- Nie możemy zmarnować setek milionów euro unijnych dotacji. Samorządy powinny określić, czego najbardziej brakuje szkołom i jakich fachowców potrzebuje rynek pracy - mówi Tadeusz Sławecki.
Tadeusz Sławecki, wiceminister edukacji narodowej / Dziennik Gazeta Prawna

Rok szkolny 2014/2015 był poświęcony szkolnictwu zawodowemu. Co udało się w tym czasie zrobić?

Rok Szkoły Zawodowców był okazją do wypromowania kształcenia zawodowego jako atrakcyjnej ścieżki edukacji, dającej wiele możliwości dalszego rozwoju. Dużym osiągnięciem jest to, że o kształceniu zawodowym zaczęło się mówić pozytywnie. Wcześniej były głównie narzekania. A jeśli chodzi o konkrety, to wymieniłbym m.in. podpisanie porozumienia między ministrem edukacji narodowej a ministrem gospodarki dotyczącego kształcenia uczniów w firmach funkcjonujących w specjalnych strefach ekonomicznych. Dzięki temu uda się utworzyć ok. 5 tys. miejsc praktyk dla uczniów. Jest to o tyle ważne, że na terenie stref ekonomicznych jest dużo przedsiębiorstw, które dysponują najnowszymi technologiami i urządzeniami. Ponadto w ramach funduszy europejskich, w regionalnych programach operacyjnych został stworzony mechanizm wsparcia dla firm przyjmujących na staże i praktyki uczniów ze szkół prowadzących kształcenie zawodowe. Firmy te otrzymają po 5 tys. zł za jednego ucznia. Dotyczy to wszystkich przedsiębiorstw, nie tylko tych ze specjalnych stref ekonomicznych.

Co dalej ze szkolnictwem zawodowym?

Najbliższe pięć lat zapowiada się jako lata tłuste dla kształcenia zawodowego. Minister edukacji w różnych projektach ma do wykorzystania ok. 120 mln euro, a marszałkowie w regionalnych programach operacyjnych mają do dyspozycji ok. 930 mln euro. Trzeba będzie te pieniądze dobrze wydać. Ale należy też pamiętać, że za pięć lat one się skończą. Dlatego dla nas, dla naszych następców najważniejsze jest, aby wypracować pewne mechanizmy i sposoby działania na przyszłość – w sytuacji, gdy tych środków będzie już mniej. Na razie dofinansowujemy tworzenie miejsc praktyk przez pracodawców, płacimy nawet za odzież roboczą. Co się stanie, gdy nie będzie tych pieniędzy? W Niemczech firmy na pytanie, ile państwo im dokłada do kształcenia uczniów, reagują zdziwieniem. Wiedzą, że jeśli chcą mieć dobrego pracownika, to muszą zainwestować w jego rozwój. Tam jest po prostu podział zadań. Państwo finansuje kształcenie ogólne, a koszty nauki zawodu bierze na siebie pracodawca, łącznie z zapewnieniem spraw socjalnych. Niemcy wyliczyli nawet, że jeśli dobrze jest prowadzona edukacja praktyczna, uczeń w drugim roku kształcenia powinien już na siebie zarabiać.

Zatem, jeżeli pracodawcy bardziej się nie zaangażują, to za kilka lat czeka nas załamanie szkolnictwa zawodowego?

Krachu nie przewiduję. Trzeba po prostu wykorzystać te pięć lat jak najlepiej. Również państwo powinno wypracować mechanizmy wsparcia po 2020 r. i zapewnić ciągłość rozpoczętych projektów. Nie wiem, czy u nas będzie podejmowana próba wprowadzenia ulg podatkowych dla pracodawców angażujących się w kształcenie zawodowe – nie mogę mówić za ministra finansów. Ale na pewno trzeba zrobić wszystko, aby system kształcenia zawodowego dalej funkcjonował. Dużo do zrobienia mają zarządy województw. To one opracowują strategię rozwoju szkolnictwa zawodowego na swoim terenie. Strategie są ważne, bo pozwalają uniknąć sytuacji, kiedy mały powiat, w którym są dwie restauracje, kształci 50 kucharzy. Miejsc pracy będzie dla 2–3. Reszta wyjeżdża za granicę lub do dużych miast. Dlatego trzeba zadać sobie pytanie, jakich fachowców potrzebuje regionalny rynek. Na nie powinna odpowiadać strategia rozwoju szkolnictwa. Województwa mają wiele instrumentów, aby je dobrze opracować – chociażby dane z urzędów pracy. O ile mi wiadomo z posiedzeń Komitetu Stałego Rady Ministrów, jedynie województwo śląskie opracowało kompleksowy program rozwoju szkolnictwa zawodowego. Inne powinny je przygotować, jeśli chcą racjonalnie wydać środki unijne.

Jakie działania będą finansowane ze środków UE?

Środki unijne mogą być przeznaczone m.in. na bardzo oczekiwane tzw. projekty twarde, czyli doposażenie, wyposażenie w sprzęt, materiały, narzędzia itd. Na to czekali przedstawiciele szkół zawodowych, bo do tej pory wsparcie obejmowało głównie projekty miękkie, np. różnego rodzaju szkolenia.

