1 września tego roku po raz pierwszy do I klasy szkoły podstawowej ma pójść obowiązkowo cały rocznik dzieci sześcioletnich, czyli urodzonych w 2009 r. Wraz sześciolatkami we wrześniu do I klas pójdą też dzieci siedmioletnie, urodzone w drugiej połowie 2008 r. We wrześniu ub.r. obok siedmiolatków do pierwszych klas obowiązkowo poszła połowa rocznika sześciolatków.
W związku z zapowiedzią prezydenta Ministerstwo Edukacji Narodowej wystosowało specjalny komunikat, w którym przestawia argumenty, dlaczego dzieci powinny rozpoczynać naukę w wieku lat sześciu.
Wskazuje m.in., że cofnięcie reformy przede wszystkim wywołałoby ogromne perturbacje organizacyjne w systemie oświaty: w jednym roku nie byłoby w ogóle klasy pierwszej w szkole podstawowej, gimnazjum, ponadgimnazjalnej, na studiach. Pracę straciłoby co najmniej kilkanaście tysięcy nauczycieli. Dzieci, które nie poszłyby do klasy pierwszej jako sześciolatki musiałyby wrócić do przedszkola. Spowodowałoby to duże trudności ze znalezieniem dla nich miejsc.
"Dzieci nie trzeba ratować przed szkoła, tylko trzeba wspierać ich rozwój, a wcześniejsze rozpoczęcie edukacji to wykorzystanie najlepszego okresu w rozwoju dziecka. Wiedzą o tym na całym świecie" - można przeczytać w komunikacie resortu edukacji.
Przypomniano w nim, że w większości krajów europejskich sześciolatki uczą się w pierwszej klasie. Spośród 202 państw, 134 wysyłają sześciolatki do szkół. Sześciolatki (lub młodsze dzieci) idą do pierwszej klasy w 22 krajach Unii Europejskiej. Jest tak np. w Austrii, Belgii, Niemczech, Czechach, Danii, Francji, Hiszpanii, Irlandii, Luksemburgu, Portugalii, Rumunii, na Słowacji, Słowenii, na Węgrzech oraz we Włoszech. Na Cyprze, w Grecji, Holandii i Wielkiej Brytanii do szkół trafiają już pięciolatki. Ostatnio zdecydowały o tym Norwegia, Dania i Słowenia. "Polska nie jest więc odosobniona" - zaznaczono.
"Posłanie 6-latka do szkoły wcale NIE oznacza zabierania mu dzieciństwa. Dzieci w pierwszej klasie uczą się poprzez zabawę. To nie są sztywne lekcje, jakie my - dorośli pamiętamy z naszego dzieciństwa. Dzieci mają do dyspozycji kąciki do zabawy i odpowiednie meble. Nie obowiązuje ich też 45 minut przeznaczone na lekcję. Siedzą w klasie tyle, ile nauczyciel uzna za celowe, pozostały czas mogą spędzać na spacerach, na boisku itp." - tłumaczy MEN.
Przypomina też, że już w tej chwili przepisy dotyczące możliwości odraczania dziecka dają dużą swobodę rodzicom. Jeśli rodzic uzna, że jego sześcioletnie dziecko nie poradzi sobie w pierwszej klasie, może udać się do poradni psychologiczno-pedagogicznej i poprosić o badanie dziecka. Jeśli opinia poradni potwierdzi obawy rodzica to on, a nie dyrektor szkoły, decyduje, by nie posłać dziecka do szkoły. Ponadto rodzic do końca grudnia może cofnąć swoje sześcioletnie dziecko ze szkoły.
Resort edukacji przywołuje także wyniki badania przeprowadzonego przez Wyższą Szkołę Nauk Społecznych "Pedagogium", które opublikowano w ubiegłym roku. Wynika z nich, że 87 proc. ankietowanych rodziców, którzy posłali swoje dzieci w wieku 6 lat do szkoły, zauważyło u nich pozytywne zmiany. 79 proc. rodziców ponownie podjęłoby decyzję o wcześniejszym rozpoczęciu nauki przez ich dzieci. 89,4 proc. rodziców oceniało: „dobrze” lub „dobrze z zastrzeżeniami” poziom przygotowania szkoły do rozpoczęcia prac z uczniami sześcioletnimi.
