Taką zmianę przewiduje projekt ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Dzisiaj oficjalnie zaprezentuje go Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
– Chcemy, aby uczelnie mogły same decydować o egzaminach wstępnych. Obecnie mogą je stosować, ale tylko z tych przedmiotów, których nie było na maturze. W praktyce zatem jest to przepis martwy – powiedział w rozmowie z DGP Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Jego zdaniem uniwersytety, politechniki czy akademie muszą mieć możliwość egzaminowania ze wszystkich przedmiotów, także tych, które były na maturze. I to od uczelni będzie zależeć, czy z takiej możliwości skorzystają.
Punkty z egzaminu dojrzałości nadal będą zaliczane do punktacji ogólnej, ale nie przesądzą już o wyniku rekrutacji. – O dostaniu się na studia w 50 proc. będzie decydował egzamin wstępny, a w 50 kolejnych maturalny – wyjaśnia Jarosław Gowin.
Czy szkoły wyższe skorzystają z nowej możliwości? Resort ma taką nadzieję. – Uważam, że ambitne uczelnie, które chcą szybko odbudować prestiż swoich dyplomów, powinny egzaminy wstępne wprowadzić – komentuje wicepremier.
– Wiele kierunków będzie tym zainteresowanych – potwierdza prof. Krystyna Chojnicka z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Wynik 85 czy 92 proc. na maturze tak naprawdę nic nam nie mówi o kandydacie. Dopiero kontakt z człowiekiem pozwala ocenić, czy ma on predyspozycje do podjęcia nauki na określonym kierunku. Doświadczony profesor jest w stanie to stwierdzić, np. w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej – dodaje naukowiec.
Uczelnie publiczne będą chciały wprowadzić dodatkową selekcję tym bardziej, że już nie mają presji na przyjmowanie jak największej liczby kandydatów.
Wedle obowiązujących zasad finansowania muszą się bowiem liczyć ze spadkiem dotacji, gdy liczba studentów na jednego akademika przekroczy 13. Zainteresowane nowym rozwiązaniem są także prywatne szkoły.