Dyrektorzy liceów i techników muszą przygotować dwa toki nauczania i pomieścić w murach swoich placówek aż 730 tys. uczniów. Powód? Podwójny rocznik. Zawirowania są nieuniknione. Trwa walka z czasem i szukanie pedagogów.
Młodzieży będzie niemal dwa razy więcej niż dotychczas. Część to uczniowie, którzy skończyli ósmą klasę po reformie, inni to kończący likwidowane już gimnazjum. Dlatego w ramach tej samej placówki przygotować trzeba dwa odrębne programy nauczania – trzy- i czteroletni, co wymaga dodatkowego nakładu pracy. I choć dyrektorzy nie przeczą, że na ten scenariusz przygotowywali się od dłuższego czasu, to jednak zakończona niedawno rekrutacja pokrzyżowała wcześniej przyjęte założenia. W niektórych placówkach chętnych było więcej niż miejsc i te musiały otworzyć nowe oddziały. Wielu dyrektorów nie kryje, że ulegli presji zarówno samorządów, jak i rodziców oraz uczniów, którzy jak nigdy dotychczas mieli trudność z dostaniem się do szkoły pierwszego wyboru.
Jednym z najbardziej podstawowych problemów jest kadra. A raczej jej braki. Jak wynika z sondy DGP, w ośmiu województwach brakuje w sumie ponad 7,2 tys. nauczycieli na każdym poziomie edukacji. Najwięcej na Mazowszu ‒ niemal 3 tys. pedagogów, w Małopolsce – 1,3 tys. nauczycieli, w Zachodniopomorskiem ‒ niemal 800. Duża część z nich jest poszukiwana przez dyrektorów liceów i techników. W samej Warszawie oferty pracy czekają na 1260 osób. Z tego, jak informuje Kornelia Szczepaniak, starszy specjalista w Kuratorium Oświaty w Warszawie, licea poszukują wciąż 94 pedagogów, a technika – 35. Pozostałe wakaty są w przedszkolach, podstawówkach i szkołach branżowych. W Bydgoszczy na 70 widniejących w bazie kuratorium propozycji zatrudnienia 29 łącznie jest z techników i liceów. W Kielcach natomiast szkoły te złożyły zapotrzebowanie na połowę ze wszystkich poszukiwanych nauczycieli, czyli na 44 z 88. Zła sytuacja jest też w Lublinie. Propozycje pracy są w sumie dla 59 pedagogów, z czego 29 w technikach i liceach.
Oferty pracy zamieszczane są na stronach kuratoriów. Spora część z nich to jednak tylko praca na kilka godzin i trudno się dziwić, że na takie zatrudnienie nie ma chętnych. Co za tym idzie, szkoły borykają się z ustawieniem wszystkich zadań we właściwy sposób. Wielu dyrektorów stanęło przed koniecznością zrobienia aneksu do arkusza organizacyjnego, który opracowali przed wakacjami. A to wiąże się z ponownym przejściem całej procedury. Podwójny rocznik będzie też wyzwaniem dla szkół w innych obszarach, choćby takich jak bezpieczeństwo. – U nas będzie tysiąc uczniów. Samo to, że podczas przerwy tyle dzieci musi zmienić klasę, jest już wyzwaniem – mówi dyrektorka jednego z warszawskich liceów. – Tak samo jak dostęp do szatni czy do stołówki – podkreśla. Wytycznych na temat związanych z tym obowiązków można szukać w rozporządzeniu ministra edukacji narodowej i sportu z 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach (Dz.U. z 2003 r. nr 6, poz. 69 ze zm.). To samo rozporządzenie nakazuje równomierne obciążenia uczniów w poszczególnych dniach tygodnia czy zróżnicowanie zajęć. Przy podwójnym roczniku wydaje się to niemożliwe do spełnienia, choć eksperci podpowiadają pewne rozwiązania. Na dodatek wszystko rozbija się o finanse, głównie o zbyt niską subwencję oświatową. Samorządy twierdzą wręcz, że jeżeli Ministerstwo Edukacji Narodowej przyznało podwyżkę, to powinno sfinansować jej koszty, a nie zrzucać to na samorządy. – To są ogromne pieniądze – przekonuje Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska ds. edukacji i usług społecznych. – Do tej pory MEN nie zwrócił skutków podwyżki dla nauczycieli. Gdańsk w związku z reformą Anny Zalewskiej wyłożył z własnego budżetu ponad 60 mln zł. Z MEN dostał na ten cel zaledwie 850 tys. zł – narzeka przedstawiciel Gdańska.
Z kolei MEN w odpowiedzi sprzed paru dni na kwietniowe jeszcze stanowisko Związku Powiatów Polskich w sprawie finansowania systemu oświaty przypomina, że zadania oświatowe związane z prowadzeniem przez jednostki samorządu terytorialnego szkół i placówek finansowane są z ich dochodów. A tylko jednym z nich jest część oświatowa subwencji ogólnej. „Kwoty subwencji oświatowej nie można wprost odnosić do zadań oświatowych nałożonych na jednostki samorządu terytorialnego. W obowiązującym systemie prawnym nie ma przepisu, z którego wynikałoby, iż bud żet państwa gwarantuje w ramach części oświatowej subwencji ogólnej środki na pokrycie wszystkich wydatków na realizację zadań oświatowych jednostek samorządu terytorialnego” – czytamy w odpowiedzi na stanowisko ZPP.
Tygodnik Gazeta Prawna z 23 sierpnia 2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Tak więc nie ma wątpliwości – reformę w dużej mierze sfinansują właśnie powiaty (miasta na prawach powiatu), które prowadzą zdecydowaną większość szkół ponadpodstawowych. Poniżej pokazujemy największe wyzwania, z którymi muszą się zmierzyć samorządy w ramach oświatowej rewolucji i sposoby, jak sobie z tym mogą poradzić.