Do szkół zostało już przyjętych ponad 80 tys. dzieci uciekających przed wojną. System jest na granicy wydolności, choć w edukację dla nich zaangażowały się też szkoły niepubliczne. W niektórych Ukraińcy stanowią już 15–20 proc. ogółu uczniów

Wśród uchodźców z Ukrainy ponad 500 tys. stanowią dzieci w wieku szkolnym. Resort edukacji szacuje, że docelowo w polskich szkołach może znaleźć się ich 200 tys. Ale dyrektorzy placówek, zwłaszcza z dużych miast, mówią, że są na granicy przepełnienia. – Dlatego apelujemy do MEiN, by wsparło tworzenie ukraińskich szkół w Polsce, w których uczyliby ukraińscy nauczyciele, według programu opracowanego przez ukraiński system edukacji i pod nadzorem ukraińskiego resortu. Ten bowiem wciąż działa, a tamtejsze szkoły oferują lekcje online – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO). W MEiN słyszymy, że ten pomysł będzie rozważany.
Również szkoły niepubliczne widzą tu swoją rolę i przyjmują uczniów znad Dniepru. Lekcje dla nich są za darmo. Jak jednak mówią dyrektorzy, nie jest to rozwiązanie na długo.
Pomoc z translatora
– Gdy wybuchła wojna, rozdzwoniły się telefony od rodziców naszych uczniów, czy jeśli pojawią się uchodźcy, będziemy ich przyjmować. Pytały osoby, które same zdecydowały, że w swoich domach dadzą schronienie ludziom uciekającym przed bombami. Już 28 lutego przyjęłam pierwsze dzieci – opisuje Katarzyna Stawicka, dyrektorka niepublicznego przedszkola i społecznej szkoły podstawowej STO w Ciechanowie. Dziś ma już 29 nowych uczniów, co stanowi ok. 15 proc. wszystkich dzieci.
Przyjęła też do pracy nauczycielkę z Ukrainy. Najpierw na wolontariat, a jak tylko dostanie PESEL – umowę o pracę na czas określony.
– Nasz statut mówi, że dzieci w klasie może być maksymalnie 18, te limity zostały już dawno przekroczone – opisuje dyr. Stawicka. Szkoła wystawia dzieciom z Ukrainy legitymacje ważne do 30 września. Stworzyła też fundusz pomocowy, z którego finansuje im obiady czy wycieczki. Umowy z rodzicami zostały jednak zawarte do końca tego roku szkolnego. Co dalej? – Czekam na rozwiązania systemowe. Bo gdyby wojna się przedłużała, wakacje będą momentem, by pomyśleć o reorganizacji szkół. Chodzi właśnie o to, by stworzyć placówki, w których ukraińskie dzieci uczyliby ukraińscy nauczyciele. To powinna być decyzja MEiN. Myślę, że samorządy wygospodarowałyby budynki na ten cel – dodaje.
Społeczne liceum ogólnokształcące nr 5 w Milanówku przyjęło sześcioro uczniów z Ukrainy (w szkole jest łącznie 160 dzieci). Tu również, decyzją szkoły i rodziców, nauka dla nich jest bezpłatna.
– Jesteśmy na etapie edukacji włączającej. Z barierą językową radzimy sobie za pomocą translatorów Google’a. Uczniowi na laptopie wyświetlają się słowa nauczyciela przełożone na ukraiński. A jeden z naszych rodziców pracuje nad aplikacją, która ma ten proces jeszcze usprawnić – opisuje dyr. Leszek Janasik. Tu uczniowie z Ukrainy trafili do klas II i III. – Na szczęście nie mamy więc problemu z ich maturą. Ale pytanie, co z klasyfikacją, bo wciąż nie ma jasnych wytycznych – mówi szef placówki.
Egzamin na wniosek
Propozycję ma Iwo Wroński, dyrektor niepublicznego zespołu szkół ogólnokształcących im. Słowackiego w Krakowie. – MEiN powinno natychmiast zwolnić dzieci z Ukrainy z realizacji podstawy programowej z polskiego, a klasyfikować na podstawie postępów w nauce polskiego jako języka obcego. Należałoby też zwolnić z egzaminu te dzieci, które dziś trafiły do klas ósmych – wylicza. Ta szkoła liczy 600 dzieci, przyjęła 34 uczniów. Zatrudniła też pięciu nauczycieli z Ukrainy. – Wszyscy są na umowach o pracę, mają wysokie kwalifikacje. Stawki, jakie zaoferowaliśmy, nie powalają. Ale uczciwie postawiliśmy sprawę, że dajemy tyle, na ile nas stać – słyszymy.
Plan działania do końca sierpnia ma rozpisana Społeczna Szkoła Podstawowa nr 3 w Krakowie, która przyjęła 11 dzieci z Ukrainy (łącznie uczy się tu 200 uczniów). – Jeszcze przed wojną miałem pięciu uczniów z Ukrainy, a w zespole psychologiczno-pedagogicznym panią, która kończyła uniwersytet w Kijowie i płynnie mówi po polsku. Okazała się nieocenioną pomocą, gdy po 24 lutego zaczęli do nas trafiać uczniowie, głównie z Charkowa – mówi dyr. Krzysztof Kwiatkowski. Ta szkoła także dała pracę psycholożce i anglistce z Ukrainy. Co chwila dostaje kolejne prośby o przyjęcie, kolejne podania o pracę. – Staramy się nikogo nie zostawić bez pomocy, współpracujemy z innymi szkołami niepublicznymi i publicznymi. Ale pytanie, co dalej? Nie wiadomo, ile potrwa zawierucha, nie wiem, jakie decyzje podejmą nasze ukraińskie rodziny. Polski system oświaty nie udźwignie na dłuższą metę tylu dzieci. Dlatego trzeba wykorzystać potencjał nauczycieli z Ukrainy, pochylić się we współpracy z tamtejszym ministerstwem edukacji nad kwestią osobnych szkół – zauważa dyr. Kwiatkowski. – Pytałem w OKE, jak z egzaminem ósmoklasisty dla uchodźców? Ponieważ nie dostałem wiążącej odpowiedzi, radzę rodzicom, by zapisywali dzieci raczej do klas siódmych – uważa.
Dlatego kolejny postulat, jaki OSKKO kieruje do MEiN, dotyczy właśnie klasyfikacji i egzaminu ósmoklasisty. Ten, przekonuje stowarzyszenie, powinien być dla uczniów z Ukrainy tylko na wniosek ich rodziców.