Grzegorz Całek: Prezydencki projekt zmian w prawie oświatowym sprawi, że nowym organizacjom paradoksalnie może być zdecydowanie łatwiej rozpocząć działanie na terenie szkół. Łatwiej, bo szybciej.
Jak pan ocenia projekt prezydencki dotyczący nowelizacji prawa oświatowego i wzmocnienia roli rodziców w szkole?
Mam wątpliwości, czy rzeczywiście możemy mówić o wzmocnieniu roli rodziców w szkole, choć taka była intencja wnioskodawcy. Największym minusem projektu jest na pewno wprowadzenie mechanizmu, który odbiera ważne uprawnienie radzie rodziców. Bo to ona właśnie, zgodnie z art. 86 ust. 2 Prawa oświatowego, wyraża pozytywną opinię w sprawie podjęcia działalności w szkole przez stowarzyszenie lub inną organizację. Ale ważniejsze jest jeszcze coś innego – to, że ta opinia jest wiążąca, bez niej dyrektor nie może wyrazić zgody na działanie w szkole jakiejkolwiek organizacji. Na marginesie, rada rodziców ma tylko trzy kompetencje wiążące dla innych organów szkoły: wspólne uchwalanie w porozumieniu z radą pedagogiczną programu wychowawczo-profilaktycznego, uzgadnianie z dyrekcją szkoły spraw związanych z tzw. mundurkami i właśnie wiążące opiniowanie działania w szkole różnych organizacji. Zabranie jednej z trzech kompetencji to odebranie sensu działania radom, zresztą i tak często wątpiącym w potrzebę swojego istnienia.
A jakie widzi pan plusy?
Sądzę, że nowym organizacjom paradoksalnie może być teraz zdecydowanie łatwiej rozpocząć działanie na terenie szkół. Łatwiej, bo szybciej. Do tej pory były dwa modele korzystania przez rady rodziców z kompetencji dotyczącej opiniowania działalności organizacji. Pierwszy, dość rzadki, polegał na tym, że rada rodziców wymagała wielu informacji, starała się dowiedzieć, co dana organizacja chce robić, czym się zajmuje i kto konkretnie będzie pracował z dziećmi – jakie ta osoba ma doświadczenia, uprawnienia itd. To było ciekawe i potrzebne, ale trwało, bo wymagało przygotowania się rodziców, często zgromadzenia przez organizację dokumentów, a na koniec trzeba było uzgodnić termin spotkania dogodny dla organizacji i kilkunastu rodziców z rady. Ale jest też drugi model, z którym mamy do czynienia, gdy rada rodziców albo jest fasadowa, albo działa mało aktywnie. Wtedy dyrektor szkoły przesyła do niej e-mailem prośbę o zaopiniowanie wniosku o działanie organizacji w szkole i… nic. Mija tydzień, dwa, trzy i dopiero po którymś ponagleniu członkowie rady, zwykle bez większego wnikania w materiały, przesyłają formalną zgodę. Zdarza się też, że rada rodziców działa tak fatalnie, że dyrektor nie czeka na jej opinię i sam daje zgodę organizacji, choć oczywiście czyni to na własne ryzyko, łamiąc przepisy Prawa oświatowego.
Czyli terminy to dobre rozwiązanie dla organizacji?
Tak. W projekcie ustawy są dwa istotne. Po pierwsze, dyrektor musi w ciągu 14 dni przesłać informacje o organizacji (jej materiał otrzymuje w projekcie nazwę prospektu informacji wychowawczej) do wszystkich rodziców, jednocześnie informując ich o możliwości wyrażenia zgody lub braku zgody na podjęcie działalności w szkole przez to stowarzyszenie lub inną organizację. Po drugie, rodzice mają na wyrażenie swojej woli tylko siedem dni. Cała procedura może zatem trwać maksymalnie 21 dni, a to zdecydowanie krócej niż obecnie. A jeśli dyrektor nie będzie czekał 14 dni, tylko wyśle prospekt od razu, gdy go dostanie, organizacja nawet w ciągu 8‒10 dni będzie wiedziała, na czym stoi. To wymierna korzyść.
Czy to jest propaganda, czy skuteczna obrona przed niechcianymi treściami w szkołach?
