Jeśli postulaty pracowników ochrony zdrowia nie zostaną spełnione, to 2 października rozpocznie się strajk głodowy - zapowiedział w Sejmie przedstawiciel Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Tomasz Dybek, podczas rozpatrywania projektu o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia.

"Czy zdają sobie państwo sprawę, że statystycznie wszyscy (...) prawdopodobnie umrzemy 5 lat wcześniej niż nasi koledzy z Zachodniej Europy? Czy wiecie, że będziemy umierać w odrapanych, brzydkich, przestarzałych szpitalach, będziemy w nich karmieni niejadalnymi papkami, a co najgorsze: będziemy prosić, aby ktoś przybiegł nam z pomocą, uśmierzył ból, podał kubek z wodą, bo będzie brakować personelu medycznego. Będziemy czekali miesiące i lata na łóżko, badanie, operację" - rozpoczął Dybek zwracając się do posłów.

W środę po południu Sejm rozpoczął rozpatrywanie obywatelskiego projektu ws. minimalnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Projekt przygotowało Porozumienie Zawodów Medycznych (PZM) skupiające kilkanaście związków i organizacji zrzeszających pracowników służby zdrowia.

Jak mówił Dybek, dziś wszystkie zawody medyczne stoją w jednym szeregu, ich przedstawiciele przyjechali do Warszawy, aby protestować. Ci pracownicy - jak podkreślił - powinni przysłuchiwać się debacie, ale nie zostali wpuszczeni na galerię Sejmu. "Są przed Sejmem i proszę, żeby państwo po tych obradach do nich wyszli i porozmawiali z nimi" - zaapelował.

Zwrócił uwagę, że w przyszłym roku wiek emerytalny osiągnie jedna trzecia naszych pielęgniarek. Nie lepiej, jak mówił, jest w przypadku lekarzy - średnia ich wieku to prawie 55 lat; gdyby nie wciąż pracujący emeryci, kolejki do lekarzy wydłużyłyby się dwukrotnie.

"Macie państwo szansę być pierwszym rządem w historii Polski, który może odmienić oblicze polskiej medycyny" - mówił. Podkreślał, że obecnie pacjenci często muszą na świadczenie czekać w bardzo długich kolejkach, przykładowo kobieta chora na raka piersi na ostateczną diagnozę musi czekać nawet 37 tygodni.

Dybek przypomniał, że zarówno prezes PiS Jarosław Kaczyński, jak i premier Beata Szydło zapewniali, że lekarze powinni dobrze zarabiać. Mówił też, że wiele nadziei pracownicy medyczni wiązali z objęciem urzędu ministra zdrowia przez Konstantego Radziwiłła, który wcześniej przez wiele apelował do kolejnych władz o zwiększenie finansowania służby zdrowia i podwyżki.

"W momencie objęcia ministerstwa zdrowia pan dr Konstanty Radziwiłł stał się politykiem, nie lekarzem. Niestety przemienił się w polityka pojmowanego pejoratywnie, odwrócił się od społeczeństwa medycznego i polskich pacjentów" - powiedział.

Dybek przypominał, że pod projektem obywatelskim zebrano prawie ćwierć miliona podpisów. "Ten obywatelski projekt ma szansę być prawdziwie dobrą zmianą i głosowanie nad nim pokaże prawdziwe intencje rządu" - podkreślił.

Powiedział, że pracownicy służby zdrowia apelują o uchwalenie projektu obywatelskiego oraz o stworzenie ponadpolitycznego zespołu który w trzy miesiące przygotuje ustawę regulującą zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do 9 proc. PKB w ciągu 10 lat, przy czym 6,8 PKB ma być osiągnięte w ciągu 3 najbliższych lat.

PZM chce także powołania zespołu ekspertów, który maksymalnie do końca kadencji przygotuje "projekt wielkiej reformy opartej na analizach, faktach, ekspertyzach, a nie na populizmie i demagogii" - mówił.

"Te trzy postulaty muszą być spełnione do końca września 2017 r. Jeśli do tego czasu te postulaty nie zostaną spełnione, to od 2 października w siedzibie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy rozpocznie się strajk, strajk głodowy pracowników ochrony zdrowia, głownie młodych lekarzy i fizjoterapeutów i innych zawodów medycznych oraz przekształcimy Porozumienie Zawodów Medycznych w komitet protestacyjny, który zacznie przygotowywać się do największego protestu, jaki polska ochrona zdrowia widziała" - powiedział.

"Bez naszej pomocy i poświęcenia dziennie pomocy nie zaznają miliony polskich pacjentów, być może dojdzie do bardzo przykrych konsekwencji zdrowotnych, być może kolejki w szpitalach będą wychodziły na ulicę, nie będzie personelu w szpitalach i przychodniach i my, pracownicy medyczni, z góry wszystkich Polaków za to przepraszamy" - powiedział. Podkreślał, że medycy chcieliby uniknąć takiej sytuacji.

"Będą na nas wieszać psy, obarczać i winić za wszystko, jeśli jednak tylko nasz bunt i sparaliżowana służba zdrowia ma przynieść długofalowe efekty dla wszystkich Polaków, to jesteśmy gotowi ponieść to upokorzenie, bo liczą się ludzie, a nie hasła wyborcze. I jeśli dojdzie do tych tragicznych sytuacji to wtedy proszę przyjść do pani premier Beaty Szydło, do polityków, bo to oni są i będą odpowiedzialni. My już nie mamy sił, nie dajemy rady" - dodał.