Od września nauczyciele otrzymają kolejną podwyżkę. Tym razem to wzrost pensji zasadniczej o 9,6 proc. Bardzo dobrze, że nauczyciele zarabiają coraz więcej, ale jaką korzyść z tego mają uczniowie i rodzice?
Rząd PiS podwyżki w tym roku przyznał praktycznie każdej grupie zawodowej, nie tylko nauczycielom. Średnia płaca w Polsce rośnie, więc także osoby uczące w szkołach mają prawo do tego, aby godnie zarabiać. Pierwotny plan zakładał podwyżki 3 x 5 proc., a ostatecznie łącznie za naszych rządów nauczyciele otrzymali ponad 21 proc. wzrostu wynagrodzenia.
Wszystko się zgadza, ale proszę mi odpowiedzieć na pytanie jak długo w szkołach będzie rządził dyktat związków zawodowych, a interesy uczniów i rodziców będą pomijane?
To nieprawda, że przy zwiększaniu wynagrodzeń nauczycieli nie bierzemy pod uwagę interesu uczniów i rodziców. Oni także chcą, aby uczyli ich dobrzy fachowcy, zadowoleni ludzie, a na to wpływają także m.in. wynagrodzenia. Gdybyśmy bali się tylko dyktatu związków zawodowych, to dalibyśmy od razu podwyżki na poziomie 30 proc., nawet kosztem innych działów budżetów. A my przecież przy okazji wprowadzamy zmiany, które mają przyczynić się jednocześnie do podwyższenia jakości edukacji. Temu służyła reforma strukturalna. Jej głównym celem było przywrócenie czteroletniego liceum i pięcioletniego technikum. Dzięki temu nie będzie wyścigu z czasem, aby zrealizować podstawę programową. A za kilka lat zobaczymy pozytywne efekty tych zmian. Po to zmienialiśmy też podstawę programową czy przywróciliśmy nauczanie przedmiotowe, zwłaszcza w szkole średniej, gdzie dotąd przecież nauczanie ogólnokształcące kończy się praktycznie po klasie pierwszej. Pani minister Anna Zalewska próbowała też zmienić sposób awansu zawodowego i oceniania nauczycieli. Na razie się to nie udało, ale do tego trzeba wrócić w kolejnej kadencji. Tak, aby nie tylko myśleć o wyższym wynagrodzeniu, ale także o tym, aby cały system wynagradzania służył także promowaniu tych nauczycieli, którzy pracują najlepiej.
To w czym problem, aby wprowadzić zasadę, że wybitny nauczyciel zarabia nawet 10 tys., a ten słabszy znacznie mniej?
Przecież już dziś samorządy mają prawo do tego, aby płacić więcej wszystkim nauczycielom lub tym najlepszym.
Więc dlaczego nie robią?
O to trzeba pytać samorządy. Rząd określa minimalne wynagrodzenie na poszczególnych stopniach awansu zawodowego. Sama nazwa wskazuje, że zapewniamy tylko pewne minimum. Z kolei funkcje motywacyjną pełni tu dodatek motywacyjny, będący w gestii samorządu, który jego wysokość i rozpiętość określa w regulaminie wynagradzania. Ten dodatek ma ogromny wpływ na docenianie najlepszych nauczycieli. A wiem też, że w wielu samorządach jest tak, że regulaminy są ustawione w ten sposób, że dyrektorzy przyznają to świadczenie na podobnym poziomie. Wtedy nie pełni on funkcji motywującej.
To dlaczego nic pan nie robi, tylko patrzy bezrefleksyjnie na taką patologię?
Nieprawda. Mówię o tym wyraźnie, że trzeba zmienić system wynagradzania nauczycieli, ale nie da się tego zrobić w ciągu kilku tygodni. Potrzebna jest na to dłuższa dyskusja. Trzeba stworzyć cały system, a nie wyciągać pojedyncze elementy.
Wielu świetnych nauczycieli frustruje dodatek motywacyjny który dostają na podobnym poziomie co kolega ograniczający się do minimum...
Powinni mieć pretensje do swojego dyrektora i samorządu, którzy źle ustalają regulamin. Samorządy powinny przeznaczać większe środki na ten element wynagrodzenia.
A może wysokość dodatków motywacyjnych należałoby upubliczniać wśród nauczycieli? Swego czasu związkowcy w jednym z procesów doprowadzili do ujawnienia nagród w służbie cywilnej.
