MEN prowadzi działania, które mają pokazać nauczycielom, że są traktowani poważnie, aby nie doszło do wznowienia strajku we wrześniu – powiedział we wtorek minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski na konferencji prasowej podsumowującej kończący się rok szkolny.

Piontkowski podkreślił, że we wszystkich typach szkół, których istnieje w Polsce ponad 26 tys., jest łącznie około 5 mln uczniów.

"W trakcie rozmów, m.in. przy okrągłym stole edukacyjnym, ale też przy innych okazjach, sugerowano, że dzisiejsza szkoła nie jest szkołą, która dostosowuje się do nowoczesnych technologii i rozwiązań funkcjonujących we współczesnym świecie" – wskazał minister edukacji. Jego zdaniem, jest "zupełnie inaczej". "Nowe technologie wkraczają do szkół, nauczyciele korzystają z nich masowo, są do tego przystosowywani i szkoleni, ale pamiętają też o tym, że ta technologia nie jest więzieniem, a komputer to tylko narzędzie, a nie ostateczny cel" – zauważył Piontkowski.

Piontkowski wskazał na program "Aktywna tablica". "To kilkuletni program, który pozwala nam doposażać szkoły w te nowoczesne narzędzia – w tym roku otrzymało je prawie 3,7 tys. szkół" – powiedział. Jak dodał, "często są to niewielkie szkoły wiejskie, dla których to prawdziwy skok technologiczny, dzięki czemu dzieci mogą być uczone w efektywniejszy sposób". Minister poinformował, że na ten program przeznaczone jest ponad 220 mln zł.

Podkreślił, że celem na następne lata jest przywrócenie stołówek i jadalni we wszystkich szkołach. Zaznaczył, że rząd PO-PSL "doprowadził do tego, że w wielu szkołach nie opłacało się prowadzenie tego typu działań". "To doprowadziło do tego, że w wielu szkołach zagościł katering, a lekarze wyraźnie mówią, że zdecydowanie lepszy jest obiad przygotowany na miejscu, a nie odgrzewany i wożony wiele kilometrów dalej" – mówił minister.

Dodał jednocześnie, że nie wszystkie samorządy stać na przywrócenie stołówek, dlatego resort przeznaczył na ten cel 140 mln zł. "W tym roku z pieniędzy skorzysta łącznie ponad 480 samorządów i 720 szkół" – powiedział.

Zapewnił, że podobne kwoty będą przeznaczane także w kolejnych latach. "Chcemy, żeby docelowo we wszystkich szkołach, zwłaszcza podstawowych, stołówki i jadalnie funkcjonowały, bo to będzie zdecydowanie najlepsze dla dzieci" – podkreślił Piontkowski.

Zapowiedział, że dzieci i uczniowie, których rodziny ucierpiały wskutek wystąpienia klęsk żywiołowych mogą otrzymać pięćset lub tysiąc zł zasiłku celowego, skorzystać z wyjazdu terapeutyczno-edukacyjnego lub zajęć opiekuńczych i terapeutyczno-edukacyjnych w miejscu zamieszkania. Według szefa MEN tym roku na program zaplanowano w budżecie państwa 5 mln zł.

Przypomniał, że od 1 lipca rodzice mogą składać wnioski o świadczenie w ramach programu "Dobry start", którym w tym roku zostanie objętych 4,62 mln uczniów. Dodał, że pamiętając o bezpieczeństwie podczas wakacji, MEN przygotowało "Poradnik bezpiecznego wypoczynku".

Odnosząc się do zawieszonego strajku nauczycieli, minister edukacji przyznał, że strajk spowodował "zamieszanie w edukacji". "Ten chaos (...) wywołały niektóre związki zawodowe, które doprowadziły do tego, że uczniowie i ich rodzice nie wiedzieli, czy egzaminy odbędą się, czy nie" – stwierdził.

"Uważam, że dużo lepszym sposobem na rozwiązywanie sporów jest dialog i rozmowa (...). Tylko rozmowa powinna odbywać się pomiędzy stronami, które chcą ze sobą rozmawiać. Mam wrażenie, że część związków zawodowych nie chciała rozmowy, tylko chciała narzucić pewne rozwiązania i żądania, które stawiała, także żądania finansowe" – ocenił.

Piontkowski zaznaczył, że MEN prowadzi działania, które mają pokazać nauczycielom, że są traktowani poważnie, aby nie doszło do wznowienia strajku we wrześniu. Jak ocenił, podwyżki, jakie otrzymali w tym roku nauczyciele, były najwyższe od 1989 r.

"Chcę zwrócić się do związków zawodowych o rozmowy. Jeżeli będzie to możliwe już w przyszłym tygodniu będę chciał się spotkać z każdym z reprezentatywnych związków zawodowych, aby rozmawiać o sytuacji w polskich szkołach, rozmawiać także o zmianie systemu wynagradzania" – zapowiedział szef MEN.

