleczem zdrowotnym. W związku z tym zaczęła się rozwijać turystyka, a co za tym idzie, agroturystyka. Powstało wiele gospodarstw czy domków letniskowych. Kto będzie chciał przyjechać do Ustrzyk Dolnych wypoczywać pomiędzy jednym a drugim zakładem? To są kolejne wymierne ekonomiczne straty dla lokalnych przedsiębiorców, którzy utrzymują się z turystów – wskazuje starosta bieszczadzki Marek Andruch.
Jak deklaruje firma Gryfskand, fabryka węgla drzewnego w Ustrzykach Dolnych przetwarzać ma rocznie 80 tys. m3 drewna. Pierwsze kłody już gromadzone są na przygotowywanym pod fabrykę terenie przy ul. Przemysłowej, oddalonym od 3 km od centrum miasteczka, a mali przedsiębiorcy z branży drzewnej zaczynają się obawiać o surowiec. - Węgiel drzewny będzie produkowany z twardych gatunków drzew liściastych, które będą przez nas nabywane od Lasów Państwowych w Krośnie, Przemyślu oraz różnych innych lokalizacji – nie tylko z Bieszczad – informuje spółka. - Tym samym chcielibyśmy uspokoić mieszkańców, którzy obawiają się, że Gryfskand wykupi całe drewno z rynku. W RDLP w Krośnie jest pozyskiwanych ponad 400 tysięcy metrów sześciennych surowca rocznie i drewno z tej części Podkarpacia systematycznie wyjeżdża do różnych zakładów przetwórczych na terenie całego kraju. My jesteśmy tylko niewielką częścią tego rynku i dlatego jesteśmy przekonani, że drewna wystarczy i dla nas, i dla wszystkich przedsiębiorców z Bieszczad. Dodatkowo mamy w planach pozyskiwanie drewna z południowej części RDLP w Lublinie – czytamy w przekazanym nam przez firmę stanowisku.
Jak otwarcie przyznaje firma Gryfskand w przekazanej nam wiadomości, same Lasy Państwowe zachęcały ją właśnie do ulokowania inwestycji na tym obszarze. Na czym owo zachęcanie miało polegać oraz kto dokładnie wychodził z taką inicjatywą? Zapytaliśmy o to RDLP w Krośnie.
- Nie mogę w ogóle potwierdzić tej informacji i się do niej nie odniosę. Nie wiem skąd firma wzięła teorię o rzekomym zachęcaniu do inwestycji – zastanawia się Edward Marszałek, rzecznik prasowy RDLP w Krośnie.
Jak zauważa z kolei dr Antoni Kostka, który pracuje na rzecz Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze, zgodnie z zasadami sprzedaży drewna przez Lasy Państwowe, bardzo trudno będzie kupić taką ilość surowca nowemu podmiotowi na rynku. Ekspert zastanawia się więc, jaki sposób firma zamierza tego dokonać.
- 400 tys. metrów sześciennych pozyskiwane jest w czterech okolicznych nadleśnictwach, a 2 mln m3 na obszarze RDLP w Krosnie. Obawiamy się, że to będzie główne źródło pozyskania surowca. Zaznaczyć należy, że z tej ilości, około 2/3 surowca to drewno liściaste potrzebne do wypalania węgla drzewnego. Od tej puli należy odjąć jeszcze drewno wielkowymiarowe, z którego robi się meble i jest wykorzystywane budownictwie. W tym segmencie pojawi się ogromna konkurencja – wylicza Kostka.
Lasy Państwowe oficjalnie jednak nie martwią się, że dla kogokolwiek na Podkarpaciu surowca zabraknie.
- To, że firma zakupi taką ilość drewna, nie oznacza, że zabraknie go dla indywidualnych nabywców. Nie będzie takiej sytuacji, że wchodzi Gryfskand i dostaje od nas jakieś specjalne drewno – przekonuje nas Edward Marszałek.