Jeśli tylko przepisy RODO nie zabraniają tego, to nie miałbym nic przeciwko temu, aby dodatki motywacyjne ujawniać. Dobry dyrektor, przyznając nagrodę lub informując o przyznanych dodatkach, powinien publicznie wyjaśnić dlaczego je przyznał konkretnym nauczycielom.
Wciąż nie dowiedziałem się co bezpośrednio dla uczniów i rodziców oznaczają podwyżki dla nauczycieli? Czy będą lepiej pracować?
Mam nadzieję, że większość z nich tak, bo przecież podnieśliśmy w sposób znaczący wynagrodzenia. A to spowoduje, że będą bardziej zadowoleni ze swojej pracy.
Z najnowszych badań CBOS wynika, że 68 proc. Polaków przekazuje pieniądze na dodatkową edukację dzieci. Tu jest duże pole do popisu, aby rząd sprawił, by rodzice nie płacili tyle za korepetycje. Czy widzi pan w tym problem?
Dlatego w tym roku zwiększyliśmy liczbę tzw. godzin do dyspozycji dyrektora. Może on odpłatnie powierzyć nauczycielowi dodatkowe zajęcia wyrównawcze lub po to, aby pracował z tymi, którzy osiągają bardzo dobre wyniki i chcą się rozwijać. Wielu rodziców wysyła dzieci na korepetycje, bo ma duże ambicje, próbuje się zabezpieczyć, a wiele dzieci nie potrzebuje dodatkowych lekcji i bez nich radzą sobie znakomicie.
Czyli dziecko w państwowej szkole bez problemu nauczy się języka angielskiego?
Przy tylu latach nauki, która rozpoczyna się przecież od przedszkola, uważam że tak.
W przedszkolu nauka angielskiego to raczej fikcja. Wiem jak te zajęcia wyglądają z relacji dzieci.
Trzeba zacząć angielski od zwykłej zabawy, bo przecież dzieci w tym wieku nie uczą się na poziomie matury.
Zabawa i nauczycielka, która przez semestr lub dwa zrobiła w ekspresowym tempie studia podyplomowa, aby uczyć angielskiego…
Ale przecież nie mamy tylu nauczycieli języka angielskiego, aby w każdym przedszkolu uczył magister z wieloletnim doświadczeniem i był wspaniałym fachowcem. Pan uważa, że nauczyciele za dużo zarabiają, a z drugiej strony chciałby pan, aby byli wysoce wykwalifikowani...
Uważam, że ci znacznie lepiej pracujący powinni zarabiać więcej od reszty.
Większość nauczycieli dobrze pracuje i są świetnie wykształceni.
Mówi to pan na potrzeby kampanii wyborczej?
Wiem jak to w praktyce wygląda, bo sam przez ponad 20 lat pracowałem w szkole i nadal mam kontakt z nauczycielami.
Wiele osób idzie na pedagogikę, bo nie wie, co ze sobą zrobić, a i na tego typu studia się bardzo łatwo dostać ze względu na niskie wymagania.
Od października wprowadzamy nowy system kształcenia nauczycieli i określamy pewne standardy. Aby zostać nauczycielem trzeba te wszystkie wymogi spełnić. W przypadku nauczania początkowego muszą to być studia pięcioletnie, tak samo jak w przypadku nauczycieli do pracy w szkołach specjalnych. Słabsze szkoły wyższe nie będą już mogły prowadzić tego typu studiów. Zgadzam się, że niektóre szkoły wystawiały po prostu dyplomy, a nie kształciły nauczycieli. My z tym skończymy.
A może też o przyjęciu nauczyciela do szkoły nie powinien decydować dyrektor, tylko egzamin?
Być może przydałby się jakiś egzamin na początku kariery zawodowej.
A czy wśród pana planów znajdzie się wprowadzenie pracy dla nauczycieli od 8 do 16?
To generowałoby bardzo duże koszty. Samorządy musiałyby zapewnić wszystkim stanowiska pracy. Nie ma tak dużych pieniędzy w systemie, aby stworzyć warunki pracy dla nauczycieli od godziny 8 do 16. A cześć zajęć nauczyciel może wykonywać w domu. Warto rozmawiać o tym, aby pensum obejmowało nie tylko pracę przy tablicy, ale np. dodatkowo godzinę lub dwie dyżuru tygodniowo w szkole w oczekiwaniu na rozmowy z rodzicami uczniów czy wypełnianie dokumentacji szkolnej.