MEN zauważa również, że dzieci, które w 2009 r. poszły do szkoły jako sześciolatki (wówczas zaczęto stopniowe obniżanie wieku rozpoczynania nauki) świetnie poradziły sobie na tegorocznym sprawdzianie szóstoklasistów. "W 2009 r. stanowiły grupę tylko 4,3 proc. wśród wszystkich pierwszaków, trudno więc mówić o jakimś generalnym wniosku, ale na pewno można stwierdzić, że dały radę. Wszystkie głosy krytyczne, jakoby dzieci 6-letnie miałyby nie dawać sobie rady w porównaniu z dziećmi 7-letnimi – chociażby na sprawdzianie – są raczej niezasadne" - napisano w komunikacie.
Zacytowano w nim badania CBOS: "Polacy o proponowanych zmianach w systemie edukacji" z listopada 2008 r., "Polacy o upowszechnieniu edukacji przedszkolnej i obniżeniu wieku szkolnego" ze stycznia 2009 r. i "Czy sześciolatki powinny iść do szkoły" z czerwca 2013 r. Badania zostały przeprowadzone na reprezentatywnej próbie losowej wszystkich dorosłych mieszkańców Polski. Ponadto, w 2011 r. CBOS, zlecenie MEN przeprowadziło badanie opinii rodziców dzieci urodzonych w latach 2004-2007.
"Podkreślenia wymaga, że we wszystkich ww. badaniach dominuje bardzo pozytywny ogólny odbiór szkoły przez rodziców. W badaniu z 2011 roku 91,9 proc. rodziców było zadowolonych – 73,5 proc. spośród nich nawet zdecydowanie zadowolonych z faktu, że ich dziecko uczęszcza do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Również zdecydowana większość rodziców była całkowicie zadowolona z opieki szkolnej (73,5 proc) oraz z edukacji swojego dziecka w szkole (73,9 proc.)" - informuje MEN.
W komunikacie zaznaczono, że o sukcesach edukacyjnych dzieci stanowi długość czasu edukacji szkolnej oraz wiek jej rozpoczynania. Dziecko, którego rozwój jest pobudzany poprzez wcześniejsze rozpoczęcie nauki w szkole, rozwija się szybciej niż dziecko w tym samym wieku, które później idzie do szkoły. Dzieci, które idą wcześniej do szkoły, zyskują wcześniejszy dostęp do lepszej niż w przedszkolu infrastruktury naukowej (zyskują darmowa naukę języka obcego i zajęcia pozalekcyjne), sportowej (boiska i place zabaw) i informatycznej.
"Ewentualny obowiązkowy +powrót+ sześciolatka do edukacji przedszkolnej spowoduje niemożność pełnej realizacji tzw. ustawy przedszkolnej gwarantującej miejsca wychowania przedszkolnego dla wszystkich czterolatków, a następnie trzylatków. Zapewnienie miejsc edukacji przedszkolnej dla wszystkich dzieci nie będzie możliwe do zrealizowania" - podkreślono.
Zauważono, że skutki ewentualnej zmiany powyższych regulacji niekorzystnie odbiłyby się także na funkcjonowaniu samorządów odpowiedzialnych za prowadzenie publicznych szkół podstawowych i przedszkoli oraz mogłyby prowadzić do zwolnień nauczycieli, również w kolejnych latach szkolnych. "W sytuacji, odstąpienia od obowiązku szkolnego sześciolatków, problemem będzie kwestia kontynuacji zatrudnienia przez niektórych nauczycieli. Może dojść do sytuacji, w której w szkole nastąpi zmniejszenie liczby oddziałów. Zmiana przepisów w zakresie obowiązku szkolnego zaburzy realizowanie zadań oświatowych przez samorządy" - oceniono. Związane jest to z tym, że kwota subwencji oświatowej na jednego ucznia w szkole jest wyższa (wynosi 5258,68 zł) niż kwota jaką w ramach dotacji samorządy otrzymują na jednego przedszkolaka (wynosi 1273 zł).
W polskim systemie edukacji stopniowe obniżanie wieku obowiązku szkolnego rozpoczęto w 2009 r. Przez pięć lat - do września 2013 r. - decyzję o tym, czy dziecko rozpocznie naukę w wieku sześciu czy siedmiu lat, podejmowali rodzice. Od samego początku wprowadzeniu obowiązku szkolnego dla sześciolatków towarzyszą protesty części rodziców niegodzących się na tę zmianę.