- Nauczanie akademickie nie jest działalnością charytatywną. Przyjmowanie na studia może być ułatwione, ale już dalsze studiowanie będzie się odbywało na zwykłych zasadach. Nie ma mowy o dyplomach za darmo - uważa prof. Jerzy Lis, rektor AGH, koordynator międzyuczelnianej akcji pomocowej dla Ukrainy z ramienia Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich.

Polskie uczelnie deklarują, że chcą pomagać Ukraińcom, którym wojna przerwała studia czy karierę naukową. Mówią o zwalnianiu z opłat w części lub całości, tworzeniu miejsc, nawet osobnych kierunków. Duży gest, tylko czy do udźwignięcia?
Na razie środki na te działania idą z naszych zasobów. Otworzyliśmy dla Ukraińców akademiki. Dodatkowo świadczymy pomoc dla osób, które przed wojną już były naszymi studentami. Początek wojny wypadał w ferie, więc część z nich została w Ukrainie, gros poszło do armii, część dziewcząt wróciła do Polski. Do tego mamy ruch z Polski do Ukrainy, czyli młodych mężczyzn, którzy jadą bronić ojczyzny. Pomagamy im dojechać do granicy. Tym, co zostają, staramy się prolongować opłaty. Mamy możliwości przyznawania stypendiów socjalnych. Dzięki zaprzyjaźnionym fundacjom robimy zbiórki na dodatkowe wsparcie finansowe, pomoc indywidualną. To działania doraźne, ale nie na dłuższą metę.
Czy wiadomo, ile uczelnie przeznaczyły na to wsparcie?
Jesteśmy w trakcie zbierania informacji o ponoszonych kosztach. Jest to możliwe w ramach sieci, którą koordynuję i która skupia ponad 270 instytucji, uczelni publicznych, prywatnych, instytutów PAN. Te dane będziemy przekazywać do Ministerstwa Edukacji i Nauki z prośbą o pochylenie się nad nimi. Na razie mamy nadzieję, że koszty zakwaterowania w akademikach, wyżywienia będą finansowane w ramach specustawy i zapewnienia wsparcia uchodźcom. Ale nie wiemy, co będzie po tym, jak minie przewidziany w ustawie okres refundacji. Do tego dochodzą inflacja, wzrost opłat, a nasz budżet jest na poziomie poprzedniego roku. Wiemy już, że na krajowe uczelnie (z wyłączeniem medycznych) zgłosiło się ponad 4 tys. obywateli Ukrainy chętnych do podjęcia studiów w Polsce. Z tego ok. 500 rozpoczęło procedury przyjęcia, a ponad 100 już je zakończyło. Ten ciężar wzięły na siebie przede wszystkim uczelnie z największych miast. Bo w nich, jak widzimy, koncentrują się dziś uchodźcy.
Te 100 osób jest już studentami polskich uczelni?
Zgodnie z zapisami spec ustawy rektorzy mogą przyjmować kandydatów na studia w różnej formie. Na ostatnie miesiące tego roku akademickiego oferujemy kursy językowe oraz możliwość uczestniczenia w wybranych zajęciach. Jest to oferta uczelni z wyłączeniem uniwersytetów medycznych. Nie są to jednak w pełni regularne studia, ale raczej zapewnienie kontaktu z nauką.
A jeśli chodzi o wykładowców z Ukrainy?
Na polskie uczelnie zgłosiło się ok. 300 osób. Chcę podkreślić, że zarówno studenci, doktoranci, jak i pracownicy to osoby w większości z ukraińskich uczelni, z którymi od lat mamy kontakt, podpisane partnerskie umowy. Nie jest tak, że na uczelnie trafia anonimowy człowiek prosto z dworca. To osoby z placówek, z którymi współpracowaliśmy w zakresie programów badawczych, zespołów naukowych, realizacji projektów. Ukraina jest drugim krajem, po Niemczech, z którym mamy najwięcej umów międzynarodowych. Sam jestem dziś w stałym kontakcie z rektorami Politechniki Lwowskiej, Kijowskiej, w Iwano-Frankiwsku, Łucku, Połtawie. Jesteśmy zgodni, że chcemy im pomóc, a nie dokonywać drenażu najlepszych studentów i kadry akademickiej. Także od osób, które dziś starają się o przyjęcie na studia, słyszę, że tylko nieliczni chcą tu zostać na stałe. Większość zamierza wracać do swojego kraju, jak tylko będzie to możliwe.