Cieszy się pan z tego, że raczej nie będzie strajku przed wyborami parlamentarnymi?
Generalnie cieszę się z tego, że w szkołach jest spokój, a zajęcia będą się odbywały normalnie. Szkoła powinna być miejscem, gdzie nauczyciele przychodzą z ochotą, a uczniowie po to, aby się uczyć. Szkoła powinna być miejscem, w którym wszelkie spory rozwiązuje się przez rozmowę i dialog, a nie za pomocą strajku.
Z tego co się słyszy i czyta na forach internetowych lub w bezpośrednich rozmowach z nauczycielami to raczej nie ma spokoju, ale jest frustracja i rozżalenie.
W każdej grupie zawodowej, a tu mamy do czynienia z ponad półmilionową rzeszą nauczycieli, są rożne stanowiska, temperamenty i poglądy. Jeśli powiemy, że są nauczyciele, którym nie podoba się to co się teraz dzieje i są tacy, którym się te zmiany i podwyżki podobają, to w obu przypadkach będziemy mieć rację. Mówię raczej o ogólnej atmosferze i ona dziś w porównaniu z wiosną jest zdecydowanie spokojniejsza. Na to na pewno ma wpływ wrześniowa podwyżka i zapowiedź kolejnego wzrostu wynagrodzeń.
A w szkołach z podwójnego rocznika też jest błogi spokój?
Część mediów, polityków, dyrektorów i prezydentów miast próbuje wprowadzić histerię w związku z rekrutacją na rok szkolny 2019/2020. Jeszcze w ubiegłym miesiącu mówiono o dramacie, o tym, że brakuje miejsc, że wielu uczniów nie będzie miało swego miejsca w szkole średniej. A teraz okazuje się, że w kolejnych miastach są tysiące wolnych miejsc. To pokazuje, że wokół szkół próbuje się tworzyć fałszywą narrację. Wbrew faktom, opozycja opowiada nieprawdziwe rzeczy oraz straszy rodziców i dzieci. I tak samo będzie teraz z tzw. dwuzmianowością. Ostatnio nawet prezydent Krakowa stwierdził, że dwuzmianowość jest wtedy, gdy liczba uczniów jest dwukrotnie większa niż liczba sal przeznaczonych do nauki. W przytłaczającej większości szkół ta sytuacja nie występuje. Może tak być tylko w tych samorządach, które od wielu lat nie inwestowały w oświatę i nie budowały szkół, a wręcz je likwidowały, mimo powstawania nowych osiedli, mimo sprowadzania się nowych mieszkańców i Warszawa może być niestety tego przykładem. Tam zmianowość będzie wydłużona. Rafał Trzaskowski zamiast budować bulwary i wprowadzać zajęcia, których rodzice nie chcą, powinien zająć się budową szkół. Wtedy problemu by nie było lub jego efekt byłby znacznie mniejszy.
A minister Zalewska chciała promować te szkoły, które pracują od rana do np. 13 lub 14. Dlaczego pan tego nie kontynuuje?
Podział subwencji i tak jest bardzo skomplikowany. O podziale pieniędzy decyduje kilkadziesiąt czynników. Ostatnio wprowadziliśmy element związany z zamożnością samorządów oraz liczebnością oddziału, co wzbudziło gorącą dyskusję. Taki dodatkowy element wzbudzałby na pewno emocje, a nie jest to łatwe do wyliczenia, jaką mógłby mieć wagę.
Sławomir Wittkowicz z FZZ rozważa strajk, ale dopiero w kwietniu przyszłego roku. ZNP po wyborach. Co pan zrobi, jeśli jednak do niego dojdzie? Ma pan jakiś scenariusz?
Po pierwsze, zastanówmy się czego tak naprawdę te akurat związki zawodowe chcą. Czy chcą wprowadzać zamęt i straszyć nauczycieli, rodziców i uczniów? Czy chcą zrobić coś konkretnego w oświacie? Jeśli związkowcy, na szczęście tylko niektórzy, wychodzą i mówią, że nam się należy 15, 20, 30, 50 czy 100 proc. więcej i nic w zamian nie oferują, to znaczy, że nie chcą rozmawiać, tylko stawiać rząd i społeczeństwo przed pistoletem strajkowym. My się na to nie godzimy. Zresztą, nawet gdyby ZNP chciało robić strajk przed wyborami, to nie może go przeprowadzić.