Odpowiadając na pytanie o ryzyko braków kadrowych w szkołach, Piontkowski zaznaczył, że "jest to zadanie samorządu", a nie ministerstwa edukacji. "My w ramach rządu przygotowujemy odpowiednią liczbę miejsc na studiach, aby absolwentów kierunków pedagogicznych było odpowiednio dużo i aby ta liczba absolwentów była zdecydowanie większa niż miejsc pracy" – stwierdził.

Piontkowski przyznał, że największy problem ze znalezieniem nauczycieli ma Warszawa. "Ale to władze Warszawy muszą na to przede wszystkim reagować (...). Jednym z elementów zachęcających do pracy na pewno może być wysokość wynagrodzenia. Zgodnie z polskim prawem rząd ustala minimalne stawki wynagrodzenia, ale to są stawki minimalne. Każdy z samorządów może to wynagrodzenie podwyższyć albo podwyższając dodatki motywacyjne, albo inne elementy składające się na wynagrodzenie nauczyciela" – zaznaczył szef MEN.

W kwestii rekrutacji do szkół ponadpodstawowych i ponadgimnazjalnych wiceminister edukacji Maciej Kopeć poinformował, że liczba miejsc w szkołach jest większa niż liczba absolwentów. "Zgodnie z przepisami prawa, które dotyczy obowiązku nauki, każdy uczeń znajdzie miejsce w szkole, niezależnie czy jest absolwentem szkoły podstawowej, czy gimnazjum" – dodał.

Zaznaczył, że jeśli chodzi o decyzje podejmowane przez powiaty, to uwzględniają 3 elementy: liczbę absolwentów zamieszkałych na terenie powiatu, prognozowany wybór typu szkoły oraz to, czy do danego miasta przybywają uczniowie spoza danej jednostki samorządu terytorialnego. "Zakładamy, że biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki – czyli np. liczbę uczniów z samej Warszawy, liczbę uczniów, którzy przybędą spoza Warszawy i tych, którzy wybierają liceum ogólnokształcące – ci uczniowie powinni się w liceach ogólnokształcących zmieścić" – ocenił Kopeć.

Wiceminister podkreślił, że prognozowany wybór typu szkoły jest różny dla uczniów z poszczególnych miast i województw. "(Średnio) do liceów ogólnokształcących aplikuje ok. 45 proc., reszta do techników i szkół branżowych. Powiaty, podejmując decyzję, starały się też uwzględnić te proporcje, które są bardzo różne dla poszczególnych miast i województw, czyli albo są znacznie wyższe niż te 45 proc. – która jest przeciętną liczbą – albo są niższe niż te 45 proc. Czyli inaczej to wygląda w woj. świętokrzyskim, inaczej w woj. mazowieckim" – powiedział.

Poinformował, że najgorsza sytuacja dotyczy Zielonej Góry. "Problem polega na tym, że prezydent Zielonej Góry zadeklarował, że zapewnia miejsca dla tych absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych, którzy są mieszkańcami Zielonej Góry. Zwykle jest tak, że do większych miast przybywają także uczniowie spoza tego miasta (...). Patrząc na to, jak wygląda sytuacja w powiatach, które okalają Zieloną Górę, to powoduje problem z rekrutacją, jeżeli chodzi o szkoły znajdujące się wokół Zielonej Góry" – wyjaśnił.

Według Kopcia liczbę miejsc w szkołach w Zielonej Górze zmniejszono o ok. 40 proc. w stosunku do tego, co zostało zadeklarowane w styczniu. "Tak naprawdę ta liczba miejsc praktycznie pokrywa się z liczbą absolwentów – czyli tutaj nie zakładamy, że nastąpi jakaś katastrofa – natomiast to tylko pokazuje, że powiaty ościenne wokół Zielonej Góry zostały postawione w bardzo trudnej sytuacji" – ocenił Kopeć. Wyraził nadzieję, że prezydent Zielonej Góry zmieni swoją decyzję.

Wiceminister edukacji Marzena Machałek przypomniała, że w 2018 r. została przyjęta ustawa, której przepisy pozwolą na "odbudowę prestiżu kształcenia zawodowego". Zaznaczyła, że MEN przygotował pakiet rozporządzeń związanych ze szkolnictwem zawodowym, które dotyczą m.in. podstaw programowych kształcenia w zawodach szkolnictwa branżowego oraz dodatkowych umiejętności zawodowych w zakresie wybranych zawodów szkolnictwa branżowego, doradztwa zawodowego, ramowych statutów, celów i zadań kształcenia w zawodach, klasyfikacji zawodów, praktycznej nauki zawodu, kształcenia ustawicznego w formach pozaszkolnych. Większość zmian wejdzie w życie 1 września 2019 r.