Zapytaliśmy jednak rzecznika, dlaczego obecnie lokalni przedsiębiorcy mogą zakontraktować sobie tylko 1/3 ilości surowca, której faktycznie potrzebują. - Taki jest efekt rozstrzygnięć przetargowych. Każdy, kto ma historię zakupów, może brać udział w procedurach przetargowych i wygrywać – ucina krótko Marszałek.
I tu właśnie pojawia się problem dla lokalnych przedsiębiorców. Skoro ilość surowca będzie jeszcze bardziej ograniczona, to małych rynkowych graczy nie będzie stać na przebijanie ofert. W kuluarowych rozmowach sami leśnicy z Lasów Państwowych przyznają, że w obecnej sytuacji wystarczy 2-3 lata, by tak duży zakład, jaki założyć ma Gryfskand, doprowadził do plajty lokalne małe biznesy.
- Wcale się nie dziwię obawom małych przedsiębiorców, którzy kupują drewno i robią z niego drewno kominkowe, opałowe czy węgiel drzewny. Jeśli powstanie duży podmiot to zabierze im część surowca. Z tego powodu, że jest większy, będzie mógł na aukcjach zapłacić więcej. W tak sposób nastąpi ich wyparcie z rynku małych podmiotów, których nie będzie stać na podbijanie ceny. Jest to jedna moim zdaniem naturalna kolej rzeczy. Przy ograniczonych zasobach surowca, zawsze te najmniejsze firmy będą mieć problemy z jego zakupem – niezależnie od systemu sprzedaży drewna. Od lat powtarzam osobom, które prowadzą np. małe tartaki, że jeśli nie zwiększą swojej produkcji albo nie znajdą swojej niszy, niebawem splajtują – wyjaśnia Dominik Jabłoński, redaktor naczelny serwisu drewno.pl.
Problemy z dostępem do surowca zauważa też starosta bieszczadzki Marek Andruch. - Już są z tym problemy, a co dopiero, gdy pojawi się fabryka. Będzie to albo bardzo drogi produkt, albo nie będzie go tu na miejscu. Przy kondycji finansowej naszych przedsiębiorców będzie to oznaczało plajtę. W przypadku Gryfskandu teoretycznie zyskujemy 60 miejsc pracy, jednak tych najgorszych z możliwych, a za jakiś czas stracimy podobną ilość w tej samej branży drzewnej – obawia się starosta.
Mieszkańcy Ustrzyk Dolnych i okolicznych miejscowości alarmują również, że w związku z powstaniem fabryki zabraknie także drewna na prywatny użytek. Okazuje się bowiem, że obecnie nie można go dostać w podkarpackich nadleśnictwach. - Nie widzę takiego niebezpieczeństwa, żeby zabrakło drewna dla osób prywatnych. Lasy państwowe zabezpieczają te potrzeby nawet z nadmiarem. Trzeba pamiętać jednak, żeby drewno kupować znacznie wcześniej – w styczniu czy w lutym, bo wtedy jest pewność, że je otrzymamy. W grudniu faktycznie drewna może już nie być – zauważa Dominik Jabłoński.
Niezależnie jednak od kwestii ewentualnych braków surowca, przy stale wysokim zapotrzebowaniu na drewno i obecności nowych inwestorów z branży w regionie, trudno będzie organizacjom przyrodniczym toczyć z Lasami Państwowymi dyskusje o ograniczeniu wycinki w regionie. Ekolodzy zwracają szczególną uwagę na konieczność ochrony lasów objętych projektowanym Turnickim Parkiem Narodowym, gdzie występują gatunki wskaźnikowe dla lasów naturalnych. Drugi szczególnie zagrożony obszar to otulina Bieszczadzkiego Parku Narodowego, w której w ostatnim czasie gospodarka leśna szczególnie została intensyfikowana.- Zawsze przypominamy, że las to nie tylko drzewa – stanowią one około 2 proc. leśnych gatunków. W przypadku nadleśnictw bieszczadzkich trudno mówić o zrównoważonej produkcji. Odnotowanych jest tutaj przecież ponad 1500 przykładów niszczenia przyrody, od wycinki drzew z gatunkami chronionymi po niszczenie gleby i generowanie erozji o skali bezprecedensowej w literaturze światowej – wskazuje dr Antoni Kostka.
