Donald Tusk zadeklarował, że nauczyciele będą zarabiać na poziomie średniego wynagrodzenia w gospodarce. Szczegóły będą opracowywane i negocjowane. W kolejce do zmian zasad określania swoich pensji ustawili się nauczyciele akademiccy i pozostali pracownicy szkolnictwa wyższego.

W 2024 roku nauczyciele akademiccy, podobnie jak nauczyciele niższych szczebli otrzymali wysokie, bo 30-procentowe podwyżki. Pozostali pracownicy szkolnictwa wyższego mogli liczyć na 20-procentowy wzrost swoich pensji. Oznacza to, że w 2024 roku zarabiają:

  • profesor - 9370 zł brutto
  • profesor uczelni - 7777 zł brutto
  • adiunkt - 6840 zł brutto
  • pozostali nauczyciele - 4685 zł brutto

Wynagrodzenia nauczycieli po styczniowych podwyżkach wyglądają następująco:

  • nauczyciel poczatkujący – 4 908 zł
  • nauczyciel mianowany – 5 057 zł
  • nauczyciel dyplomowany – 5 915 zł

Podwyżki dla nauczycieli pociągną za sobą podwyżki na uczelniach?

Jeśli dojdzie do zmian, o które zabiegają związki zawodowe i do których odnosił się ostatnio Donald Tusk, to będą zarabiać:

  • nauczyciel początkujący - 5958,71 zł brutto
  • nauczyciel dyplomowany - 8162,62 zł brutto.

Oznacza to więc, że profesorowie zarabiają obecnie 158 proc. wynagrodzenia nauczyciela dyplomowanego. Przeprowadzając podwyżki w szkołach, bez podwyżek na uczelniach ta proporcja spadnie do 87 proc.

Chcąc utrzymać te proporcje, wynagrodzenia profesora powinno wynieść 12 929 zł brutto, a pozostałych pracowników naukowych:

  • profesor uczelni – 83 proc., czyli 10 731,07 zł brutto
  • adiunkt – 73 proc., czyli 9438,17 zł brutto
  • pozostali nauczyciele – 50 proc., czyli 6464,5 zł brutto

Wynagrodzenia na uczelniach a średnia krajowa

- W przypadku szkolnictwa wyższego chcemy przede wszystkim mówić o podwyżkach zarówno dla nauczycieli akademickich jak i pozostałych pracowników, którzy pracują na uczelniach czy w instytutach badawczych. Obecnie propozycja Ministerstwa Nauki stanęła na 5 proc. na 2025 rok i jest to dla nas sytuacja nie do zaakceptowania. Domagaliśmy się 15 proc., a docelowo – podobnie jak nauczyciele niższych szczebli, powiązania wynagrodzeń nie tylko nauczycieli, ale wszystkich pracowników szkolnictwa wyższego i nauki z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce – podobnie jak nauczyciele niższych szczebli, powiązania wynagrodzeń z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce - mówi Aneta Trojanowska, wiceprezeska Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP.

- Naszym postulatem jest, by minimalne wynagrodzenie profesora, od którego uzależnione są pensje pozostałych nauczycieli akademickich wynosiło dwukrotność przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, oraz, żeby płace pozostałych pracowników, którzy nie są nauczycielami akademickimi również były połączone z przeciętnym wynagrodzeniem. O ile jeszcze pracownicy naukowi są w stanie poprawić swoją sytuację materialną środkami z grantów czy innymi źródłami finansowania, o tyle pracownicy, którzy nie są nauczycielami, ale są bardzo dobrze wykwalifikowaną kadrą, nie mają takich możliwości. A ciężko od nich wymagać, by poza pracą w szkolnictwie wyższym brali kolejne etaty gdzieś indziej. A w tej chwili ich pensje oscylują wokół wynagrodzenia minimalnego - dodaje Trojanowska.

Zmiany w naliczaniu wynagrodzeń pracowników uczelni wprowadziła Konstytucja dla nauki. Jej pomysłodawca – minister nauki w rządzie PiS – Jarosław Gowin chciał, by profesorowie zarabiali 150 proc. średniego wynagrodzenia w gospodarce. Do ustawy trafił jednak jedynie zapis o uzależnieniu wynagrodzeń wszystkich pracowników od wynagrodzenia profesora.

- Trzeba pamiętać, że od wynagrodzenia profesora, liczone są wynagrodzenia pozostałych nauczycieli akademickich i doktorantów. Podniesienie pensji zatrzyma odpływ najlepszych pracowników do sektora prywatnego i skłoni najlepszych studentów do rozpoczynania i kończenia studiów doktoranckich oraz kontynuowania kariery naukowej - podsumowuje Trojanowska.