Dyrektorzy placówek nie mają pojęcia, co zrobić z niepełnosprawnymi uczniami – to efekt bałaganu w związku z przepisami wprowadzającymi reformę oświatową.
W ostatnich dniach sierpnia weszły w życie przepisy zmieniające reguły nauczania indywidualnego. Jeszcze w zeszłym roku była możliwość nauki z nauczycielem sam na sam na terenie szkoły dla uczniów ze specjalnymi potrzebami. Teraz – według jednych przepisów – tego rodzaju nauka może odbywać się tylko w miejscu zamieszkania ucznia. Jednak w oparciu o inne rozporządzenie w budynku szkolnym mogą się odbywać lekcje w podobnym trybie, choć na nieco innych zasadach. Jak przekonuje rzeczniczka resortu edukacji Anna Ostrowska, nowe przepisy umożliwiają m.in. zaplanowanie i organizację wybranych zajęć edukacyjnych indywidualnie z uczniem lub w grupie liczącej do pięciu dzieci mających orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego.
Problem w tym, że jak sprawdził DGP, dyrektorzy gubią się w nowych przepisach. – U nas od września nie będzie już możliwości nauki w trybie indywidualnych lekcji – mówi wicedyrektor jednej z warszawskich szkół mającej oddziały integracyjne. Ale przyznaje otwarcie, że na razie nie zna dobrze przepisów i tylko słyszał, że taką możliwość skasowano. W takiej formie uczyło się dotąd kilkoro uczniów. W innej szkole, również z oddziałami integracyjnymi, do której zadzwoniliśmy – w ogóle nie słyszano o zmianach.
Do stowarzyszenia Nie-Grzeczne Dzieci spłynęło już kilkanaście skarg w związku z nauczaniem indywidualnym. Problem ten sam: w wielu przypadkach dyrektorzy oznajmili, że nie będzie w ogóle możliwości nauki w szkole w trybie sam na sam z nauczycielem. Innej propozycji nie dali. – To kwestia tego, że wielu nadal nie rozumie, jak ma wyglądać nowy system, bo przepisy weszły zbyt późno w życie – mówi Agnieszka Niedźwiecka z Nie-Grzecznych Dzieci.
Jeden z pedagogów z podwarszawskiej poradni psychologiczno-pedagogicznej przyznaje, że ponieważ orzeczenia upoważniające do nauczania indywidualnego wydane przed 1 września są ważne przez cały rok i na ich podstawie szkoły muszą zorganizować zajęcia indywidualne na starych zasadach, wydawano je, nie czekając na zmianę przepisów.
Są też już pierwsi uczniowie, którzy na własnej skórze odczuli efekt chaosu: kilka dni temu poruszenie wywołała historia matki, której 14-letni syn dostał od poradni psychologiczno-pedagogicznej i dyrektora jasny przekaz: nie ma szans na kontynuację dotychczasowej formy nauki sam na sam z nauczycielem na terenie szkoły. Nauczyciele przyjadą do chłopca do domu. To, jak przekonywała matka, oznacza zamknięcie syna w czterech ścianach. – Dzięki dotychczasowemu sposobowi nauki – jak mówiła w rozmowie z Ośrodkiem Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych – Kuba na przerwach spotykał się z rówieśnikami, bawił się z nimi, miał normalny kontakt z kolegami i koleżankami, a na zajęcia szedł najczęściej do biblioteki, gdzie w jednym z pomieszczeń w ciszy opanowywał z nauczycielem program poszczególnych przedmiotów.
MEN przygląda się sprawie.
Opcji jest w tej chwili sporo – dla dzieci z orzeczeniem szkoła może przygotować zajęcia w ramach indywidualnych programów edukacyjno-terapeutycznych, a dla dzieci, które mają ADHD, fobie szkolne czy inne zaburzenia, będzie możliwość zindywidualizowanej ścieżki kształcenia. Większość decyzji o sposobie zorganizowania nauki i opieki leży w rękach dyrektorów szkół, a nie, jak dotychczas, poradni psychologiczno-pedagogicznej.
To niejedyny problem, z którym borykają się placówki w pierwszych dniach września – bałagan dotknął nie tylko uczniów z niepełnosprawnościami. – Mój syn poszedł do siódmej klasy i nie ma ani podręczników, ani kompletu nauczycieli, ani planu lekcji w związku z brakami kadrowymi, ani pracowni przedmiotowych – wylicza jedna z matek. – U nas przebieralnia jest wielkości mojego przedpokoju, ostatnie wolne przestrzenie przerobiono na klasy – mówi inny z opiekunów.
Wczoraj przed resortem edukacji protestowali rodzice i członkowie Związku Nauczycielstwa Polskiego, m.in. przeciw zwolnieniom nauczycieli w wyniku przeprowadzonej reformy.