Czekając na decyzje
Powstająca w Ustrzykach Dolnych fabryka węgla drzewnego budzi wiele skrajnych emocji wśród lokalnej ludności. Najwyraźniej słychać głosy zdecydowanych przeciwników. - Zawsze w przypadku zmian w otoczeniu pojawia się efekt zwany syndromem NIMBY - not in my back yard - nie w moim ogródku. Generalnie społeczeństwo popiera rozwój sieci drogowej, powstawanie nowych miejsc pracy, jednakże poszczególne społeczności sprzeciwiają się, gdy inwestycje mają powstawać pod ich oknami – przypomina Karol Trammer.
Biorąc pod uwagę protesty w innych miejscowościach związane z działalnością firmy Gryfskand, obawy mieszkańców wydają się dość mocno uzasadnione. Jak zaznacza jednak prof. dr hab. inż. Wiktor Bukowski, zablokowanie niniejszej inwestycji ze względów ekologicznych będzie raczej trudne. - Taki zakład z pewnością będzie mniej szkodliwy dla środowiska niż klasyczny wypał drewna prowadzony w prymitywny sposób – puentuje.
Starosta Bieszczadzki, który w rozmowie z gazetaprawna.pl nie ukrywał, że jest zdecydowanym przeciwnikiem powstającej fabryki, sam na gruncie administracyjnym nie ma możliwości blokowania inwestycji. - Na pewnym etapie musi się u nas pojawić wiosek o pozwolenie na budowę. Starosta nie podejmuje jednak decyzji, tylko ją wydaje. Co to oznacza? Jeżeli zgłosi się do nas podmiot, który będzie miał wszystkie dokumenty i załączniki, starosta nie może nie wydać zgody. Jeśli jej nie wyda, przegra spór w każdej instancji i naraża się na dodatkowe procesy – informuje Marek Andruch.
Tanieje ropa, rosną marże firm. Czy w 2019 roku możemy liczyć na obniżki paliw? >>
W związku z powstającą jednostką przemysłową i emisją ewentualnych zanieczyszczeń pojawia się również kwestia związana ze spadkiem atrakcyjności regionu.
- Ciekawym przykładem może być kilka podgórskich uzdrowisk. Od kiedy temat smogu zaistniał mocniej w debacie publicznej, ich prestiż i renoma mocno podupadła. Wymiernym tego efektem związane są sprawy dotyczące zniesienia opłat klimatycznych – zauważa Jakub Rok z UW.
Fabryka firmy Gryfsknad ma być uruchomiona do końca 2020 roku. Czy do tego czasu uda się firmie i gminie przekonać mieszkańców, że uruchomienie tego typu zakładu to strzał w dziesiątkę dla rozwoju regionu? Z tym może być problem. W momencie, gdy rozpoczęliśmy pracę nad niniejszą publikacją, pojawiła bowiem się informacja, że w Ustrzykach Dolnych powstać ma… kolejna fabryka. Jak udało nam się ustalić, firma Budownictwo Drogowe Jarpol S. A. planuje uruchomienie wytwórni mas bitumicznych w bezpośrednim sąsiedztwie fabryki Gryfskandu. Z informacji przekazanych nam przez Burmistrza Ustrzyk Dolnych wynika, iż na spółkę nałożony ma zostać teraz obowiązek przedstawienia raportu oddziaływania na środowisko. O ile eksperci, z którymi rozmawialiśmy przyznają, że fabryka węgla drzewnego może być prowadzona w sposób neutralny dla środowiska, tak w przypadku wytwórni mas bitumicznych, konsekwencje jej działalności mogą być znacznie poważniejsze.