Ze wspomnianych funduszy będzie też można współfinansować doradztwo zawodowe. Wiemy, że nie jest z nim najlepiej, bo wprawdzie gimnazja mają obowiązek prowadzenia doradztwa zawodowego, ale robią to w różnoraki sposób i nie zawsze skutecznie. Chodzi nam o to, żeby uczeń podejmował świadomie wybór zawodu. Nie pod wpływem emocji, kolegi czy koleżanki albo bliskości szkoły, ale żeby miał możliwość wyboru zawodu takiego, do jakiego ma predyspozycje.

O tym, że osoby po gimnazjum podejmują błędne decyzje o wyborze dalszej ścieżki kształcenia, świadczą chociażby wyniki egzaminów dojrzałości. Obnażają rzeczywisty stan. Okazuje się, że w niektórych szkołach 30–40 proc. absolwentów nie zdaje matury. Niektórzy nigdy nie powinni się znaleźć w liceum, ale kierują się przy wyborze szkoły ambicjami rodziców czy presją środowiska. Proszę sobie wyobrazić sytuację tego ucznia – ani nie ma matury, ani zawodu. Po szkole zawodowej miałby przynajmniej fach w ręku. A później, jeśli by chciał, mógłby się dalej kształcić. Znam wielu profesorów, którzy zostali nimi, zaczynając od zasadniczej szkoły zawodowej. Z dumą to przyznają.

Nad czym jeszcze będzie pracować resort?

Nad mapą kształcenia zawodowego. W tym roku udało się ją już opracować. To bardzo pomocne narzędzie dla rodziców, uczniów, nauczycieli, pracodawców, ośrodków doradztwa czy urzędów pracy. Bo na tej mapie, która jest na stronie MEN, są nie tylko umieszczone wszystkie szkoły i placówki zajmujące się kształceniem zawodowym, ale też informacje o zdawalności egzaminów. Jeżeli uczeń chce zostać np. technikiem informatykiem, to będzie wiedział, że w danej szkole egzaminy zawodowe zdaje jedynie 30 proc. uczniów albo aż 95 proc. Docelowo jeszcze chcemy doprowadzić do tego, żeby na mapie była umieszczona informacja o losach zawodowych absolwentów. Dzięki temu będzie wiadomo, jak szybko udaje się znaleźć pracę po zawodówce, czy byli uczniowie są bezrobotni, czy wyjeżdżają, czy znajdują zatrudnienie zgodnie z wyuczonym zawodem.

W jaki sposób będą zbierane te informacje?

To nie jest proste, bo w grę wchodzi ochrona danych osobowych. Chcemy wykorzystać doświadczenia Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego i nie popełnić tych samych błędów. Zastanawiamy się nad tym, czy np. uzyskiwać te dane z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, czy może przeprowadzać ankiety. Dane z ZUS byłyby pewnie najbardziej rzetelne, ponieważ widać, czy absolwent pracuje, czy płaci składki, ale tu właśnie pojawia się problem ochrony danych osobowych. Metodologia badania losów absolwentów i narzędzia zostaną wypracowane w ramach projektów realizowanych z funduszy europejskich.

Czy uważa pan, że szkolnictwo zawodowe wymaga reformy, aby mogło dobrze funkcjonować? Opozycyjne partie są gotowe ją przeprowadzić, o ile wygrają wybory.

Reforma została już przeprowadzona, teraz musimy poczekać na pełne jej efekty. Konsekwentnie wprowadzamy zmiany, które przewidzieliśmy kilka lat temu w nowelizacji ustawy o systemie oświaty, obowiązującej od września 2012 r. Ten proces zakończy się w 2017 r. Ważne, żeby nowy rząd dopilnował zrealizowania reformy w całości. Dopiero potem można będzie ocenić jej skutki. Przypomnę, że wspomniana nowelizacja została uchwalona przy poparciu wszystkich ówczesnych klubów parlamentarnych. Oczywiście zmiany zachodzące na rynku pracy powodują, że kształcenie zawodowe musi być ciągle modyfikowane, ale w tym celu nie jest potrzebne przekształcenie całego systemu szkolnictwa zawodowego. Przykładowo, w tym roku do klasyfikacji zawodów objętych szkolnictwem zawodowym wprowadziliśmy sześć nowych profesji, np. mechanika motocyklowego czy technika lotniskowych służb operacyjnych. Zrobiliśmy to na wniosek ministrów właściwych dla danej dziedziny gospodarki. Jednocześnie nie wygaszamy starych zawodów.

Dlaczego?

Są co prawda takie, w których uczy się po kilkunastu uczniów, ale obserwujemy tendencję odbudowy ginących zawodów. Ciekawe projekty w tym zakresie prowadzą Centrum Kształcenia i Wychowania OHP w Oleśnicy oraz w Roskoszy. Kształcą się tam m.in. stelmach, rymarz, zdun. Oczywiście dzisiaj można kupić kominek w markecie, ale żeby postawić ładny piec z kafli, to już potrzeba fachowca. Dlatego absolwenci tych centrów są rozchwytywani.