UOKiK wskazuje, że domaganie się tych kwot jest niezgodne z ustawą – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. z 2012 r. poz. 572).
– Opłaty miały zdopingować studentów do realizacji studiów w terminie. Intencje mieliśmy dobre. Te pieniądze jednak nie były pobierane od studentów, bo czekaliśmy na opinię UOKiK – mówi Adam Żerel, kanclerz WSNS.
Szkoła złożyła odwołanie od tej decyzji.
– Jest ona przestrogą dla innych uczelni. Nie mogą czuć się bezkarne za łamanie prawa i wyłudzanie pieniędzy od studentów – uważa Piotr Müller, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Dodaje, że przepisy wyraźnie wskazują, jakich opłat uczelnie pobierać nie mogą. Część szkół jednak nie przestrzega m.in. art. 99a ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, który wyraźnie określa, jakie usługi są dla studentów bezpłatne.
– Szkoły wyższe są sprytne. Nieznacznie zmieniają ich nazwę i domagają się pieniędzy. Skala wyłudzeń z tego tytułu wynosi nawet kilka milionów złotych – twierdzi.
Mimo że np. katalog opłat zakazanych obowiązuje od 1 stycznia 2012 r., to uczelnie wskazują, że umowy zawarte przed tą datą są wiążące, i dlatego domagają się pieniędzy np. za egzamin dyplomowy, komisyjny, poprawkowy, złożenie pracy dyplomowej czy wydanie dziennika praktyk.
– Szkoły wyższe na wszelkie możliwe sposoby omijają prawo. Dlatego konieczne jest precyzyjne określenie, za co student płacić nie powinien – podkreśla Piotr Müller.
PSRP domaga się, aby uczelnie w umowach ze studentami określiły wszelkie możliwe koszty, jakie będzie mógł ponieść kształcący się. Również opłaty administracyjne, a nie tylko te związane z usługami edukacyjnymi.