Szkoły zawodowe kierują swą ofertę przede wszystkim do uczniów, wiedząc, że po szkole najłatwiej o pracę w tradycyjnie męskich branżach: w przemyśle czy w budownictwie. Uczennicom zostają profesje, w których o pracę trudniej – pisze "Gazeta Wyborcza".

Siłą faktu wybierają profesje, gdzie zarobki są niższe.

Ubiegłoroczna zapowiedź pracodawców, że gotowi są przyjąć 400 tys. nowych pracowników z fachem w ręku, nie była gołosłowna. W 2015 r. powstało 600 tys. miejsc pracy, z czego dwie trzecie w sektorach zatrudniających absolwentów techników i zawodówek.

Hossa na rynku nie miała jednak równościowego charakteru: znacznie bardziej sprzyjała uczniom niż uczennicom – pisze gazeta."W branżach, w których powstało najwięcej nowych miejsc pracy, rządzą zawody męskie". Monterzy, spawacze, operatorzy maszyn i obrabiarek, tokarze czy zbrojarze – zajmują główne miejsce na liście.

"Panie się w nich nie kształcą, bo, jak podkreślają badacze ze stowarzyszenia promującego równość płci Koalicja Karat, oferta edukacyjna zawodówek rzadko jest do nich kierowana, a bariery w podejmowaniu przez dziewczęta kształcenia w zawodówkach tworzone są już w gimnazjum, gdzie pewne zawody postrzegane są jako odpowiednie dla mężczyzn, a pewne dla kobiet.

"Dlatego też obserwujemy segmentację dalszych etapów kształcenia ze względu na płeć" – czytamy w artykule.