Pedagog z samorządowej szkoły, któremu z powodu likwidacji części klas wypowiedziano umowę, nie może domagać się przywrócenia, jeśli zwolni się jakiś etat. Tak orzekł wczoraj Sąd Najwyższy.

Nauczycielka wychowania wczesnoszkolnego była zatrudniona w szkole podstawowej od 1 września 2009 r. na podstawie umowy na czas nieokreślony. W maju 2012 r. otrzymała wypowiedzenie. Dyrektor powołał się na art. 20 ust. 1 pkt 2 ustawy z 26 stycznia 1982 r. Karta nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 191 ze zm.). Zgodnie z nim m.in. w razie zmian organizacyjnych powodujących zmniejszenie liczby oddziałów w szkole, co uniemożliwia dalsze zatrudnianie nauczyciela w pełnym wymiarze zajęć, rozwiązuje się z nim stosunek pracy lub na jego wniosek przenosi go w trwający pół roku stan nieczynny. Zwolniona pod koniec czerwca złożyła taki wniosek i od 1 września 2012 r. przeszła w stan nieczynny.
W placówce rzeczywiście zmniejszyła się liczba klas z siedmiu do pięciu. W międzyczasie ze stanowiskiem pożegnała się dyrektorka szkoły. Była w wieku ochronnym i miała pracować, jako nauczyciel na pełnym etacie, czyli 18 godzin pensum tygodniowo. Ostatecznie jednak za porozumieniem stron odeszła na emeryturę. Jej stosunek pracy wygasł 31 sierpnia 2012 r. Trzy dni wcześniej rada pedagogiczna zdecydowała, że te 18 godzin pensum po odchodzącej zostaną podzielone, m.in. 8 godzin przyznano nauczycielowi, który dotąd był zatrudniony na niepełnym etacie, a 5 godzin trafiło do nowej szefowej placówki, która miała je obowiązek dodatkowo przepracować w tygodniu.
Nauczycielka zażądała przed sądem przywrócenia jej do pracy. Argumentowała, że zgodnie z art. 20 ust. 7 KN dyrektor szkoły ma taki obowiązek w pierwszej kolejności wobec nauczyciela pozostającego w stanie nieczynnym w razie powstania możliwości podjęcia pracy w pełnym wymiarze zajęć, a taki stanowiło 18 godzin pensum po byłej dyrektorce.
Sądy oddaliły jednak zarówno jej pozew, jak i apelację. Sprawa trafiła ostatecznie do SN.
Pełnomocnik nauczycielki Dariusz Makulec, adwokat, przekonywał wczoraj na rozprawie, że rada pedagogiczna nie miała prawa dzielić godzin między nauczycieli, ale dopiero nowy dyrektor, który rozpoczął urzędowanie od września 2012 r. – Stan nieczynny również obowiązuje od września, ale szkoła powinna się do niego zastosować już w czerwcu, kiedy nauczycielka złożyła wniosek w tej sprawie – dodał.
SN nie przychylił się jednak do jego argumentacji i oddalił skargę kasacyjną.
– Dla rozstrzygnięcia tej sprawy podstawowe i jedyne znaczenie ma stan faktyczny, a nie to, czy rada pedagogiczna była uprawniona do podejmowania takiej decyzji, ani też ustalenie daty rozpoczynania się stanu nieczynnego – uzasadniała Jolanta Strusińska-Żukowska, sędzia sprawozdawca SN.
W ocenie sądu najważniejsze jest to, czy przed 31 sierpnia 2012 r., a także bezpośrednio po tym terminie, była możliwość przywrócenia do pracy nauczycielki w pełnym wymiarze zajęć.
SN zaznaczył, że istotnie po rezygnacji byłej dyrektorki pozostało 18 godzin pensum, ale 5 z nich musiało trafić dla nowej szefowej placówki. A to już przekreślało spełnienie warunku z art. 20 ust. 7 KN.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 16 grudnia 2014 r., sygn. akt I PK 91/14. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia