Sprzątaczki w szkołach i urzędach zarabiają o kilkaset złotych więcej od urzędników i nauczycieli.
Zamrożenie kwoty bazowej dla ponad pół miliona pracowników sfery budżetowej będzie prowadziło do spłaszczenia wynagrodzeń między osobami z najniższymi kwalifikacjami a urzędnikami, którzy najczęściej tuż po studiach chcą rozpocząć karierę w budżetówce. Wiele osób z wynagrodzeniem na poziomie płacy minimalnej i wyłączonym od stycznia z tej puli dodatkiem stażowym zarabia na poziomie 3120 zł brutto. Z kolei po podwyższeniu płacy minimalnej do 2,8 tys. brutto sprzątaczka, woźny w szkole czy inni pracownicy budżetówki zajmujący stanowiska wspomagające i pomocnicze z 20-letnim stażem będą zarabiać 3360 zł brutto. Automatycznie mogą też liczyć na wyższą trzynastkę. Ta wynosi 8,5 proc. rocznego wynagrodzenia za poprzedni rok.

Urzędnik i sprzątaczka

Dyskusja w Radzie Dialogu Społecznego na temat ewentualnych podwyżek w przyszłym roku trwa. Na razie mogą na nie liczyć osoby z najniższymi kwalifikacjami, z wynagrodzeniem na poziomie płacy minimalnej. Pensje pozostałych co do zasady pozostaną zamrożone. To oznacza, że np. w przyszłym roku osoba, która wygra konkurs na stanowisko referenta w Mazowieckim Urzędzie Celno-Skarbowym w Warszawie, zarobi tylko o 94 zł brutto więcej od tej z najniższą płacą. Z kolei WKU w Bydgoszczy poszukuje referenta, któremu proponuje pensje na poziomie 3183 zł brutto, czyli o 177 zł mniej, niż trzeba zapłacić osobie zatrudnionej w bud żetówce z najniższymi kwalifikacjami i 20-letnim stażem. W Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Nakle nad Notecią poszukują urzędnika na stanowisko referenta z pensją nawet 3,6 tys zł brutto, ale z zastrzeżeniem, że nie ma zgody na dodatkową działalność gospodarczą, np. związaną z byciem kierownikiem nadzoru budowlanego. W Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Międzyrzeczu również poszukuje się referenta. Kadrowa tej instytucji wyjaśnia, że na początku proponowana jest płaca minimalna, ale jeśli ktoś ma doświadczenie, to może liczyć jeszcze na dodatek stażowy. Ten jednak po raz pierwszy jest wypłacany dopiero po pięciu latach pracy w kwocie 5 proc. i z każdym rokiem wzrasta o kolejny punkt procentowy, aż osiągnie maksymalnie 20 proc.
– Dlatego nawet w pandemii nie ma chętnych do pracy w administracji, a urzędy nie mogą zaproponować dodatkowych pieniędzy, bo ich nie mają – mówi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Nie będzie przybywało chętnych do pracy, jeśli podwyżki będą mrożone, a zarobki osób z najniższymi kwalifikacjami będą często wyższe od tych z doświadczeniem i lepszym wykształceniem – przekonuje.
– Warto też pamiętać, że zatrudnione w urzędach sprzątaczki pracują dodatkowo jeszcze na kilku etatach. Generalnie pensje dla urzędników rozpoczynających karierę w administracji, mimo że są niskie, to i tak często są wyższe od tych, jakie dostają doświadczeni urzędnicy na podobnych stanowiskach – dodaje Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
– Moja pensja wynosi nieco ponad trzy tysiące, a osobom, których poszukuje się na tożsame stanowiska, obecnie proponuje się o kilkaset złotych wyższe wynagrodzenie – potwierdza Paulina Deka z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza w Lublinie.

(Nie) protestują

Wskutek pandemii urzędnicy nie zamierzają jednak upominać się o podwyżki, bo cały czas obawiają się, że Rada Ministrów wyda rozporządzenie w sprawie obniżenia czasowego wynagrodzenia lub nawet redukcji zatrudnienia.
– Trochę mnie dziwi, że rząd chce oszczędzać na urzędnikach przy 100-miliardowej dziurze budżetowej. Jeśli byłyby to oszczędności rzędu 20 mld zł, to może warto się o takie działania pokusić, ale tu bardziej chodzi o ok. 800 mln zł, co w praktyce nie przekłada się na realne oszczędności, tylko wizerunkowe zabiegi wobec społeczeństwa – oburza się Robert Barabasz.
Urzędnicy rządowi to niejedyna grupa, która w przyszłym roku nie będzie miała wzrostu kwoty bazowej, od której wielokrotności naliczane jest wynagrodzenie. W podobnej sytuacji będą pracownicy samorządowi. Tam o ewentualnych podwyżkach decydują lokalni włodarze z radnymi przy planowaniu budżetu na przyszły rok.
– W wielu urzędach osoby zatrudnione na stanowiskach pomocniczych często z podstawowym wykształceniem zarabiają podobnie jak osoby po studiach. U mnie dochodzi do takich absurdów, że zatrudniając osoby z urzędu pracy do robót interwencyjnych, trzeba więcej zapłacić, bo często są to osoby po pięćdziesiątce z dużym stażem pracy, a ich wydajność jest niewielka. Dlatego lepiej jest zatrudnić młodą osobę, która mimo że bardziej wydajna, to można jej mniej zapłacić – mówi Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz Kowala.

Nauczyciel na minimalnej

Najbardziej widocznymi różnicami w budżetówce są wynagrodzenia zatrudnionych w szkołach i przedszkolach na stanowiskach woźnych, sprzątaczek, kucharek. Samorządy proponują im wynagrodzenie na poziomie płacy minimalnej. W przyszłym roku musi to być co najmniej 2,8 tys. zł. Taką samą kwotę Dariusz Piontkowski, minister edukacji narodowej, zaproponował dla nauczyciela stażysty o najniższym wykształceniu w nowelizacji rozporządzenia w sprawie wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli, ogólnych warunków przyznawania dodatków do wynagrodzenia zasadniczego oraz wynagradzania za pracę w dniu wolnym od pracy (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 416 ze zm.). Szef resortu zapewnia, że osób w tym przedziale jest niewiele.
– Niezależnie od tego, jeśli nauczyciele w przyszłym roku nie otrzymają podwyżek o 10 proc., o co postulujemy, dojdzie do sytuacji, że pracownicy obsługi w szkole będą zarabiać od tego nauczyciela o kilkaset złotych więcej – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Teoretycznie samorządy mogą podwyższać stawki nauczycielom. Tyle że same skutki podwyżki płacy minimalnej to dla nich wielomilionowe koszty. Na przykład w Częstochowie na 200 zł podwyżki dla woźnych, sprzątaczek w szkołach i przedszkolach trzeba będzie znaleźć blisko 5 mln zł.
DGP