Reformę oświaty krytykują naukowcy, badacze oświaty, ZNP, a nawet koledzy minister edukacji z rządu. Likwidacji gimnazjów chce jednak elektorat
Zmiany w oświacie doczekały się już własnego protestu – 25 tys. osób chce wyprowadzić dziś na ulice Związek Nauczycielstwa Polskiego. W ubiegłym roku szkolnym przeciwko likwidacji gimnazjów zebrano 250 tys. podpisów. Zarzutów w stosunku do reformy przybywa z każdym dniem. Oto najważniejsze:
– Ukryty cel. Ponad stu akademików związanych z edukacją polonistyczną zwróciło uwagę w liście otwartym do MEN, że resort nie zakomunikował, w jakim celu radykalnie zmienia strukturę oświaty. W związku z tym nie będzie dało się ocenić skutków zmian. W dodatku ciężko teraz dyskutować o tym, czy zmiany idą w dobrym kierunku. Minister Anna Zalewska sensowność zmian uzasadnia badaniami; ci, którzy je przeprowadzili, również złożyli w MEN protest: „Z niepokojem obserwujemy, jak wyniki są jednostronnie interpretowane”.
– Pisana na kolanie. Projekt reformy ogłoszono w czerwcu tego roku, likwidacja gimnazjów ma zacząć się od września 2017 r. To oznacza, że MEN dało sobie rok na: stworzenie nowych programów nauczania, napisanie podręczników, przeszkolenie nauczycieli, a samorządom – na reorganizację sieci szkolnej. Ale te ostatnie mogą zacząć działać, kiedy ustawa wejdzie już w życie. Nie wcześniej niż w grudniu. Uczniowie – tak jak w przypadku poprzedniej reformy – w ostatniej chwili dowiedzą się, gdzie pójdą do szkoły. Tempo prac nad ustawą nie pozwoliło MEN ustrzec się błędów. Właśnie do resortu spływają uwagi innych ministerstw. Lista jest długa, a najbardziej gorzka wydaje się opinia Rządowego Centrum Legislacji: „Projekt powiela przede wszystkim wadliwe ukształtowanie większości upoważnień ustawowych [poprzedniej ustawy – red.]. Mając powyższe na uwadze, należy wskazać na blankietowy charakter oraz brak lub niewystarczającą treść wytycznych w odniesieniu do upoważnień do wydania aktów wykonawczych”.
– Nie wiadomo, ile będzie kosztować. To najpoważniejszy zarzut, o którym jako pierwsi pisaliśmy w DGP. W opinii przesłanej do MEN powtórzył go minister Henryk Kowalczyk. „Ocena skutków regulacji w zakresie wpływu na sektor finansów publicznych wymaga wskazania wszystkich bezpośrednich skutków wprowadzanej regulacji” – napisał. MEN nie zaplanowało bowiem ani złotówki kosztów, jakie poniosą samorządy w wyniku reformy.
Reforma nadal cieszy się jednak popularnością w społeczeństwie – sondaże pokazują, że likwidację gimnazjów popiera ponad połowa Polaków. Dlaczego?
+ Uczniowie spędzą osiem lat z jedną klasą. Badania IBE pokazują, że dla sukcesów edukacyjnych liczy się klimat szkoły. Sprzyja mu dobra znajomość nauczycieli i uczniów, a także zażyłość między uczniami. W nowym systemie będą oni spędzać ze sobą osiem, a nie sześć lat.
+ Dłuższe liceum. „Obecne liceum jest faktycznie kursem przygotowującym do matury. Uczniowie, wybierając w drugim roku nauki rozszerzenia, trafiają do innych klas i grup niż w klasie I. Wydłużenie liceum spowoduje większą identyfikację ze szkołą, w związku z tym będzie można mówić o procesie wychowawczym, a ponadto wiedza ogólna absolwenta będzie bardziej szeroka” – mówił jeden z badanych przez fundację Szkoła Liderów. Właśnie ukazał się raport z przeprowadzonych przez nią konsultacji.
+ Rodzice nie są zmuszani do tego, by ich sześciolatki szły do szkoły. To sukces fundacji Rzecznik Praw Rodziców prowadzonej przez Karolinę i Tomasza Elbanowskich. W rozwiązaniu forsowanym przez poprzedni rząd sześciolatki szły do pierwszej klasy obowiązkowo, a rodzice mogli odroczyć im obowiązek szkolny. W obecnym systemie to rodzice i poradnia psychologiczno-pedagogiczna decydują, czy sześciolatek może iść do szkoły. W 2016 r. w przedszkolach zostało 82 proc. dzieci w tym wieku.