Bez testu po VI klasie zagrożona jest oparta na nim ocena pracy szkoły. Potrzebny jest nowy miernik.
Notatka z pamiętnika, która uzasadni, dlaczego warto pomagać, ogłoszenie o odbywającym się w szkole spotkaniu z podróżnikiem i przekształcenia ułamków – to tylko niektóre z zadań, z jakimi wczoraj musieli zmierzyć się tegoroczni szóstoklasiści. Ponad 340 tys. uczniów rozwiązywało zadania z matematyki, języka polskiego i języka obcego. Prawdopodobnie po raz ostatni pisali oni sprawdzian po szkole podstawowej. MEN zamierza go zlikwidować – projekt w tej sprawie trafił już do konsultacji społecznych. Jak przekonuje minister edukacji Anna Zalewska, egzamin niepotrzebnie stresuje uczniów. Podobnego zdania była także jej poprzedniczka – Joanna Kluzik-Rostkowska.
– To od szkoły zależy, czy buduje atmosferę stresu, czy pozytywnej mobilizacji. Dla ucznia pierwszy poważny test to także źródło satysfakcji i dumy, która jest niezwykle potrzebna w jego rozwoju na tym etapie – przekonuje jednak Anna Okońska-Walkowicz, prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego. – Sprawdzian jest narzędziem weryfikacji postępów ucznia i diagnozowania pracy szkoły. Celem wprowadzania egzaminów zewnętrznych była zarówno samokontrola szkoły – jej pracownicy zyskiwali wiedzę, czy uczą dobrze – jak i ocena szkoły przez innych, np. przez rodziców. Od przyszłego roku nie będzie żadnego narzędzia, które pozwoliłoby sprawdzić, czy szkoła podstawowa realizuje prawidłowo program nauczania – dodaje.
Okońska-Walkowicz zwraca też uwagę, że bez sprawdzianu w przyszłości trudno będzie mierzyć edukacyjną wartość dodaną (EWD), czyli to, ile wiedzy pozyskuje uczeń w czasie nauki. Taki wskaźnik powstaje dziś na podstawie m.in. wyniku testu szóstoklasisty, egzaminu gimnazjalnego oraz matury.
Likwidację sprawdzianu za nietrafiony pomysł uważa także Maciej Jakubowski, szef zajmującego się polityką oświatową Evidence Institute, kiedyś wiceminister edukacji. – Początkowo EWD była krytykowana, ale kiedy nauczyciele zrozumieli, o co chodzi, przekonali się, że ten wskaźnik jest bardziej sprawiedliwy, bo bierzemy pod uwagę, jaki jest poziom uczniów na początku nauki w danej szkole. Oczywiście pod względem metodologicznym i statystycznym wciąż nie jest doskonały. Głównym powodem jest niska jakość naszych egzaminów zewnętrznych. Mimo wszystko w porównaniu z innymi sposobami to jest najbardziej sprawiedliwa i najbardziej wiarygodna metoda oceny pracy szkół – ocenia.
Anna Zalewska przyznaje, że MEN chciałoby wprowadzić inne rozwiązanie. – Rozważamy rozpisanie konkursu na polski miernik edukacyjny – zapowiada w rozmowie z DGP. Jej zdaniem EWD jest zaburzona, bo nie pokazuje między innymi, jaki wkład w rozwój uczniów mają korepetycje, a także nie uwzględnia wpływu środowiska. Badania pokazują, że osiągnięcia dzieci zależą m.in. od wykształcenia rodziców.
– Pełna zgoda, że EWD nie powinno być jedynym miernikiem. Kiedy byłem w ministerstwie, proponowałem, aby zbudować ogólnodostępny portal o szkołach, który zbierałby różne wskaźniki, z jednej strony wyniki egzaminów, a z drugiej np. prowadzonej przez kuratorów ewaluacji szkół. Problem jest taki, że te dane są trudne w odbiorze, to stustronicowe, napisane czasem trudnym językiem raporty. A za czasów minister Kluzik-Rostkowskiej jeszcze je rozmyto – dodaje Jakubowski.
Przed wprowadzonymi przez nią zmianami ewaluatorzy wystawiali szkołom oceny od A do E. Noty oznaczały, w jakim stopniu szkoły spełniają wymagania ministerstwa. Ewaluacja nie miała twardych konsekwencji – dyrektorzy szkół, które otrzymały ocenę najgorszą (E), byli zobligowani do opracowania i wdrożenia programu poprawy efektywności kształcenia lub wychowania. Po interwencji minister zniesiono nawet te szczątkowe oceny, zostawiając jedynie raporty ewaluacyjne.
Jeszcze zanim likwidacja sprawdzianu została zapisana w projekcie ustawy, minister przekonywała, że sprawdzian da się zastąpić diagnozą na początku pierwszej klasy gimnazjum. Możliwość prowadzenia takiej diagnozy znalazła się w ustawowym zapisie. Takie rozwiązanie krytykuje jednak Krystyna Szumilas, była minister edukacji w rządzie Donalda Tuska. Jej zdaniem doprowadzi to do paradoksu, w którym nauczyciele gimnazjów będą mogli oceniać i krytykować kolegów kształcących w podstawówkach, a w konsekwencji wywoła konflikt między nauczycielami.
Ten test ma już czternaście lat
Sprawdzian szóstoklasisty to test, do którego obowiązkowo podchodzą wszyscy uczniowie VI klas szkół podstawowych. Pierwszy raz przeprowadzono go w 2002 r., była to jedna z konsekwencji rozpoczętej trzy lata wcześniej reformy oświaty. Test miał być badaniem umiejętności uczniów i informacją dla nauczycieli, jak pracować z kolejnymi rocznikami. Napisanie sprawdzianu szóstoklasisty to warunek niezbędny do ukończenia szkoły podstawowej. Nie ma jednak progu punktowego, który należy osiągnąć.
Choć test miał być jedynie narzędziem sprawdzającym, jak szóstoklasista opanował wiedzę z zakresu szkoły podstawowej, szybko okazało się, że jest podstawą rekrutacji do gimnazjów. Co prawda rejonowe szkoły nie mogą odmówić uczniowi przyjęcia, ale na wolne miejsca rekrutują już w drodze konkursu świadectw i rozmów rekrutacyjnych.