Ich umowy wygasną za niecałe dwa i pół miesiąca. Tymczasem resort finansów na razie nie zgodził się na uruchomienie dodatkowych pieniędzy. NFZ rozważa aneksowanie kontraktów.



Rozmowy w sprawie zmiany wysokości tegorocznych wydatków na leczenie i wymiana pism z pytaniami i wyjaśnieniami między resortem finansów a Narodowym Funduszem Zdrowia trwały cały wczorajszy dzień. Do zamknięcia numeru nie były znane ich efekty, MF twierdziło jednak, że sprawy idą w dobrym kierunku.
Działania nabrały tempa prawdopodobnie po wypowiedziach Andrzeja Jacyny pełniącego obowiązki szefa NFZ. W tym tygodniu poinformował on partnerów społecznych, że jeśli pieniądze nie zostaną uruchomione w tym miesiącu, konkursy dla placówek medycznych mogą się nie odbyć.
Chaos i opóźnienia
Wspomniane konkursy ruszyć miały najpóźniej w lipcu, tak by możliwe było podpisanie umów z oddziałami i placówkami, które nie zmieściły się w sieci szpitali. Chodzi np. o szpitale chirurgii jednego dnia w okulistyce, placówki kardiologii interwencyjnej, a także nowe oddziały publicznych szpitali, które nie spełniły warunku minimum dwóch lat kontraktu z NFZ.
Założenie było takie, że przed uruchomieniem sieci od 1 października, Fundusz przeprowadzi konkursy uzupełniające zakresy świadczeń. Miał w ten sposób rozdysponować ok. 7 proc. wszystkich wydatków na hospitalizacje. Zgodnie z obowiązującym planem wynoszą one w sumie blisko 35 mld zł.
Przeprowadzenie konkursu zajmuje około dwóch miesięcy lub więcej. Trzeba go ogłosić, dać czas na przygotowanie ofert, odwołania, negocjacje. Na dodatek trudno ogłosić postępowania na wiele zakresów w jednym momencie, bo kadry NFZ, które muszą sprawdzić dokumentację, nie są wystarczająco liczne. Dlatego Andrzej Jacyna po uchwaleniu ustawy o sieci zapowiadał, że chce, by listę placówek zakwalifikowanych do nich ogłosić już w maju, ale ostatecznie stało się to dopiero w ostatnim dopuszczonym ustawą terminie (27 czerwca).
Konkursy miały ruszyć w czerwcu, a najpóźniej w lipcu. NFZ musi mieć jednak na ten cel pieniądze. Prezes Jacyna wnioskował o wcześniejsze uruchomienie rezerw Funduszu w wysokości ok. 1,5–2,5 mld zł, ale resort finansów zwlekał z decyzją. Przedstawiono więc zmianę planu finansowego Funduszu, zakładającą większy wpływ składek z ZUS. Miał wstępną zgodę MF i ponad dwa tygodnie temu zaakceptowała go sejmowa komisja zdrowia.
Zgodnie z nim NFZ ma w tym roku wydać na świadczenia o prawie 946 mln zł więcej, niż pierwotnie planowano. Jednak na poziomie oddziałów zmiana wydatków ma być bardziej odczuwalna i wynosić 1,43 mld zł, bo pół miliarda złotych zostanie przesunięte z centrali. Na stronie funduszu wciąż widnieje jednak stary plan.
– Dowiedzieliśmy się, że nie uległ zmianie, ponieważ nie ma na to zgody ministra finansów – relacjonuje Grzegorz Byszewski, ekspert Pracodawców RP.
O decyzje w sprawie zmian planu i uwolnienia rezerw spytaliśmy wczoraj kierowane przez Mateusza Morawieckiego ministerstwo, ale do czasu zamknięcia numeru nie otrzymaliśmy wiążącej odpowiedzi.
Do lipca albo aneksy
Dyskusja na temat konkursów toczyła się na ostatnim posiedzeniu zdrowotnego zespołu Rady Dialogu Społecznego. Andrzej Jacyna poinformował uczestników, że jeżeli do końca lipca zmiana planu nie zostanie zaakceptowana, będzie trzeba aneksować umowy z placówkami spoza sieci. Co oznacza to dla pacjentów? Zwiększa szanse, że nie obejmą ich perturbacje, bo placówki, w których są zapisani, w konkursie mogłyby stracić kontrakt.
Z drugiej strony nowe szpitale i oddziały, które czekają, by przyjąć chorych, nie będą miały szans na pozyskanie kontraktu.
Aneksowanie mogłoby dotyczyć ostatniego kwartału roku. – To najwygodniejsza i najbezpieczniejsza opcja w tej chwili. Lepiej aneksować niż robić konkursy w pośpiechu – mówi nam jeden z urzędników.
Kłopot w tym, że na aneksowanie też trzeba pieniędzy.
W sieci też mało pewnie
Co ciekawe, o tym jak dokładnie będą finansowane po 1 października nie wiedzą także te szpitale, które w sieci już się znalazły. Powinny dostać konkretne propozycje, ale szefowie placówek alarmują, że wciąż ich nie ma. Ponadto NFZ obiecywał, że lepiej wyceni im punkty, w których rozliczane są świadczenia.
– Panuje straszny chaos, deklaracje funduszu są często sprzeczne, a my musimy przecież wiedzieć, czy będzie nas stać np. na utrzymanie obecnej liczby pracowników, o zakupie sprzętu nie mówiąc – mówi nam szef jednej z powiatowych placówek.
Jak informują partnerzy społeczni, Jacyna na pytania w tej sprawie odpowiadał dość ogólnikowo. Stwierdził, że każdy szpital może sobie policzyć według wzoru z rozporządzenia, ile pieniędzy dostanie.
Z kolei w przypadku placówek, w których trudno to określić, rozmowy będą trwały przez kolejny miesiąc. Chodzi o różne sytuacje, ponieważ ryczałt naliczany ma być w oparciu o świadczenia zrealizowane w 2015 r.
Tymczasem niektóre szpitale miały wtedy np. mniej pacjentów z powodu remontów, inne zostały dopisane do sieci na specjalnych warunkach, bo w 2015 r. nie miały jeszcze kontraktu.
W niepewności przez kolejne tygodnie będą pozostawać też te szpitale, którym kontrakt i liczba pacjentów rosła w 2016 i 2017 r. W tej sytuacji dopiero pod koniec sierpnia lub na początku września uzyskają informację, czy dostaną więcej pieniędzy niż w 2015 r., i czy mogą zatrudnienie zwiększyć, czy muszą je obciąć.