Dlaczego?
Strajk wiosenny został już przecież zakończony. Dziś trzeba byłoby na nowo wszcząć procedurę sporu zbiorowego. W efekcie trzeba najpierw ogłosić postulaty, a my ciągle nie wiemy, jakie one są. Wiemy tylko, że im się coś nie podoba. A przecież muszą być jeszcze negocjacje, mediacje i rokowania, a dopiero później ewentualny strajk lub inna forma protestu.
W tym przypadku jest pan wyjątkowy zgodny z opinią Sławomira Wittkowicza z FZZ, ale też ze stanowiskiem resortu pracy odpowiadającym za dialog ze związkami i częścią prawników.
Ze względów formalno-prawnych dziś nie można tak po prostu powiedzieć, że ponownie rozpoczynamy strajk i ograniczamy się jedynie do powtórzenia referendum. Powtórzę, to co już wielokrotnie mówiłem, że rozmowa i dialog mogą przynieść lepsze efekty niż ciągłe straszenie strajkiem.
Może nie będzie strajku czy to nielegalnego, czy legalnego jeśli pan wyjdzie i powie nauczycielom ile dostaną w przyszłym roku podwyżki. Wiemy już, że nie będą one od stycznia, a może od września i na poziomie tak jak dla pozostałej budżetówki 6 proc.
Od stycznia nie mogą być, bo przecież ta planowana 5 proc. podwyżka została przesunięta na wrzesień 2019 r. i jeszcze jest zwiększona. Stąd trudno dawać dwa razy podwyżkę w tym samym terminie. Bedą podwyżki, ale w późniejszym terminie.
Czyli wrzesień?
Być może wrzesień.
A 6 proc. czy wyższe?
Zobaczymy. Sfera budżetowa ma otrzymać 6 proc. i prawdopodobnie podobna wysokość wzrostu wynagrodzenia będzie dla nauczycieli.
A te 6 proc. zatrzyma nauczycieli, którzy uważają, że zostali zlekceważeni w czasie strajku przez rząd i odchodzą z zawodu?
To jest narracja części mediów, które są nieprzychylne rządowi i próbują przeinaczać fakty. Gdy porównywaliśmy dane z kuratoriów i szkół, to liczba ofert od dyrektorów szkół w ubiegłym roku i w tym, jest na podobnym poziomie. Znowu mamy do czynienia z kreowaniem rzeczywistości, która nie występuje. Duża cześć z tych ofert pracy, o których informują strony kuratoryjne, to po prostu pojedyncze godziny. Dyrektorzy muszą je wykazywać, bo obligują ich do tego przepisy, a pierwszeństwo w zatrudnieniu mają nauczyciele po wygaszanych gimnazjach i będący w tzw. stanie nieczynnym. Jeśli tych pojedynczych godzin nikt nie przyjmuje, to dopiero są rozdzielane na pozostałych nauczycieli już zatrudnionych. W Warszawie było swego czasu 1,2 tys. ofert pracy, a po przeliczeniu na pełne etaty okazało się, że jest to zaledwie kilkaset. Podobna sytuacja występowała w poprzednim roku.
Czyli wszystko jest super i nie ma problemu?
Jest na pewno problem wśród nauczycieli nauki zawodu. Ten problem występuje jednak od lat, bo takie osoby z kwalifikacjami dużo więcej mogą zarobić w korporacjach, przedsiębiorstwach niż w szkole branżowej. My nie jesteśmy w stanie konkurować z wielkimi korporacjami o tych nauczycieli. Stworzyliśmy prawo, które pozwala na to, aby samorządy podwyższały pensje nauczycieli. Dodatkowo umożliwiliśmy przedsiębiorcom finansowanie wzrostu wynagrodzenia nauczycieli jeśli uznają, że są to dobrzy fachowcy i dobrze będą przygotowywali uczniów, z których ci przedsiębiorcy będą mogli skorzystać. Odeszliśmy też od twardych wymogów kwalifikacji pedagogicznych. Nawet jeśli ktoś wcześniej nie pracował w szkole, nie musi zaczynać od wynagrodzeniem stażysty, tylko od razu może otrzymać stawki przewidziane nawet dla nauczycieli dyplomowanych. Można także zauważyć w niektórych miejscach brak nauczycieli niektórych przedmiotów ścisłych. Przypomnę jednocześnie, że jeszcze niedawno narzekano na to, że uczelnie przyjmują zbyt dużo studentów na kierunki pedagogiczne.
