W czasach kiedy studentów bardzo szybko ubywa, przetrwają tylko te uczelnie, które dadzą najcenniejszy dyplom. Czyli taki, który zagwarantuje szybkie zdobycie dobrze płatnej pracy.
Lata 90. ubiegłego wieku przyniosły w Polsce największy w historii rozwój szkolnictwa wyższego. Z 400 tys. osób w 1990 roku liczba studentów sięgnęła w 2005 roku prawie dwóch milionów. Najbliższa dekada przyniesie, dla równowagi, największy w historii kryzys. Już dziś studentów ubywa szybciej, niż prognozowało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W walce o studenta coraz bardziej będzie się liczyć jakość dyplomu. To na jego wartość będą się teraz licytować uczelnie. Najpóźniej w 2017 roku liczba maturzystów zrówna się bowiem z liczbą miejsc na pierwszym roku kierunków dziennych.
W roku akademickim 2010/2011 studia w Polsce były w czasie największego rozkwitu. Na uczelniach kształciło się 1,8 mln młodych ludzi, co oznaczało 40,8 proc. wszystkich osób w wieku 19–24 lata (20 lat wcześniej było ich tylko 9,8 proc.). Pik był równocześnie początkiem spadku – rok później wskaźnik skolaryzacji netto wyniósł 40,6 proc., a dwa lata później – 40,2 proc. W roku akademickim 2013/2014 – już 38,6 proc. W liczbach bezwzględnych oznaczało to 1,55 mln studentów. W ubiegłym roku akademickim kandydatów na studia było już tylko 1,47 mln.

Ranking Perspektyw 2015 zobaczysz tutaj >>>

Niż demograficzny najszybciej odczuwają uczelnie prywatne (w szczytowym okresie było ich prawie 400) i publiczne, które oferują płatne studia niestacjonarne. To one były największym beneficjentem powiększającego się wskaźnika skolaryzacji. W 2008 r. na płatnych studiach kształciło się blisko milion żaków. Jak wynika z danych GUS, pięć lat później było ich o 400 tys. mniej. Tylko w tej chwili w bazie danych o szkolnictwie wyższym 52 uczelnie mają status wykreślonych z ewidencji, a kolejnych 31 znajduje się w stanie likwidacji. A to nie koniec. Z szacunków Konfederacji Lewiatan wynika, że do 2025 r. przetrwa ok. 50 najlepszych niepublicznych uczelni. Kryzys nie ominął nawet znanych szkół wyższych. Upadłość musiała ogłosić między innymi warszawska Wyższa Szkoła Dziennikarska im. Melchiora Wańkowicza, która jeszcze w 2012 roku miała pięć oddziałów. Swoich studentów musiała przekazać Collegium Civitas. Innym sposobem na obronę przed niżem, jak w przypadku Uczelni Vistula, była konsolidacja.
W 2017 r. maturę może zdawać około 259 tys. młodych (tak przynajmniej prognozuje odpowiedzialna za system zewnętrznych testów Centralna Komisja Egzaminacyjna). Miejsc na pierwszym roku na uczelniach publicznych, zgodnie z prognozą Głównego Urzędu Statystycznego, ma być ok. 268 tys. To oznacza poważny kryzys także dla publicznych uczelni. Na razie starają się one przyciągnąć młodych ciekawymi kierunkami z autorskimi programami. To możliwe, bo MNiSW zniosło w 2011 r. sztywny gorset 118 kierunków, w których mogą kształcić. W ubiegłym roku nowe pomysły stanowiły ok. 20 proc. fakultetów. W przyszłym powstaną między innymi: zielone technologie, inżynieria kosmiczna, geoinformatyka. Co ciekawe, choć jeszcze przed rokiem nawet politechniki decydowały się otwierać studia w zakresie pedagogiki czy socjologii, dziś wiele szkół zaczyna wygaszać studia społeczne. Trendem zaczynają być studia inżynierskie, otwierają je nawet uniwersytety.
W przyszłości łatwo już nie będzie, bo wraz z ubytkiem studentów pustoszeć będą też kasy szkół wyższych. Dziś, w skrócie, pieniądze, jakie spływają do nich z kasy państwa, uzależnione są od liczby żaków. Takie uczelnie, jak krakowska AGH, która sama zarabia połowę swojego budżetu, należą do rzadkości.
Tymczasem w ciągu ostatnich trzech lat Polska Komisja Akredytacyjna musiała odstąpić od oceny 250 fakultetów. Oznacza to, że uczelnie wstrzymały na nie nabór. We wrześniu ubiegłego roku na jednym z dwóch najlepszych uniwersytetów w Polsce – Jagiellońskim – było dostępnych 2,8 tys. miejsc na studiach stacjonarnych. Limitów przyjęć nie osiągnięto także na wielu innych uczelniach. Na Uniwersytecie Łódzkim kompletu nie zebrano m.in. na archeologii, etnologii i analityce społecznej. Zaś na Politechnice Białostockiej nie ruszyła architektura krajobrazu i matematyka.
Rewolucji nie przyniosła nawet bardzo ważna nowelizacja prawa o szkolnictwie wyższym, zgodnie z którą student nie musi już płacić za drugi kierunek studiów.
Partnerzy przedsięwzięcia
Ranking został opracowany we współpracy z wydawnictwem Elsevier i wykorzystuje analizy publikacji z bazy Scopus. To naukowa baza danych, prowadzona przez wydawnictwo Elsevier.
Scopus obejmuje ponad 19,5 tys. publikacji (z których ponad 1,8 tys. jest dostępnych w systemie Open Access), ponad 400 publikacji handlowych, 300 serii książkowych, 250 sprawozdań konferencyjnych. Baza zawiera 46 mln rekordów bibliograficznych, z których 25 mln posiada cytowania sięgające roku 1996, 25 mln rekordów patentowych oraz indeksuje 315 mln naukowych stron WWW. Ponad połowa czasopism w bazie Scopus pochodzi spoza USA.
Bazy Scopus używa około 3 tys. instytucji naukowych, rządowych i korporacji. Bazę stosują także międzynarodowe organizacje układające rankingi naukowe. Za jej pomocą skonstruowano najnowszą edycję rankingu szanghajskiego, który obejmuje 500 najlepszych uniwersytetów na świecie (Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski jako jedyne z Polski znalazły się w ostatniej setce).
Partnerami rankingu edukacyjnego Perspektywy są również Dziennik Gazeta Prawna, Polska Agencja Prasowa i TVP Regionalna.