Nauczanie zdalne w większości szkół wciąż będzie ograniczać się do wysyłania tematów do opracowania i dodatkowych zadań. Z przyczyn technicznych i logistycznych na lekcje przez internet zdecyduje się niewiele placówek
DGP
To, jak zorganizowane zostaną lekcje podczas pandemii, nadal w głównej mierze zależeć będzie od dyrektorów. Niewykluczone, że w wielu szkołach e-learning zostanie ograniczony do wysyłania zadań e-mailem. Jednak na mocy wydanego w piątek wieczorem przez MEN rozporządzenia będzie już można uczniów oceniać na odległość. Spowodowana przez koronawirusa przerwa potrwa przynajmniej do Wielkanocy.
Do połowy tygodnia dyrektorzy szkół i przedszkoli mają czas na opracowanie – w porozumieniu z nauczycielami – sposobu realizacji podstawy programowej na odległość. Będą już mogli oceniać postępy w nauce uczniów (wcześniej przepisy do tego nie uprawniały). Takie rozwiązania znalazły się w rozporządzeniu ministra edukacji narodowej z 20 marca 2020 r. w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (Dz.U. poz. 493). Znowelizowane zostało też rozporządzenie w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem koronawirusa (Dz.U. poz. 492), wydłużając zamknięcie szkół i przedszkoli do 10 kwietnia.

(Nie)zdalne nauczanie

MEN przekonuje, że ponad 90 proc. szkół już teraz prowadzi skutecznie zajęcia na odległość. Jednak w przytłaczającej większości sprowadza się to do powtarzania materiału i przesyłania zadań przez dziennik elektroniczny. Nowe rozporządzenie ma to zmienić.
Rodzice najbardziej się obawiali, że MEN wprowadzi obowiązek uczestnictwa w zajęciach online w określonych godzinach (np. według planu lekcji). Tymczasem w wielu domach jest jeden komputer – na kilkoro dzieci i dorosłych, którzy w tej chwili pracują zdalnie. Takie rozwiązanie się jednak nie znalazło w rozporządzeniu. Co więcej, minister edukacji Dariusz Piontkowski zaapelował, aby uwzględnić, że rodzice pracują i nie będą mieli czasu ani technicznej możliwości, aby pomóc uczniom w kontakcie z nauczycielem. Dyrektorzy, którzy będą chcieli wprowadzić zdalne lekcje o określonej porze, muszą uwzględnić zajęcia przy użyciu komputera, ale także takie, do których nie jest on niezbędny.
– Nie będziemy z tego szczegółowo rozliczać i wpisywać nieobecności. Wystarczy, że uczeń podejmie próbę kontaktu z nauczycielem i w określonym czasie wykona zadania – zapowiada Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.
Wszystko więc wskazuje na to, że w sposobie prowadzenia lekcji na odległość niewiele się zmieni. Uczniowie jednak muszą być przygotowani na to, że już od środy nauczyciele będą mieli podstawę prawną do oceniania stanu ich wiedzy. Taką możliwość daje im nowe rozporządzenie.

Będzie po staremu

Wbrew oczekiwaniom części rodziców nowe przepisy nie uregulują jednak szczegółowo nauczania na odległość. Nadal wiele zależeć będzie od tego, jak do sprawy podejdą sami nauczyciele i dyrektorzy szkół.
A spornych kwestii jest mnóstwo. Przykładowo, część nauczycieli nie chce podawać swoich danych osobowych przy rejestracji w różnego rodzaju komunikatorach. I mają do tego prawo. Dla wielu problemem jest też prowadzenie lekcji w „wirtualnej” obecności rodziców.
Eksperci wskazują, że rozporządzenie de facto pozostawia wszystko w rękach dyrekcji. – Nie nakazuje ono nic konkretnego, w dużym skrócie stanowi, że dyrektor szkoły ma pełną autonomię, może zorganizować zdalne nauczanie jak chce, uwzględniając przy tym potrzeby wszystkich uczniów. Czyli w praktyce większość szkół pewnie pozostanie przy wysyłaniu wiadomości z zakresem materiału do przerobienia. Mogą się też zdarzać sytuacje, że jeśli jeden rodzic oznajmi, że nie ma komputera, to reszta klasy będzie musiała równać do najniższego standardu – mówi jeden z producentów dzienników elektronicznych dla szkół.
Krytyki pod adresem nowych przepisów nie szczędzą też dyrektorzy szkół. Wskazują m.in., że nie wszyscy nauczyciele potrafią prowadzić lekcje online. Również nie wszyscy rodzice są w stanie wesprzeć dzieci w zdalnym kontakcie ze szkołą. A niektórzy po prostu nie chcą.
– Z rozporządzenia wynika, że za nauczanie na odległość odpowiada głównie dyrektor, który musi jeszcze kontrolować każdego nauczyciela, czy nie wysyła uczniom zbyt dużo materiału, a to przy placówce liczącej 500 uczniów jest niewykonalne. Część dzieci i rodziców nie kontaktuje się z nami za pomocą internetu czy telefonu, a my nie mamy narzędzi prawnych, aby to wyegzekwować. Nie mamy też wsparcia ze strony kuratorium – żali się Izabela Leśniewska.
– Zrobiliśmy ankietę wśród rodziców i okazało się, że 53 proc. uczniów nie ma możliwości uczestnictwa w lekcjach online, bo np. w domu jest jeden komputer, z którego korzysta ojciec, a w tym czasie lekcje powinna mieć jeszcze trójka rodzeństwa. Opracowujemy właśnie z nauczycielami zarządzenie, które będzie zakładało dalszą możliwość przesyłania zadań przez dziennik elektroniczny. A zadania domowe z danego przedmiotu mają trwać nie więcej niż 20 minut – mówi Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach.
– Zaleciliśmy, aby nauczyciele nie wystawiali w tym trudnym czasie niedostatecznych ocen. Od środy realizacja podstawy programowej będzie trochę fasadowa, ale nie mamy innego wyjścia – dodaje.
Również inne szkoły zapowiadają „taryfę ulgową”. – Pracujemy nad takimi rozwiązaniami, które pozwolą nie zasypywać uczniów zadaniami. Nie chcemy też wystawiać zbyt wielu ocen. Jeśli przerwa potrwa do końca roku, oceny będą takie, jakie wystawiono za pierwszy semestr – deklaruje Izabela Leśniewska.
Zasady nauczania na odległość