Wiele samorządów powtarza, że młodych ludzi nie interesuje Karta Nauczyciela, ale dobre zarobki. Może czas na radykalne zmiany i likwidację tego reliktu z okresu stanu wojennego.
Trzeba pamiętać, że związki zawodowe w szkołach są dosyć silne. Jeśli powiedziałbym, że odchodzimy od Karty nauczyciela i stosujemy do samorządowych nauczycieli kodeks pracy, to strajk generalny mamy murowany, a przecież zależy nam na tym, aby w szkołach był spokój. Nauczyciel to zawód wymagający, specyficzny i tak w jakiejś ustawie trzeba by było zapisać pragmatykę zawodową. Przecież inne grupy zawodowe mają także swoje regulacje prawne np. sędziowie, prokuratorzy, policjanci, pielęgniarki, itd..
Ale przecież można zrobić nową ustawę o zawodzie nauczyciela, która będzie bardziej dopasowana do dzisiejszych realiów?
Jestem za tym, aby dla nauczycieli ustanowić nową pragmatykę zawodową, dostosowaną do dzisiejszej rzeczywistości, ale też taką, która dostrzega specyfikę tego zawodu. Trudno wymagać od nauczyciela, aby stał przy tablicy 40 godzin, to nierealne. Przecież musi on sprawdzić sprawdziany, odpocząć psychicznie, spotkać się z rodzicami, przygotować do zajęć i musi się dokształcać. W krajach zachodnich też nie jest tak, że nauczyciel pracuje 40 godzin przy tablicy.
A braki kadrowe wśród nauczycieli przedszkoli w dużych miastach np. w Warszawie to też nie jest dla pana problemem?
Szkoły i przedszkola nie są wyizolowaną wyspą. Jeśli zmienił się rynek pracy we wszystkich zawodach w kraju, to zaczyna to dotykać również nauczycieli. W niektórych dużych miastach część nauczycieli po studiach nie miała szans na pracę, bo poprzednia ekipa (PO - PSL) wydłużyła wiek emerytalny i w ten sposób m.in. zablokowano młodym dostęp do zawodu. Dlatego znaleźli sobie pracę poza wyuczonym zawodem. Dziś, aby zachęcić ich do powrotu, takie miasta jak Warszawa musiałaby im zaoferować coś atrakcyjnego. Samorządy mogą zapłacić nauczycielom więcej, ale tego nie robią.
Bo nie mają na to pieniędzy?
To raczej kwestia priorytetów. Na przykład w Warszawie dochody z PIT w 2018 r. w stosunku do 2017 r. wzrosły o 14,5 proc., a z CIT o ponad 25 proc. Gdy patrzymy na finanse samorządów, to widać, że chociaż wydatki na oświatę rosną, to jednocześnie ich udział w wydatkach samorządów spada.
To dlaczego samorządy chcą oddać panu bezpośrednie finansowanie pensji nauczycieli z budżetu centralnego?
To jest propozycja tylko części samorządów. Mam jednak wątpliwości, czy wszyscy zdają sobie sprawę, co to by dla nich mogło znaczyć. Przez takie rozwiązanie musielibyśmy wyjąć subwencję z budżetu samorządu i prawdopodobnie odjąć część udziału w dochodach z CIT i PIT. Zmniejszyłby się dodatkowo budżety na każdym szczeblu samorządów. A wtedy możliwość inwestowania i zaciągania kredytów byłaby znacznie mniejsza niż obecnie. Jest to jednak jeden z pomysłów, o którym warto rozmawiać w następnej kadencji parlamentu.
Dlaczego rząd nie wywiązał się do końca z porozumienia z Solidarnością i pominął nauczycieli przedszkoli przy ustalaniu minimalnego dodatku na poziomie 300 zł?