Na pierwszą część nie będę odpowiadał, bo byśmy weszli w politykę. Ograniczę się do stwierdzenia, że zgłoszenie tego projektu na tydzień przed II turą wyborów prezydenckich miało z pewnością swój wymiar propagandowy, ale teraz jest już po wyborach i możemy mówić o nim wyłącznie merytorycznie. A czy to skuteczna obrona przed niechcianymi treściami? To pytanie odnosi się do tego, o czym wspomniałem już na wstępie – czy rzeczywiście możemy mówić o wzmocnieniu roli rodziców w szkole. Moim zdaniem nie. Proszę zwrócić uwagę, że dziś rada rodziców, jeśli tylko chciała, mogła poprosić każdą organizację o przedstawienie dodatkowych informacji, mogła je analizować, mogła pytać liderów organizacji o szczegóły. A jak to ma wyglądać po nowemu? Doświadczenie mi mówi, że to będzie dość nieskuteczna procedura. Zapewne będzie to wyglądało tak: dyrektor roześle informację przez dziennik elektroniczny, a zdecydowania większość rodziców albo w ogóle jej nie zauważy, albo zapomni o siedmiodniowym terminie, albo świadomie skorzysta z tego, że projekt ustawy zakłada domniemanie zgody rodziców. Jeśli rodzic w ciągu siedmiu dni nie zgłosi sprzeciwu, dyrektor szkoły przyjmie, że wyraził on swoją zgodę.
Czyli nowy mechanizm będzie bezskuteczny?
Wyobraźmy sobie, że do szkoły chce wejść jakaś kontrowersyjna (dla pewnej grupy) organizacja. Nie wróżę powodzenia akcji przekonania rodziców, aby przesłali do dyrekcji swoje głosy sprzeciwu. Będzie na to za mało czasu (tylko siedem dni), a większość albo się zgodzi, albo się nie odezwie (tu znajdzie zastosowanie domniemanie zgody). Mówiąc krótko, nie wierzę, że uda się uzyskać głos sprzeciwu większości rodziców. Nie wierzę, że proponowane rozwiązania rzeczywiście zwiększą sprawczość rodziców i zatrzymają jakąkolwiek organizację przed wejściem do szkoły.
Prawnicy uważają, że te rozwiązania dotkną stowarzyszenia i organizacje, które już od lat współpracują z placówkami, np. harcerstwo. Czy podziela pan tę opinię?
Nie. W projekcie zostaje początek dzisiejszego art. 86 ust. 2 Prawa oświatowego, w którym jest mowa o podjęciu działalności w szkole przez stowarzyszenie lub inną organizację. A „działalność” to przecież zarówno praca stała, np. cotygodniowe zbiórki harcerskie, jak i kilka warsztatów prowadzonych przez dwa tygodnie w ramach projektu jakiegoś stowarzyszenia.
Eksperci przekonują, że projektowane przepisy nie regulują kwestii jednorazowych prelekcji i zapraszania określonych osób na lekcje wychowawcze.
Myślę, że ich też dotyczą. Choć należy rozróżnić dwie sytuacje – kiedy na zaproszenie nauczyciela przedstawiciel fundacji lub innej organizacji prowadzi część zajęć dla uczniów i kiedy są to jakieś odrębne zajęcia. Doświadczenie mówi mi, że w tym drugim przypadku dyrektorzy – nawet jeśli nie wdrożą procedury opisanej w projekcie ustawy – z pewnością zadbają o uzyskanie pisemnych zgód rodziców. Zresztą tak jest obecnie.
Dla rodziców będących w mniejszości ten projekt niczego nie zmieni. Czy posłowie powinni jakoś doprecyzować przepisy?
Różnica jest taka, że projekt zakłada, że każdy rodzic otrzyma informację o nowej organizacji, która ma zamiar rozpocząć działalność w szkole. Dziś najczęściej wiedzą o niej jedynie członkowie rady rodziców, ewentualnie niewielkie grono zainteresowanych opiekunów, którzy zaglądają na stronę internetową rady lub z uwagą zapoznają się z informacjami rady na tablicy szkolnej.
Co trzeba zmienić w prawie, aby rada rodziców była dla dyrektora szkoły partnerem, a nie wykonawcą nieformalnych poleceń?
W prawie – nic. Z moich doświadczeń wynika, że przepisy nic nie zmienią lub bardzo niewiele. Wszystko bowiem zależy od ludzi. Jeśli dyrektor szkoły i rodzice będą chcieli współpracować, będą traktowali siebie nie jak wrogów, ale partnerów, którzy mają wspólny cel – osiągną sukces na bazie obecnych przepisów. Takich pozytywnych przykładów znam setki. Bo ten system współpracy naprawdę działa, jeśli tylko obie strony chcą.