Jak wygląda formalnie przyjmowanie studentów z Ukrainy? Czy są skreślani z list swojej uczelni i dopisywani w Polsce?
Jest to pewna luka formalna, którą trzeba wyjaśnić. Liczymy np. na umowę w tej kwestii między naszym a ukraińskim ministerstwem. Nie wiemy jednak, czy ukraińska strona jest na to gotowa. Regularnie uczestniczymy w zdalnych spotkaniach z tamtejszym kolegium rektorów. W rozmowach kształtuje się nowy model, który nie pasuje do obecnej oferty studiów. Dziś idealnym rozwiązaniem jest program typu Erasmus+ na okres wojny. Czyli czasowa wymiana studentów, a nie przejmowanie ich na stałe.
Co w tym kierunku się dzieje?
Jako sieć KRASP spotykamy się regularnie z przedstawicielami Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej, PAN i resortu edukacji, analizując obecną sytuację i podejmując niezbędne działania. Organizujemy wspólnie z Uniwersytetem Warszawskim ogólnopolską platformę informacyjno -rekrutacyjną dla studentów, doktorantów i pracowników z Ukrainy. Trzymamy się zasady, że każda uczelnia przygotowuje własną ofertę, zróżnicowaną, na miarę swoich możliwości, i będzie ją zgłaszać do IRK (nazwa platformy – red.). Jest to np. dla doktorantów możliwość kontynuowania badań naukowych. Ale pojawiają się kolejne przeszkody, które trzeba pokonać, jak problem nostryfikacji dyplomów ukraińskich. W 2006 r. zakończyła się umowa o wzajemnej ich uznawalności między naszymi krajami. I od tego czasu obowiązuje indywidualna nostryfikacja. Dziś mamy sytuację, że starsze dyplomy są uznawane, a te z ostatnich lat – już nie.
Czy działania podejmowane względem osób z Ukrainy zaważą np. na liczbie miejsc dla polskich studentów, doktorantów?
Według mnie – nie. Mamy niż demograficzny, dodatkowo w uczelniach technicznych, brutalnie mówiąc, nie mieliśmy wysypu kandydatów. Na pewno więc nie ma mowy o przepełnieniu. Niezależnie od tego, spec ustawa zniosła limity przyjęć na studia i od decyzji rektorów zależy, czy uczelnia udźwignie przyjęcie dodatkowych osób. Wyprzedzając obawy – nie będziemy przyjmować wszystkich, bo nauczanie akademickie nie jest działalnością charytatywną. Mamy Polską Komisję Akredytacyjną, która dba o poziom studiów, i żadna szanująca się polska uczelnia nie może sobie pozwolić na obniżenie jakości kształcenia. Dlatego na regularne, pełne studia osoby z Ukrainy muszą być przygotowane. Rekrutując na kolejny rok, będziemy stosowali pewne ułatwienia, jeśli chodzi o dostarczoną dokumentację. Innym słowy, przyjmowanie na studia może być ułatwione, ale już dalsze studiowanie będzie się odbywało na dokładnie tych samych zasadach, jakie obowiązują innych studentów. Będą kolokwia, zaliczenia, egzaminy, które zweryfikują umiejętności danego studenta. Nie ma mowy o dyplomach za darmo. O to samo zabiegają w rozmowach z nami uczelnie ukraińskie. Za dyplomem idą też uprawnienia, choćby inżynierskie. To jest nasza wspólna odpowiedzialność. ©℗
Rozmawiała Paulina Nowosielska