Nagonka na organizacje pozarządowe nie robi wrażenia na lokalnych władzach. Wbrew woli gabinetu Beaty Szydło w 2017 r. planują znacznie większe wydatki na współpracę z tymi organizacjami.
Ile będzie kosztować nas Narodowe Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, które chce powołać do życia rząd / Dziennik Gazeta Prawna
Miasta, szczególnie te rządzone wciąż przez PO, kompletnie nie przejmują się klimatem, jaki ostatnio wytworzył się wokół sektora NGO – głównie wskutek materiałów publikowanych w mediach publicznych i wypowiedzi czołowych polityków PiS. Wiele samorządów, planując swoje przyszłoroczne budżety, zamierza zwiększyć, czasem dość pokaźnie, pulę pieniędzy, jaką wydadzą na współpracę z tymi organizacjami.
Na tym tle wyróżnia się Gdańsk rządzony przez Pawła Adamowicza z PO. Tam wydatki związane ze zlecaniem realizacji zadań publicznych (w trybie ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie) zwiększą się o ponad 20 proc. – z 38,4 mln do niemal 49,5 mln zł. Oficjalnie urzędnicy przekonują, że nie ma to bezpośredniego związku z klimatem, jaki wytworzył się wokół trzeciego sektora. – Zwiększenie planowanej kwoty wynika m.in. z nowych zadań, które miasto chce zlecić organizacjom w myśl konstytucyjnej zasady pomocniczości – twierdzi Olimpia Schneider z gdańskiego magistratu.
Kraków nie wyklucza, że swoje wydatki na ten cel zwiększy z 81,5 do ponad 88 mln zł (decyzja zapadnie pod koniec listopada). Kielce podniosą je z 8,3 do 9,2 mln zł, Katowice – z 32,3 do prawie 37 mln zł. Z kolei Warszawa od lat regularnie intensyfikuje wypłaty dla NGO, np. ze 121 mln zł w 2014 r. do niemal 140 mln zł w roku ubiegłym. W planach na przyszły rok planowana jest podobna kwota, choć nieoficjalnie słyszymy, że może być jeszcze większa (ostatecznie będzie wiadomo po prowizorium budżetowym). Wydatki z roku na rok zwiększa też Szczecin, który jeszcze w 2014 r. wydał 24,8 mln zł, a w przyszłym chce ponad 31,5 mln (prawie 1,7 mln więcej niż w tym roku).
Z kolei urzędnicy z Częstochowy (która również zwiększy wydatki o 400 tys. zł, do poziomu 29,7 mln zł) podkreślają, że trzeci sektor wciąż cieszy się dużym zaufaniem ze strony lokalnych władz. – Pieniądze na współpracę z organizacjami pozarządowymi to efekt zaufania, jakim darzą je władze miasta – zwraca uwagę biuro prasowe częstochowskiego magistratu.
– Na pewno jest to miły gest, dzięki któremu samorządy zabierają głos w dyskusji. To znaczy również, że samorządy nie dały się wciągnąć w trwającą kampanię oszczerstw wobec trzeciego sektora – uważa Filip Pazderski z Instytutu Spraw Publicznych. Jak dodaje, nie bez znaczenia jest fakt, że do Polski powoli zaczyna płynąć szerszy strumień środków unijnych. – Gminy mają żywotny interes w tym, by organizacje pozarządowe wykonywały za nie część zadań, bo inaczej mogłyby sobie ze wszystkim nie poradzić – twierdzi Filip Pazderski. Chodzi częściowo np. o pomoc społeczną, sport, kulturę, zdrowie i ochronę środowiska.
Gest samorządów – niezależnie od jego intencji – nie spodoba się działaczom Prawa i Sprawiedliwości. Nie tylko dlatego, że wydatki zwiększają głównie miasta związane z partiami opozycyjnymi. W ostatnich tygodniach w mediach publicznych pojawiała się cała seria materiałów, które w nie najlepszym świetle stawiały niektóre podmioty, takie jak Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej (wskazywano kwoty od ministerstw, jakie fundacja otrzymywała w ramach konkursów, oraz fakt, że jednym z jej założycieli jest były prezes TK Jerzy Stępień protestujący przeciw zmianom zachodzącym w trybunale) czy organizacje, w których działają dzieci znanych osób: córka obecnego prezesa TK Róża Rzeplińska czy córka byłego prezydenta RP Zofia Komorowska (choć, jak podał RMF FM, w piątek wicepremier Piotr Gliński podczas konferencji prasowej w Sejmie przeprosił za ataki na organizacje pozarządowe, w tym personalnie na dzieci polityków).
Wcześniej swoje zdanie wyraziła też premier Beata Szydło. W wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” wskazywała na ogromne sumy, jakie trafiają do organizacji pozarządowych. – Tyle że często okazuje się, iż są to fundacje, które były podporządkowane politykom poprzedniego układu rządzącego – stwierdziła premier.
Kilka dni temu, za sprawą dziennikarzy z portalu NGO.pl, wyciekł szykowany przez rząd projekt ustawy o Narodowym Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego (NCRSO). To przez ten podmiot, począwszy od lutego 2017 r., przechodzić będą pieniądze na finansowanie centralnych zadań publicznych realizowane przez NGOsy, czyli np. z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich (60 mln zł rocznie), środki unijne oraz te pochodzące z programów zagranicznych, jak chociażby fundusze norweskie.
Jak opowiada nam Filip Pazderski, już w marcu br. pojawiły się pierwsze zapowiedzi, że NCRSO zostanie powołane. W związku z tym powstać miały zespoły eksperckie, złożone m.in. z przedstawicieli trzeciego sektora, z którymi zmiany miałyby zostać skonsultowane. – Zespoły utworzono, odbyły się dwa spotkania, jedno na początku maja, drugie pod koniec lipca. Przy czym miały odbywać się raz na miesiąc. Projekt, który teraz się pojawił, w ogóle do nas nie trafił, nie było nad nim żadnej merytorycznej dyskusji – zwraca uwagę Pazderski.
Zdaniem niemal wszystkich władz lokalnych, z którymi rozmawialiśmy, żadne daleko idące zmiany systemowe nie są konieczne. – Sprawa finansowania zadań publicznych realizowanych przez organizacje pozarządowe jest uregulowana systemowo, w sposób niezwykle szczegółowy. W naszej ocenie nie jest konieczne ich dalsze doprecyzowanie – mówi Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina. Jak wskazuje, ewentualna zmiana powinna iść w stronę większej samodzielności samorządów w kształtowaniu kryteriów konkursowych, które obecnie są uregulowane ustawowo i bardzo rygorystycznie, oraz wycofania często obowiązkowych wkładów własnych organizacji pozarządowych do realizowanych zadań.
W świetle tego, jaki kierunek zmian zapowiedział rząd (centralizacji systemu), trudno nie odnieść wrażenia, że wizje te są całkowicie rozbieżne.