Bezpłatny rządowy podręcznik zmusił wydawców do działania. Obniżają ceny, a niektóre książki rozdają nawet za darmo. Pojawiły się również pierwsze, choć na razie nieśmiałe, próby konsolidacji rynku.
W 2013 r. wartość rynku podręczników wzrosła o zaledwie 0,6 proc., z 840 mln do 845 mln zł. Rok 2014 – po latach wzrostów – zapewne okaże się jednak rokiem dość znacznych spadków. Wydawcy zbierają siły na batalię o ograniczenie strat, tym bardziej że w następnych latach bezpłatne książki trafią do kolejnych roczników, a starsi uczniowie mają otrzymać dotację ministerialną na zakup podręczników i ćwiczeń do nich. W grę będzie wchodzić 165 zł dla uczniów czwartych klas podstawówki i 275 zł dla pierwszych klas gimnazjum (w tym roku dotacja była przeznaczona tylko na ćwiczenia dla uczniów rozpoczynających naukę i wynosiła 50 zł). DGP przeanalizował metody stosowane przez wydawców.

Konsolidacja

„Nowa reforma oświatowa, która weszła w życie 8 lipca, postawiła przed nauczycielami i dyrektorami szkół trudne wyzwania i wiele pytań. W tak burzliwych czasach warto mądrze wybrać i postawić na sprawdzonego partnera, który pomoże komfortowo i bezpiecznie przejść przez trudne czasy” – w ten sposób Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe (GWO) i wydawnictwo Nowa Era zapowiedziały przed kilkoma dniami połączenie oferty. Według rankingu Biblioteki Analiz Nowa Era to nie tylko największe wydawnictwo edukacyjne, ale – jeśli wziąć pod uwagę przychody, które w 2013 r. osiągnęły wysokość 261,5 mln zł – największe ze wszystkich polskich wydawnictw. GWO od lat konsekwentnie odmawia publikacji swoich wyników, ale według ocen ekspertów na pewno jest w czołówce wydawców. Dlatego dla ekspertów ich wspólna deklaracja była tak dużym zaskoczeniem.
– Oczywiście, że jest to odpowiedź na reformę podręcznikową. W żadnym razie nie decydujemy się na pełną konsolidację, tylko łączymy ofertę – mówi nam rzecznik GWO Paweł Mazur. – To oznacza, że od przyszłego roku szkolnego będziemy oferować wspólne pakiety podręczników dla klas objętych dotacjami na zakup książek. Wiemy doskonale, że szkołom łatwiej będzie zamówić od razu komplet i stąd nasz pomysł na wspólną ofertę – dodaje. Trudniej jednak będą mieli wydawcy mali, wyspecjalizowani w konkretnych rodzajach podręczników. Albo zaczną upadać, albo również będą musieli połączyć siły.

Rozdawnictwo

Już na początku roku szkolnego wydawcy zaproponowali swoje podręczniki za darmo jako dodatek do pakietów ćwiczeń dla pierwszoklasistów, które szkoły mogły kupić z dotacji. Jak już opisywaliśmy na łamach DGP, zdecydowało się na nie całkiem sporo nauczycieli. A wydawnictwa wciąż przesyłają chętnym książki. – Szkoły cały czas zgłaszają się do nas z prośbami o nasze podręczniki. Wiedzą, że i tak mieliśmy je wydrukowane, więc w miarę możliwości wciąż je oddajemy – zapewnia rzecznik Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych Jarosław Matuszewski.
– Owszem, koszty ich dostarczenia do szkół nie są wcale małe i nie mamy na to znikąd dofinansowania, ale jest to także nasz gest wobec placówek oświatowych, bo koszty utylizacji książek byłyby niższe – dodaje. Matuszewski nie ukrywa przy tym, że w propozycji WSiP jest także zamysł biznesowy, który ma przekonać przynajmniej część szkół, by w przyszłości zamiast rządowego podręcznika kupić ten od wydawców.

Rezygnacja z pakietów

Do ubiegłego roku szkolnego książki do nauki wczesnoszkolnej były sprzedawane tylko w zestawach. Ich ceny wahały się od 140 do 250 zł. – Efektem wprowadzenia „Naszego elementarza” ewidentnie są decyzje wydawnictw, by sprzedawać swoje podręczniki i ćwiczenia już nie w pakietach, lecz osobno – mówi Jarosław Matuszewski.

Obniżki cen

Wydawcy tuż po zapowiedzeniu reformy przez premiera Donalda Tuska zaproponowali, że sami mogą przygotować książki dla uczniów, i to po znacznie niższej cenie niż dotychczas były one sprzedawane. Jako przykład podawali, że jeden z pakietów, za który w księgarni trzeba było zapłacić 240 zł, po odjęciu kosztów dystrybucji kosztowałby około 150 zł. Od tej pory nie tylko będzie można oddzielnie kupić ćwiczenia, a oddzielnie podręczniki. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, cena samych podręczników może spaść o 40–50 zł. Niektórzy dyrektorzy mogą więc przekonać samorządy, żeby zamiast bezpłatnego „Naszego elementarza” wybrały książki od wydawców. – Dla części samorządów, którym zależy na jakości nauki, to nie będzie ogromny wydatek – przekonuje Matuszewski.

Marketing bezpośredni

Ten mechanizm stosują przede wszystkim małe firmy. – To nam się opłaca – zapewnia pracownik wydawnictwa Alfa, które wydaje podręczniki o nakładzie 2–3 tys. egzemplarzy. „Nasz elementarz” uszczuplił mu obroty o 20 proc., przez co Alfa musiała zwolnić jednego z kilku zatrudnionych na stałe pracowników. Firma ratuje się sprzedażą bezpośrednią. W praktyce wygląda to tak, że przedstawiciel wydawnictwa przynosi do szkoły egzemplarze swoich książek. Każdy uczeń może je wziąć do domu, by rodzice je przejrzeli, a następnie zdecydowali, czy przekazać wychowawcy pieniądze na zakup danego tytułu.
– Odmówiliśmy kupna podręcznika, a następnego dnia otrzymaliśmy w dzienniczku pytanie od nauczyciela, czy to oznacza, że odmawiamy nabycia materiału przygotowującego do testu trzecioklasisty. Ulegliśmy i wpłaciliśmy pieniądze – opowiada jeden z rodziców. Okazało się, że w 25-osobowej klasie nie kupiły go jedynie dwie osoby. W jednej z czterech trzecich klas w tej szkole przedstawiciel wydawnictwa uzbierał ponad 380 zł. Oznacza, to że z jednej placówki firma mogła zebrać około 1,5 tys. zł za podręcznik nieobowiązkowy z punktu widzenia programu nauczania.