Rząd w tym roku zamiast na nowe miejsca w przedszkolach wyda 15 mln zł na program zwalczania szkolnej przemocy. Ani złotówka nie trafi na realne potrzeby. Sfinansowane będą... przygotowania.
/>
Rodzice nie będą się musieli obawiać o dzieci w szkołach, bo mają być tam stworzone warunki, które zagwarantują bezpieczną naukę i zniwelowana zostanie przemoc. Ma być też tworzony dobry klimat wśród uczniów i nauczycieli. Tak wynika z projektu rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie realizacji Rządowego programu wspomagania w latach 2015–2018 organów prowadzących szkoły w zapewnieniu bezpiecznych warunków nauki, wychowania i opieki – „Bezpieczna+”. Dokument jest w konsultacjach społecznych, a za kilka tygodni trafi pod obrady Rady Ministrów.
Samorządowcy jednak nie mają co liczyć w tym roku na realną pomoc. W 2015 r. realizacja programu ma się głównie opierać na diagnozie, tworzeniu portalu i przygotowaniu materiałów edukacyjnych. Pieniądze na to znalazły się w rezerwie celowej budżetu, która miała trafić na zwiększenie dostępności wychowania przedszkolnego. Sejmowa komisja finansów publicznych zdecydowała, że lepiej sfinansować rządowy program, zamiast przekazać środki na remonty i budowę przedszkoli. Tymczasem od 2017 r. samorządy muszą zapewnić miejsce w przedszkolu dla wszystkich maluchów. – To absurd, bo dla odroczonych sześciolatków nie ma miejsc nawet na świetlicach, a samorządy często zapewniają tylko pięć godzin pobytu w przedszkolach. Później pracujący rodzice muszą sami się martwić o ich opiekę – komentuje Tomasz Elbanowski, prezes Stowarzyszenia Ratujmy Maluchy.
Podobnego zdania są samorządowcy. – W rządowym programie dotyczącym bezpiecznej szkoły dostrzegam takie fajne sformułowania, jak tworzenie klimatu wśród uczniów, ale przecież to nie ta kolejność. Trudno o taki klimat, jeśli dzieci trafią do przepełnionych i ciasnych pomieszczeń, a przedszkola będą pracować na dwie zmiany – oburza się Marek Olszewski, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP. – Samorządy są w trudnej sytuacji finansowej i lokalowej, aby zapewnić miejsca dla wszystkich przedszkolaków – dodaje.
Rząd zapowiada, że w tym roku na program wyda 15 mln zł, a w kolejnych o 10 mln zł więcej. Program ma być realizowany do 2018 r. Następnie MEN wynajmie firmę, która zbada skutki wdrożonego programu.
Rząd chce przy tym, aby szkoły bardziej współpracowały z organizacjami pożytku publicznego w zakresie bezpieczeństwa. Taką możliwość przewiduje art. 56 ust. 1 ustawy z 7 września 1991 r. o systemie oświaty (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 256, poz. 2572 ze zm.). Zgodnie z nim w szkole mogą działać stowarzyszenia i inne organizacje, w szczególności harcerskie, których celem statutowym jest działalność wychowawcza albo rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej i opiekuńczej. W tym roku do organizacji, które będą współpracować ze szkołami, trafić ma 4 mln zł. Samorządy muszą jednak dołożyć do tego przedsięwzięcia 20 proc. wkładu własnego.
W programie pojawia się też pożądana przez rodziców kwestia monitoringu. Jednak na ponad 28 tys. szkół tylko 1,5 tys. ma być wyposażone w kamery. Rząd szacuje, że jednej placówce potrzeba 16 takich urządzeń za 20 tys. zł. Łącznie na ten cel ma być wydane 30 mln zł. O pieniądze na monitoring będzie można się starać dopiero od 2016 r., a ponadto gmina musi mieć 50 proc. wkładu własnego.
– Samorządom brakuje często nawet na pensje dla nauczycieli i niezbędne remonty, a co dopiero na zakup monitoringu. Tak duży wkład własny będzie nie do udźwignięcia – podkreśla Marek Olszewski.
DGP nie udało się skontaktować z Urszulą Augustyn, pełnomocnikiem rządu ds. bezpieczeństwa w szkołach. W lutym w rozmowie z DGP przyznała, że kamery wszystkiego nie załatwią. Jej zdaniem najważniejsze są edukacja i przeciwdziałanie, czyli profilaktyka.
– Takie ogólnopolskie akcje sprawiają, że wymusza się na dyrektorach szkół zdobywanie różnych certyfikatów świadczących o tym, że placówka jest nastawiona przyjaźniej do uczniów – zauważa Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
W jego ocenie szkołom potrzeba realnych pieniędzy na określone problemy, z którymi borykają się poszczególne placówki.
– Nie można generalizować i wymagać od wszystkich szkół jednolitych działań – dodaje.
Etap legislacyjny
Projekt w konsultacjach