Minister edukacji narodowej przekonuje, że gimnazja nie wyrównywały szans. To jeden z powodów, dla których przeprowadza reformę likwidującą ten szczebel edukacji, zastępując go przedłużeniem o dwa lata szkoły podstawowej i o rok – średniej. Szkoła podstawowa ma – według deklaracji minister – być „wszędzie taka sama” i nie dzielić uczniów na lepszych i gorszych.
To działo się – szczególnie w wielkomiejskich gimnazjach – gdzie często obchodząc przepisy, selekcjonowano dzieci. Na przykład na podstawie testów językowych. Po reformie przez osiem lat wszystkie dzieci z rejonu mają być równe. Pierwszy poważny test ma być dopiero przed szkołą średnią. To tam uczniowie mają być selekcjonowani.
Założenia jednak sobie, a rzeczywistość sobie. Na zmiany w systemie bardzo szybko zareagowały gimnazja niepubliczne – część z nich przekształca się w podstawówki i już ogłasza nabór do siódmych i ósmych klas. Gdańska Autonomiczna Szkoła Podstawowa rozpoczęła rekrutację już 2 listopada ubiegłego roku, czyli na dwa miesiące przed podpisaniem przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawy oświatowej. „Harmonia” Prywatna Szkoła Podstawowa Montessori w Poznaniu przyjmuje zgłoszenia od grudnia. Pośpiech jest wymuszony przez resort edukacji. Choć publiczne placówki mają czas na przekształcenia do marca, prywatne muszą zadeklarować już do końca stycznia.
W gdańskiej szkole w postępowaniu kwalifikacyjnym będą liczyć się oceny z piątej klasy i to, czy dziecko ma w szkole rodzeństwo. W International School of Poznan (rekrutację zaczyna w kwietniu) oceny też będą się liczyć, ale zostanie przeprowadzony wstępny test z predyspozycji do nauki języków obcych. W podstawówce, którą zamiast gimnazjum będzie prowadzić STO przy ul. Hawajskiej w Warszawie, w kwietniu odbędą się egzaminy z polskiego i matematyki. Decydująca o dostaniu się do szkoły będzie też rozmowa kwalifikacyjna. Tam – w stosunku do gimnazjum – zmieni się jedynie nazwa. – Także nauczyciele będą ci sami, którzy uczyli w gimnazjum – słyszymy w sekretariacie. Warunki „takie jak w dotychczasowym gimnazjum” obiecuje wiele szkół.
Podobnie mówi dyrektor gimnazjum przy ul. Raszyńskiej w Warszawie należącego do Zespołu Szkół „Bednarska”. Jedyna różnica w stosunku do gimnazjum jest taka, że egzamin zostanie przeprowadzony już w marcu, a nie w maju. – Będziemy sprawdzać język polski i matematykę, do tego będzie egzamin ustny – wylicza osoba odpowiedzialna za rekrutację na Raszyńskiej. „Tworzone klasy siódme (szkoły podstawowej) będą pobierać naukę w budynku przy ul. Raszyńskiej 22 wraz z uczniami i uczennicami klas drugich i trzecich Gimnazjum „Raszyńska”. Kadrę pedagogiczną będą stanowić nauczyciele i nauczycielki Gimnazjum „Raszyńska” – osoby doświadczone w pracy z dziećmi w tym wieku, od lat z powodzeniem realizujące nie tylko program dydaktyczny i wychowawczy, ale przygotowujące także do dalszej nauki w szkołach licealnych” – można przeczytać na stronie szkoły. Na Raszyńskiej znajdzie się też część dzieci z należącej do tego samego zespołu szkół podstawówki. Te dostaną się tu bez egzaminu. – Będą kontynuowały naukę, przejdą zgodnie z nowymi zasadami do kolejnej klasy, tyle że do innego budynku szkolnego – tłumaczy Sławomir Sikora, dyrektor gimnazjum.
W całej Polsce odbywają się dni otwarte. Jak przyznają prowadzący placówki, zainteresowanie ofertą klas siódmych jest całkiem duże. Powód? – Rodzice nie chcą zostawiać dzieci w dotychczasowej podstawówce, chcą mieć pewność, że dziecko dostanie się później do dobrego liceum – tłumaczy jeden z nauczycieli. Rodzice boją się, że w pierwszych latach reformy dzieci padną ofiarą zamieszania związanego z nowymi sieciami szkolnymi, a także tego, że w 201 9 r . do liceum na raz pójdą te dzieci, które kończyły ósmą klasę po nowemu i trzecią gimnazjum – po staremu.
Przenoszenie do prywatnej szkoły na ostatnie dwa lata podstawówki – do swoistego „minigimnazjum” – to niejedyna strategia rodziców. Kiedy okazało się, że reforma jednak zostanie wdrożona, rodzice Adama przenieśli go już teraz, w trakcie piątej klasy, do szkoły niepublicznej. Placówka gwarantuje, że dzieci od siódmej klasy będą się uczyć na zasadach takich jak gimnazjaliści ze szkoły należącej do tego samego zespołu. Adam musiał zdać egzamin, ale jak tłumaczą rodzice, woleli go wysłać teraz, żeby do siódmej klasy przeszedł płynnie ze swoją grupą, unikając rekrutacji, podczas której będzie duża konkurencja.
Innym powodem, dla którego rodzice decydują się na „minigimnazja”, jest niepewność, jaka panuje w samorządach. Choć Anna Zalewska przekonywała, że po reformie dzieci nie powinny zauważyć zmian, a w szkołach zmienią się pieczątki i szyldy, już wiadomo, że w okresie przejściowym uczniów czeka spore zamieszanie. Nawet na warszawskim Bemowie, które zarządzane jest przez samorządowców Prawa i Sprawiedliwości, dzieci czekają przeprowadzki – powstaną tam trzy nowe podstawówki (w budynkach dotychczasowych gimnazjów), a w konsekwencji ośmiu z dziewięciu obecnych szkół podstawowych zmienią się obwody. Samorządowcy przygotowali dla mieszkańców folder, z którego rodzice mogą dowiedzieć się, że warto przenieść dziecko do nowej placówki, bo będzie to gwarancja nauki na pierwszą zmianę. Dużo mniej subtelni byli samorządowcy ze stołecznej Białołęki (tam też podstawówki powstają z samodzielnych gimnazjów). Na stronie internetowej napisali: „pozostawienie większej liczby uczniów klas VII w dotychczasowych szkołach podstawowych może skutkować nauką do późnych godzin wieczornych lub w soboty”.
Nic dziwnego, że ci, których na to stać, już dziś szukają placówek, które zapewnią uczniowi stabilność. Tylko co to ma wspólnego z wyrównywaniem szans?