Przenieśliśmy zapis o wychowawcy klasy z rozporządzenia do ustawy. Dodatkowo w rozporządzeniu płacowym wprowadziliśmy gwarancję, że wychowawcy w przedszkolach też muszą otrzymywać dodatek. Z taką różnicą, że jego wysokość ustalają samorządy ze związkami zawodowymi. Dotąd ok. 30-40% samorządów w ogóle nie wypłacała takiego dodatku nauczycielom przedszkoli, a niektóre robiły to dopiero po przegranych postępowaniach sądowych.
Ale co wam szkodziło ustalenie tego dodatku też na poziomie 300 zł jak w przypadku wychowawców klas. Przecież za to płaci samorząd, bo przedszkola to zadanie własne gminy?
Na poziomie rozporządzenia nie możemy już tego zrobić, trzeba byłoby zmienić po raz kolejny ustawę.
Wśród nauczycieli w przedszkolach jest takie oczekiwanie, bo teraz mówią, że czują się jak osoby drugiej kategorii.
Nie wykluczam, że takie gwarancje dodatku za wychowawstwo na poziomie 300 zł również wprowadzimy w przedszkolach. Te zmiany można wprowadzić przy okazji prac nad systemem wynagradzania nauczycieli, które powinny rozpocząć się w kolejnej kadencji. Być może trzeba dookreślić, jak mają być wypłacane dodatki, w jakiej wysokości i komu się one należą.
Po ostatnim spotkaniu związkowców z panem dowiedziałem się, że chce pan tylko likwidować średnie dla nauczycieli i tzw. czternastkę, a nic w zamian nie oferuje i nie chce dosypać pieniędzy do systemu.
Próbowałem jedynie wysondować jakie związkowcy mają poglądy na pomysły pojawiające się w przestrzeni publicznej. Obecny sposób funkcjonowania średniego wynagrodzenia z tzw. jednorazowym dodatkiem uzupełniającym, który należy się tylko dlatego, że gdzieś tam nie zapewniono średnich, nie pełni żadnej funkcji motywacyjnej, a wręcz jest demotywujący.
A wcześniejszą emeryturę dla nauczycieli odwiesicie, bo jest duże oczekiwanie społeczne?
Jeśli już o tym rozmawiać, to musi to być powiązane z szerszymi rozwiązaniami. Dziś mówi się przecież, że brakuje nauczycieli, a z drugiej strony przywracając taką możliwość wcześniejszej emerytury, dajemy możliwość nawet kilkudziesięciu tysiącom nauczycielom na wcześniejsze odejście z pracy. A taka zmiana obciążyłaby także bardzo mocno system emerytalny.
Jak pod względem nastrojów ocenia pan tę reformę dotyczącą wygaszania gimnazjum?
Te same osoby jak np. pan Sławomir Broniarz, który 20 lat temu był przeciwnikiem gimnazjum, nagle stały się ich obrońcą. Mówiono o tym, że wygaszanie gimnazjów i tworzenie nowej sieci szkolnej będzie prowadziło do wielkiego chaosu, a uczniowie nie będą wiedzieć gdzie mają się uczyć. Żadna z tych opowieści nie okazała się prawdziwa, a na ulicach nie widzę protestów i płaczu za gimnazjami.
Podobno 7 października na konwencji w Lublinie zostanie ogłoszony program dla Oświaty na kolejne 4 lata. Chętnie bym poznał główne założenie tego programu, czy może chce pozostawić panu prezesowi i premierowi możliwość wygłaszania najważniejszych komunikatów programowych?
Z pewnością będzie zapowiedź dalszej dyskusji, abyśmy wypracowali rozwiązania dotyczące wynagradzania nauczycieli, zwłaszcza tych, którzy dobrze pracują. Będziemy też mówić o podniesieniu jakości kształcenia nauczycieli i jakości edukacji oraz podniesieniu nakładów na edukację. Zapewne w tych kierunkach będą szły nasze założenia programowe w tej dziedzinie. O szczegółach będzie mówił Pan Prezes Jarosław Kaczyński i Pan Premier Mateusz Morawiecki.
Czy przyłączy się pan do walki z e-papierosami? (GIS wysyła do szkół w tej sprawie list z ostrzeżeniami)?
Szkoły powinny pomagać także w walce z uzależnieniami czy używaniem groźnych dla zdrowia używek. Coraz częściej pojawiają się głosy, ze należą do nich także tzw. e-papierosy. Uczniowie nie powinni korzystać z takich używek. Szkoła promuje zdrowy i higieniczny tryb życia.